środa, 31 lipca 2013

Rozdział 28: Dame tu amor

,,Wszyscy tutaj mamy marzenia do spełnienia."
  (,, On beat")

Rozdział pragnę zadedykować nowym czytelniczkom. Mam zaszczyt Was tutaj gościć. <3

Następny dzień,
Camila
    -Fran! – krzyczałam. – Fran!
    Chciałam dogonić swoją przyjaciółkę, ale ona wprost pędziła, a przecież tylko szła. Musi mieć naprawdę wysportowane nogi.
    W Studiu zawrzało. Nie wiadomo skąd została zasiana plotka o rzekomym rozstaniu Marco i Francesci. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Cały czas jestem jej przyjaciółką. Może… może odkąd wszystkie mamy chłopców oddalamy się od siebie? Musimy to naprawić. Trzeba coś wykombinować, by znów razem spędzać czas.
    - Co chcesz? – dziewczyna gwałtownie się zatrzymała, co groziło zderzeniem się. Na szczęście w porę wyhamowałam.
    - Fran? Czy to prawda? Czy ty i Marco nie jesteście już razem? – zapytałam  ze smutkiem.
    - Camila… - Francesca nie dokończyła, ponieważ wybuchła płaczem.
    Czułam się strasznie. Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? Mogłam jej pomóc. Muszę więc zrobić to teraz.
    - Idziemy – powiedziałam i prawie ciągnąc przyjaciółkę udałyśmy się do pobliskiego parku.
    Fran cały czas szlochała i nie dało jej się uspokoić. Szeptałam jej coś, próbując ją udobruchać, ale na nic to się nie zdało. Gdy doszłyśmy, musiałam ją usadzić i odezwałam się:
    - Ciii, kochanie. Uspokój się. Jestem już przy tobie. Powiedz, co się stało.
    Dziewczyna zdjęła dłonie z twarzy, odsłaniając czerwone od płaczu oczy i potargane włosy.  Jeszcze przez chwilę pochlipując powiedziała:
    - Była dziewczyna Marco, Isabel, ona… ona nas prześladowała. Raz nawet go pocałowała. Miałam tego dość i zerwałam z nim. Zawsze ktoś musi wszystko popsuć!
    Przyjrzałam się jej uważnie, ale z prawdziwą troską. Fran od zawsze była przewrażliwiona. Było jej ciężko z tym, że nie ma kogoś, kto sprawiłby, aby czuła się dowartościowywana. To była jej pięta achillesowa. Zresztą… ta Isabel to niezłe ziółko. Żeby tak od razu całować chłopaka?
    - Fran, ale ty przecież go kochasz – wyszeptałam.
    Spojrzała na mnie. Na jej twarzy wciąż malowały się ślady łez. Francesce nie przystoi płakać. Wygląda okropnie. Wtedy jej oczy tracą ten blask, który zachwycił już niejedną osobę.  Jej usta poruszyły się, jakby w przypływie płaczu, a ona stwierdziła:
    - No właśnie .
    Wybuchła histerycznym szlochem i znów zakryła twarz dłońmi.

Leon
    Rozglądałem się po tłumie dzieciaków, by dostrzec Violettę. Nigdzie jej nie było, więc nie ponowiłem poszukiwań. Może się spóźni. Czasem jej się zdarza.
    Rozejrzałem się ponownie wokoło, by poszukać jakiegoś towarzystwa do rozmowy. Zobaczyłem Marco, który w furii wrzeszczy na młodszego ucznia. Bardzo mnie to przejęło. Cokolwiek zrobił ten chłopak, Marco nie powinien tak na niego krzyczeć.
    Podbiegłem do nich dwóch i spytałem się:
    - Co się tutaj dzieje? – zapytałem starszego, a potem pokazałem jednym gestem, by młodszy odszedł i niczym się nie przejmował.
    - Nic, o co ci chodzi? – warknął Marco.
    - Nic? Nazywasz niczym krzyczenie na bezbronnego chłopaka? W dodatku młodszego? – zapytałem. – Dlaczego tak się wściekasz, jakbyś nie był sobą?
    - Przecież jestem taki, jak zawsze! – wrzasnął.
    Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi, mówiąc:
    - Nie i dobrze o tym wiesz. Co się stało?
    Westchnął ciężko. Jego wyraz twarzy się zmienił, a w oczach zobaczyłem ból, który chciał ukryć pod maską wściekłości. Jego oddech nagle stał się nierówny, a przecież chwilę przedtem wręcz kipiał złością.
    - Leon, ona mnie zostawiła – w jego oczach zaszkliły się łzy.
    Nie mogłem uwierzyć. On i Francesca byli idealną parą. Każdy z naszych przyjaciół mógł to potwierdzić. Prawie wszystko robili razem i nie odstępowali się na krok. Czasem aż chciało się wymiotować, gdy tak kipiała z nich ta słodkość.
    - Ale co? Jak? Wyjechała? Boże… Zmarła? – wyjąkałem.
    - Nawet tak nie mów! – wykrzyknął. – Ona… ona… My już nie jesteśmy parą, rozumiesz? To co budowaliśmy od naszego spotkania runęło jak domek z kart! Nie mogę sobie z tym poradzić, Leon. Nie umiem na nią patrzeć i przejść obojętnie. A najgorsze jest to, że my się wciąż kochamy.
   - Zaraz. Nie rozumiem. To dlaczego się rozstaliście? – zapytałem zdezorientowany.
   - Bo moja była dziewczyna chciała to wszystko popsuć. Nerwy Francesci nie wytrzymały i ona… ona już nie chce mnie znać – oznajmił.
    - Stary, to okropnie… - stwierdziłem. – Wiem, jak się czujesz.
    - Dobra, koniec użalania się nad sobą. Muszę o tym zapomnieć, bo inaczej nigdy nie dam sobie z nią spokoju – stwierdził. – Chodźmy na lekcję.
    Ostatnie zdanie wypowiedział ponuro. Chciałem wykrzyczeć mu, że najgorszym wyjściem będzie zapomnienie, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Marco szarpnął moją rękę i pociągnął w stronę sali, w której mieliśmy mieć lekcję z Pablem.

Violetta
    Gdy weszłam do klasy wyczułam, że coś jest nie tak. Smutek wręcz wisiał w powietrzu. Na szczęście Pabla jeszcze nie było, więc mogłam spokojnie wejść i nie oberwać nagany za spóźnienie. Podeszłam do Fran, wokół której już był wianuszek dziewczyn. Ona jakby na to nie zważając patrzyła się pustym wzrokiem w okno. Usiadłam na brzegu, a po chwili wszystkie dziewczyny przybliżyły się do mojego krzesła. Dobrze, chciałam wiedzieć, co tak źle wpłynęło na humor moich przyjaciół ze Studia.
    - Dlaczego wszyscy są tacy podenerwowani? – zapytałam.
    Dziewczyny spojrzały po sobie smutno, po czym odezwała się Ludmiła:
    - Fran i Marco już nie są parą.
    - COOOOO?! – zdołałam wykrzyczeć.
    One tylko pokiwały głowami. Nie mogłam uwierzyć. To nie mogła być prawda. Przecież oni się kochają. Jak mogli się rozstać? To nie możliwe.
    - Zaraz… Jak? – zapytałam.
    Tym razem odezwała się Naty:
    - Oni cały czas się kochają, ale nie mogą być razem, bo przeszkadza im w tym niejaka Isabel, była dziewczyna Marco.
     - To okropne. Oni są dla siebie stworzeni – dukałam.
     - Też tak sądzimy, ale Francesca nie chce znów, by ta dziewczyna wszystko popsuła – stwierdziła Camila.
    Jeszcze przez chwilę kręciłam głową i usadziłam się wygodniej na krześle. Rozejrzałam się po sali. W kącie obok Marco siedział Leon. Uśmiechnęłam się smutno, a on odpowiedział tym samym. Po chwili wskazał głową na chłopaka siedzącego obok niego, po czym pokręcił głową. Miało to oznaczać, że nie jest dobrze.
    Do klasy wszedł Pablo, uśmiechnięty od ucha o ucha. Prychnęłam pod nosem. Nie cieszyłby się tak, gdyby wiedział, że prawie wszyscy jesteśmy pogrążeni w depresji z powodu rozstania naszej dwójki przyjaciół.
    - Miło was znów widzieć – zaświergotał.
    Mruknęliśmy coś pod nosami. Pablo zmarszczył brwi, ale nie skomentował tego ani jednym słowem.
    - Dzisiaj mam dla was interesujące zadanie – powiedział. – Wiem, że jest wśród was wielu zakochanych, więc świetnym ćwiczeniem byłoby zaśpiewanie Cuando me voy. Cieszycie się?
    Byłam niemal pewna, jak nasze szczęki niemal upadły na podłogę. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby nie to, że przed chwilą dowiedzieliśmy się, że Marco i Francesca się rozstali. Spojrzałam na nich. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wydawała się zdenerwowana. Chłopak natomiast wyglądał na zadowolonego. Czyżby coś kombinował?
    - Nie cieszycie się? – zapytał Pablo.
    - Jaaasne – przeciągnęliśmy razem.
    Ręka Tomasa wystrzeliła w górę z taką szybkością, że chyba każdy poczułby jej ruch. Pablo pozwolił chłopakowi na wypowiedzenie się, więc odezwał się.
    - Ale… Nie ma tutaj mojej dziewczyny.
    - To też przemyślałem – uśmiechnął się. – Możesz wejść, Laro.
    Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. Przynajmniej ma dla kogo śpiewać.
    - Dobrze. W takim razie możemy zaczynać. Ustawcie się parami. Z tego, co wiem to razem powinni być: Leon i Violetta, Camila i Rico, Ludmiła i Diego, Naty i Maxi, Lara i Tomas, Francesca i Marco – wymienił Pablo.
    Słychać było głośne prychnięcie Fran. Nauczyciel kazał nam się ustawić twarzami do siebie. Pablo włączył muzykę, a chłopcy zaczęli śpiewać do swoich partnerek.
    - Cuando me voy me quieres seguir, cuando yo estoy tu te quieres ir. Dame el motivo de tu temor , dame tu Amor – zaczął Leon, a ja uśmiechnęłam się szeroko na dźwięk jego głosu.
    -Pues como tu y yo. Solo dame una razón... – zaśpiewał Rico dla Cami, a ona mocno się zarumieniła.
   
Francesca
    - Lo que te doy ya no tiene fin.  Dime quien sos y me quedo aquí. Dame el motivo de tu temor.
Dame tu Amor – Diego zaświergotał dla Ludmiły.
    Wiedziałam, że koniec jest bliski. Niedługo Marco zaśpiewa dla mnie. Nie patrzyłam mu w oczy. Nie mogłam. Każda dziewczyna była zarumieniona, ale ja nie mogę. Nie mogę pokazać, jak bardzo mi na nim zależy.
     -Pues como tu y yo. Solo dame una razón... – tym razem był to Maxi.
    O nie! Zaraz będzie mój koniec!
    -Hey, mirame y vivamos el momento. Hey, hablame que se detiene el tempo – usłyszałam głos Tomasa, który był zapatrzony w Larę.
    Kilka dźwięków. Zaraz Marco. Co ja mam zrobić, jak się zachować. Nie zdążyłam tego przemyśleć, ponieważ usłyszałam jego głos:
      -Hey, tu y yo, tu y la melodia. Que me sintonia, nace una cancion.
     Zdobyłam się na spojrzenie mu głęboko w oczy. Promieniowała z nich taka prawda. Nigdy nie widziałam u kogoś, by śpiewał tak szczerze. Nawet nie wiedziałam dlaczego, ale Marco śpiewał dalej sam. Wszyscy odsunęli się na bok. Pablo i reszta przeszywali nas wzrokiem, ale on nie poddawał się i kontynuował:

Hey, mirame y vivamos el momento.
Hey, hablame que se dietene el tiempo.
Hey, tu y yo, tu y la melodia
Que me sintonia, nace una cancion.

Oígo tu voz en el contestador,
Pero confundes mi corazón.
Dame el motivo de tu temor,
Dame tu amor.

Pues como tu y yo,
Solo dame una razón...
Mi amor?

Cuando me voy me quieres seguir,
Cuando yo estoy tu te quieres ir.
Dame el motivo de tu temor,
Dame tu amor.

Pues como tu y yo,
Solo dame una razón...


Hey, mirame y vivamos el momento.
Hey, hablame que se dietene el tiempo.
Hey, tu y yo, tu y la melodia
Que me sintonia, nace una cancion.
Hey, mirame y vivamos el momento.
Hey, hablame que se detiene el tiempo.
Hey, tu y yo, tu y la melodia
Que me sintonia, nace una cancion.

Y ya lo sabes que,
Love is like a thunder
Porque tu amor me llena,
Hurt me in your fire
Y ya lo sabes que,
Love is like a thunder
Porque tu amor me llena
Hurt me in your fire

Ten wers zaśpiewał tak naturalnie, prawdziwie. Nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam oderwać wzroku od niego, od jego oczu.

Oígo tu voz en el contestador,
Pero confundes mi corazón.

Hey, mirame y vivamos el momento.
Hey, hablame que se dietene el tiempo.
Hey, tu y yo, tu y la melodia
Que me sintonia, nace una cancion.
Hey, mirame y vivamos el momento.
Hey, hablame que se detiene el tiempo.
Hey, tu y yo, tu y la melodia
Que me sintonia, nace una cancion.

    Skończył śpiewać, a wszyscy patrzyli się na nas. Nie wiedziałam co myślą.
    - Fran. Ja wciąż cię kocham. Nie znikniesz nigdy z moich myśli. Dlaczego chcesz z tego zrezygnować? Żadna Isabel nam nie przeszkodzi, jeżeli będziemy razem – powiedział zdeterminowany.


    Wciąż stałam, nie mrugając, tylko patrząc na niego i nic nie mówiąc. Co mam mu powiedzieć? 

_______________________________________
Witam!
Rozdział byle jaki. Maddy dobrze wie, że byłam bardzo podjarana pomysłem z Cuando me voy. No cóż, kocham tę piosenkę. 
Wiem, wiem. Mało Leonetty. Przepraszam!
Sprawy organizacyjne:
Chciałabym przeprosić wszystkie bloggerki, które obraziłam za sposób rozdzielania Leonetty (napisałam, że niektóre są tanie). Nie wytykałam nikogo palcami, żadna z Was nie straciła czytelników. Jest mi przykro, jeżeli coś takiego uczyniłam... Mam nadzieję, że nie zachowuję się jak Ludmiła. Nie zamierzam zmieniać Verdas na Ferro.
Ale ja tu nie o tym. 
JESZCZE RAZ BARDZO WAS PRZEPRASZAM.
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe. Nigdy nie chciałam Was urazić.
Dziękuję za 142 ,,taków" Jesteście wielcy!
Kocham Was, ale to wiecie! <3
Dziękuję za wsparcie Weronice T. i Maddy. 
Xenia <3

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 27: Ostatnie ,,kocham cię"

,,To jakby mieć dwa życia albo więcej
  Jedno daje mi wodę, inne powietrze
  Chcę pomieszać, dlaczego nie połączyć?"
  (,,Entre dos mundos")

  Francesca
    Podążyłam za wzrokiem Marco. Gdy zobaczyłam Isabel chciałam do niej podejść i z całej swojej siły walnąć ją w twarz. To byłoby najlepsze rozwiązanie, ale nie mogłam tego zrobić.
    - Marco, ja… Co ona tutaj robi? – zapytałam zdezorientowana.
    - Nie wiem – odpowiedział spokojnie. Jak dla mnie za spokojnie.
    Dlaczego tak się zachowywał? Był tutaj ze mną. Chciałam po prostu spędzić z nim choć jeden dzień. Zawsze ktoś musi nam to popsuć. Dlaczego? Nigdy nie mogę być szczęśliwa. Nawet wtedy, gdy znajdzie się ktoś, kto widzi we mnie ósmy cud świata.
    - Ja stąd już idę – powiedziałam cichutko i oddaliłam się.
    Nawet za mną nie poszedł. Patrzył się tylko na mnie, a ja nie mogłam wyczytać z jego twarzy żadnych emocji. Nie zależało mu na mnie? Tego nie wiem.
    Skierowałam się do wyjścia z Wesołego Miasteczka. W moim życiu nie dzieje się za dobrze. Pfff, tak jak zawsze zresztą.

Lara
    Dzisiaj miałam wolne. Nie musiałam iść na tor, więc postanowiłam się trochę pospacerować po parku. Rozmyślałam nad wszystkim, co działo się ostatnio w moim życiu. Można powiedzieć, że zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko jest inne. Nie walczę już o Leona, jestem przyjaciółką Violetty. Nie, ,,przyjaciółka” to za mocne słowo. Może koleżanka? Tak, jestem jej kumpelą.
    Teraz moją jedyną miłością jest Tomas i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że go kocham. To trochę dziwne uczucie. Gdy ktoś o mnie walczy. Jeszcze nigdy nikt tego dla mnie nie zrobił.
    Gdzie ja właściwie idę? Jak zwykle, nie mam co robić.
    Nagle ktoś zakrył mi dłońmi . Nie wiedziałam, kto to może być, więc spytałam:
    - Któż może wykonać taki gest?
    - Ktoś, kto bardzo cię kocha – odpowiedział znajomy głos.
    - Okej… Tomas?
    - Główna nagroda dla pani przede mną – powiedział, gdy odwróciłam się w jego stronę.
    - A co jest główną nagrodą? – zapytałam ciekawa.
    Popatrzył na mnie czule. Zrobiło mi się gorąco i czułam, jak na twarz wstępują mi czerwone rumieńce.
    - Jesteś śliczna – powiedział zachwycony.
    - Bez przesady – oznajmiłam.
    Dzisiaj nie byłam ubrana w kombinezon. Byłam bardziej dziewczęca i cieszyłam się, że akurat jemu to się podoba.
    - To jaka jest ta nagroda? – zapytałam, gdy doszłam już do siebie.
    - Pomyślałem sobie, że mogę ci coś zaśpiewać – oświadczył  z uśmieszkiem, a ja dopiero teraz zauważyłam, że trzyma gitarę.
    - Ale tutaj?
    - Oczywiście. Niech każdy wie, że cię kocham – usiadł na najbliższej ławce.
    Znów zrobiłam się cała czerwona. Niestety, to było nieuniknione. Bardzo się peszyłam, gdy ktoś był w stosunku do mnie taki czuły. Wiedziałam, że przy nim będzie zdarzało się to dość często.
    Dołączyłam do niego i usiadłam na drugim końcu ławki.
    - Co mam ci zaśpiewać? – zapytał, strojąc gitarę.
    Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Od dziecka słuchałam muzyki, ale nie wyobrażałam sobie siebie śpiewającej. Moją jedyną pasją był motocross i tak miało zostać.
    - A co chciałbyś zagrać? – zapytałam niepewnie.
    - O! Już wiem! – zawołał entuzjastycznie.
    Przy okazji uśmiechnął się szeroko, co dodało mu uroku i zaczął grać pierwsze akordy.
    Po krótkim wstępie zaśpiewał:

Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti

Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver

Quiero entrar an tu silencio y el tiempo detener
Navegar entre tus besos y juntos a ti crecer
Puedo pasar mil años soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti

Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver

Te esperare aunque la espera sea un invierno
Te seguire aunque el camino sea eterno
Mi corazon no te puede olvidar
Y hare lo que sea por volverte a amar
Y hare lo que sea por volverte a Amar
 

    Po tym, jak zaśpiewał zaczął się głośno śmiać. Wpierw nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale potem zorientowałam się, że musiałam dość dziwnie wyglądać. Miałam szeroko otwarte usta i oczy. Zawtórowałam mu i po parku zaczął nieść się nasz melodyjny śmiech. Poczułam, że moje miejsce na ziemi jest wszędzie. Byle z nim.

Violetta
     - Violetta, czy ty widzisz to co ja?
    Przechadzaliśmy się po parku. Mojemu chłopakowi bardzo spodobała się niespodzianka, więc byłam szczęśliwa, że mnie docenił.
    Podążyłam za jego wzrokiem. Jedyne, co mnie zdziwiło to to, że Tomas śpiewał Larze piosenkę, a ona z każdym wyśpiewanym słowem coraz bardziej się rumieniła.
    - Co w tym takiego? – zapytałam, marszcząc brwi.
    - No… Lara i Tomas? Oni razem? – zdziwił się.
    Spojrzałam na niego zdezorientowana. To on nie wie? Gdzie on był? Nagle mi się przypomniało:
    -Aaa! Bo ty nic nie wiesz! – zawołałam. – Są parą i myślę, że pięknie się komponują.
    - Jak tak spojrzeć, to rzeczywiście – uśmiechnął się.
    Zamyśliłam się. Ciekawe, jak my wyglądamy w oczach innych. Może myślą, że to wszystko jest przesłodzone albo może wspaniałe? Chciałam znać opinie moich przyjaciół, ale myślę, że nie byłaby mi do niczego potrzebna. Tylko, że zawsze wolę być poinformowana o wszystkim. Nie lubię, gdy ktoś jest ze mną nieszczery i kłamię mi w twarz. Nauczyłam się tego dopiero teraz. Przecież to ja cały czas oszukiwałam wszystkich dookoła, więc nie mogłam już tak dalej żyć. Czasem trzeba znaleźć swoją drogę i iść cały czas prosto tak, jak wskazuje ci serce.
    - Rozmawiałaś już z tatą? – odezwał się łagodnym głosem Leon.
    Pokiwałam głową na boki, by odzyskać ostrość wzroku. Chyba za długo patrzyłam się w jeden punkt.
    - Nie, jeszcze nie. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Tata dużo pracuje, ale miejmy nadzieję, że się zgodzi – powiedziałam, delikatnie się uśmiechając. – Znalazłeś już pracę?
    - Po części tak. Zaproponowano mi posadę instruktora jazdy na motorze. W tym samym miejscu, w którym sam się uczyłem. Chyba ją przyjmę – ożywił się.
    - Tak, Leon. To idealna praca dla ciebie. Przecież jesteś najlepszy. Muszą cię przyjąć – zawtórowałam mu.
    -Miejmy nadzieję – musnęliśmy się nosami.
    Znów poczułam miłą woń kawy i i mandarynek. Dziwne połączenie, ale jak dla mnie, najpiękniejsze. Wtuliłam się w Leona, a on pocałował mnie czule w policzek.
    Nie udało się nam nawet porozmawiać, ponieważ szybko dotarliśmy na miejsce.
    - To.. jesteśmy – przeciągnęłam.
    - Jesteśmy – powiedział.
    - W takim razie dziękuję za mile spędzony dzień – uśmiechnęłam się.
    - Nie ma za co, księżniczko.
    Podeszłam do niego i pocałowałam w usta. On to zawsze robił, ale czasem role muszą się odmienić.
    Był to słodki, krótki buziak na dobranoc. Jak w każdym, chciałam pokazać, że go bardzo kocham.
    - Teraz mogę iść spać – zachichotał cichutko.
    Uśmiechnęłam się, podeszłam do drzwi i na koniec przesłałam mu buziaka. On udał, że go złapał, a ja weszłam do domu.
    Z kuchni unosiła się delikatna woń, która przyjemnie muskała mój nos. Olga musiała robić jakieś pyszności na kolacje.
    Wparowałam do jej raju i oznajmiłam:
    - Wyczuwam, że znów robisz danie na miarę kuchni królewskiej.
    - Nie mylisz się – powiedziała nieskromnie kobieta, łagodnie się przy tym uśmiechając.
    - Za ile kolacja?
    - Za piętnaście minut – oznajmiła, wyjmując coś z piekarnika.
    - Świetnie! – zawołałam i wybiegła z kuchni, kierując się do gabinetu taty.
    Zatrzymałam się przed drzwiami, słysząc jak rozmawia przez telefon. Czy on zawsze musi siedzieć w jednym miejscu? Jest zamknięty i nie kontaktuję się ze światem i rodziną. Czasem mi go żal, chociaż wiem, że to jego wina.
    Zapukałam lekko, a tata odpowiedział cicho, niemal niesłyszalnie ,,proszę”
    - Hej. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – powiedziałam.
    - Nie, skończyłem już pracę na dziś – odparł.
    Nastąpiła chwila ciszy, a ja myślałam, że trwa ona wieki. W końcu odważyłam się powiedzieć:
    - Leona nie było dwa tygodnie. Został wrobiony przez swojego ojca. Miał poślubić dziewczynę, której nie kocha. Po tym czasie razem z Corazon zdążył uwolnić się od podstępu rodziców. Wrócił do mnie, do Buenos Aires. Teraz mieszka w domu, który był jego rodziców. Stara się o pracę jako instruktor jazdy na motorze. Chciałabym… chciałabym z nim zamieszkać.
    Ojciec patrzył na mnie wzrokiem, z którego nie mogłam nic wyczytać. Po chwili powiedział:
    - Uważam, że jesteś bardzo odpowiedzialną dziewczyną jak na swój wiek. Wiele razy się tym wykazałaś. Myślę, jednak, ze to za wcześnie. Cenię sobie postawę Leona. Widać, że Nie jest to przelotne uczucie, ale cały czas chcę cię mieć jak najbliżej siebie. Wybacz mi, moją nadopiekuńczość.
    Spojrzałam na niego, ale wcale nie czułam się zraniona. Teraz wiedziałam, że jeżeli on tak twierdzi, to musi wiedzieć więcej ode mnie. Trudno, przecież to nie jest wyrok.
    - Tato, nic się nie stało. Rozumiem cię. Ale czy czasem mogłabym u niego przenocować? – zapytałam wyczekująco.
    - Na ten warunek mogę przystać – oznajmił i mocno mnie przytulił.
    Nawet nie było mi przykro z jego postanowienia. Najważniejsze było to, że w moim zyciu nie brakowało osób, które mnie kochają.

Francesca
    Było już późno, ale mnie to nie obchodziło. Wciąż patrzyłam się pustym wzrokiem w świat przede mną. Przechodnie musieli się dziwić. Nie ruszyłam się z miejsca ani na moment. Cały czas myślałam o zaistniałej sytuacji. Nie czułam się z tym wszystkim dobrze. Ciągle nic mi się nie udaje. To przytłaczające.
    Nagle usłyszałam, jak ktoś siada obok mnie. Wiedziałam, kto to, ale odwróciłam głowę w stronę tej osoby. Niektóre kości głośno dały znać o tym, że długo nie były w ruchu.
    - Po co? – zapytałam tylko.
    - By wszystko wytłumaczyć – odpowiedział Marco.
    - Tutaj nie ma co tłumaczyć, nie rozumiesz? – wstałam. – Nie widzisz, że nie jest nam pisane być razem? Nie widzisz, że każdy chce to popsuć? Marco, nie możemy. To nie ma prawa przetrwać, jeżeli wszystko jest przeciw nam. Jest mi przykro, ale… ale trzeba iść dalej. Kocham cię. 

    Ostatnie słowa wypowiedziałam płaczliwie i oddaliłam się od ławki, by znaleźć zaciszę w moim domu. Kolejny raz za mną nie poszedł. Teraz już  tego nie potrzebowałam. 

___________________________________
Tytuł rozdziału podchodzi raczej pod perypetie Marcesci. 
Cóż, brakowało mi tu czegoś. Isabel, jak widać namieszała. 
Niedługo skończą mi się piosenki do cytatów. :)
Trzeba będzie znaleźć jakieś inne. :D
Ponownie dziękuję za ,,taki", których jest już 132. :D
Ciesze się, że dołącza do mnie więcej czytelników i obserwatorów. Dziękuję. <3
Na Andres się śmieje, choć nic się nie dzieje pojawił się wyczekiwany rozdział 3. Zapraszam do przeczytania i skomentowania.
Specjalne podziękowania należą się Maddy. :D
Bardzo jej nienawidzę, no ale cóż.
Te rozmowy na gg powoli zaczynają się wymykać spod kontroli. :D
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wszelką motywację do pisania. Ten blog funkcjonuje tylko dzięki Wam. :*
Ciao!
Xenia <3

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 26: Deszcz

,,Już wiem dokąd chcę iść
  Już mam jasność co chcę mówić
  To stan, który sprawia mi przyjemność
  Chodź tu w tej chwili i zrozum mnie."
  (,,Euforia")

Rozdział dedykuję Fance Violetty.
Życzę Twojemu blogowi sukcesu, ponieważ już sobie na to zasłużył. <3

Violetta
   Musiałam wyglądać dość dziwnie. Dziewczyna stojąca z otwartą buzią i wysoko uniesionymi brwiami. To nie było interesujące. Ale co miałam powiedzieć? Przede mną siedziała dziewczyna, która była więziona z moim chłopakiem! No błagam!
   Chciałam ją poznać, bo to ona była zamieszana w sprawy Verdasa seniora. Nie wiedziałam tylko, co powiedzieć, więc ku mojemu szczęściu pierwsza odezwała się Corazon:
   - Miło poznać dziewczynę Leona. Przez te dwa nieszczęsne tygodnie dużo się o tobie dowiedziałam.
   Leon zarumienił się, co wyglądało co najmniej słodko. Po chwili powiedział:
   - No tak, ty też dużo mówiłaś mi o Facundo.
   - Wcale nie! - zaoponowała.
   Usiadłam obok chłopaka Corazon. On tylko uśmiechnął się i powiedział:
   - Czekałem na nią dwa lata, a ona zamiast ze mną spędzać czas, robi to z chłopakiem, którego nawet dokładnie nie znam...
   - Zaraz... Jak to? Czekałeś na nią dwa lata? - zapytałam zbita z tropu.
    - Corazon była więziona przez ojca we Włoszech, w swoim domu. Czekała na swojego przyszłego męża, którym miał zostać Leon. Ciekawe, prawda? – uśmiechnął się blado.
    - Jeżeli była więziona to jak się poznaliście? – uniosłam brwi.
    - Trzy lata temu Corazon była na wakacjach w Buenos Aires. Tutaj ją poznałam. Może to głupie, ale była to miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy wyjeżdżała obiecała mi, że wróci – mówił do Corazon, która siedziała już przed nim.
    - Czyli… czyli cały ten czas czekałeś na tę jedyną? – wyjąkałam pytanie.
    -Tak i nie żałuję tego. Teraz, gdy już tutaj jest mogę się nią cieszyć – spojrzał na nią tak, jak zawsze patrzy na mnie Leon, czyli z miłością.
    - Ja zawsze dotrzymuję obietnic. Ta była najważniejsza i musiałam ją spełnić – uśmiechnęła się Corazon, a pełne uczucia oczy Facu wywołały u niej piękne rumieńce.
    Blondynek siedzący obok mnie był wspaniały. Tyle zrobić dla miłości. Cóż, zakazany owoc smakuje najlepiej. Gdyby się w to zagłębić to ja też byłam taka niedostępna. Mój nadopiekuńczy ojciec stanowczo odgradzał mnie od ukazywania jakichkolwiek uczuć chłopakom. Co dopiero oni mi, to byłoby już niedopuszczalne. Teraz, gdy choć trochę się zmienił to może pozwoli, by Leon zamieszkał razem z nami? Tylko jak opowiedzieć mu tę historię o pokręconej rodzince? Nad tym musimy się razem zastanowić.
    -To jesteśmy tutaj, by lepiej się poznać? – zapytałam dociekliwie.
    - Właściwie to ani ja, ani Corazon nic nie wiemy. To Leon nas tutaj zwołał – Facundo spojrzał na szatyna.
    -Chciałem was zapoznać. Nie chciałabyś pogadać z Corazon? – zapytał.
    Głupie pytanie. Jasne, że chciałam. Obok mnie siedziała dziewczyna, która spędziła z moim chłopakiem dwa tygodnie w zamkniętym pomieszczeniu. To już naprawdę wiele znaczyło, więc milutka rozmowa mogła się przydać.
    -Tak, jasne. Możemy uciąć sobie pogawędkę, ale przy innym stoliku – oznajmiłam słodko.
    Corazon ochoczo przytaknęła i wstała.
    -Ej, dlaczego musicie się przenosić? – oburzył się Leon.
    -Bo jesteśmy dziewczynami? – zapytałam retorycznie.
    - A my chłopakami? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
    -Chłopak równa się debil – powiedziałam, a Corazon zachichotała.
    -Ropuszko, ty moja – uśmiechnął się Leon.
    -Żabciu, odchodzę – oświadczyłam i skierowałam się w stronę stolika, który był przyciemniony i znajdował się w kącie.
    Corazon posłusznie podreptała za mną i obie usiadłyśmy.
     - Więc o czym chciałaś pogadać? – zapytała, świdrując mnie wzrokiem.
     - Byłaś zamknięta w jednym pomieszczeniu z moim chłopakiem i pytasz się o czym chciałam porozmawiać? – zapytałam ironicznie.
    Roześmiała się, a ja musiałam przyznać, że jej śmiech jest naprawdę piękny. Cóż, była bardzo ładna, ale czy Leon spojrzałby na nią jak na kogoś więcej niż koleżankę?
    - Przecież ja kocham tylko Facundo. Jak mogłaś tak pomyśleć? – zapytała.
    - Przepraszam, ostatnio coś ze mną nie tak – oświadczyłam smutno.
    - Nic się nie stało – uśmiechnęła się. – Nawet pomogę ci na to zaradzić.
    Zaciekawiła mnie, więc przysunęłam się bliżej i usiadłam wygodniej na krześle.
    - Mów – rozkazałam.
    - Leon cię kocha i nie musisz w to wątpić. Nawet nie wiesz, jak bardzo cierpiał, gdy cię nie było obok. Rozumiem, że możesz podejrzewać, że mógł się mną pocieszyć. Wiedz jednak, że ja bym na to nie pozwoliła. Leon jest moim przyjacielem, nikim więcej. On potrzebuję ciebie jak tlenu. Te dwa tygodnie były dla niego istną męczarnią. Nie możesz pozwolić mu odejść. Zazdrość to naprawdę zły nawyk. Powinnaś się go oduczyć – zakończyła.
     Miała rację. Tylko, że to wszystko mnie przerosło. Ta cała zazdrość była jak najbardziej wyjaśniona. Gdy poznałam taką osobę jak on wszystko się zmieniło. Czasem bałam się, że to szczęście będzie mi odebrane i podarowane komuś innemu.
    - Czyli… czyli chciałaś przez to powiedzieć, że nie jestem godna Leona? – wychlipałam, bo moje oczy zaczęły się szklić.
    - Nie, Violu. Mogę cię tak nazywać? – przytaknęłam lekko. – Nie, tylko musisz zmienić swoje nastawienie. Ty masz się cieszyć tym, że go masz, a nie smucić, że może zostać ci odebrany.
    - Tak. Jestem głupia – powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach.
    - Nie. Tylko trochę się w tym pogubiłaś.
    Przytaknęłam. Rzeczywiście tak było.
    Nagle przypomniałam sobie o czymś. Jeszcze przed tym niezapowiedzianym wyjazdem Leona miałam zrobić mu niespodziankę. Mogę pokazać mu ją już dzisiaj. Teraz! Zaraz!
    -Naprawdę ci dziękuję, Corazon! Jesteś wspaniała! Mam genialny pomysł! – zawołałam, wstając.
    Dziewczyna uśmiechnęła się i również wstała od stolika. Podbiegłam do Leona i powiedziałam:
    - Przepraszam, Facundo, ale chciałabym porwać gdzieś Leona.
    - Jasne, jest do twojej dyspozycji – uśmiechnął się.
    Wzięłam oszołomionego Leona za rękę, mocno pociągnęłam i razem wyszliśmy z kawiarni.
    -Zaraz! Violetta! Co się dzieje? – zapytał ciężko dysząc.
    - Pamiętasz?
    - Ale co?
    - Przed tym twoim okropnym wyjazdem obiecałam, że zrobię ci niespodziankę. Właśnie prowadzę cię do niesamowitego miejsca, którego nigdy nie zapomnisz – oznajmiłam wesoło.
    - A mogę iść o własnych siłach? – zapytał.
    - O tak, jasne. Przepraszam – powiedziałam, nie tracąc humoru.
    Puściłam jego rękę, ale ani się obejrzałam, a Leon leżał na ziemi. Głośno się zaśmiałam. Przecież tylko go puściłam, a on najwidoczniej nie umie chodzić. Podałam mu rękę, cały czas chichocząc i oznajmiłam:
    -Leon, ty byś beze mnie na tym świecie nie przeżył ani jednego dnia.
    - No właśnie. To ze mną bądź.
    Przestałam chichotać, bo rozczuliło mnie to wyznanie. Leon zawsze umiał powiedź coś, co przyprawiało mnie o przyjemne dreszczyki emocji. Czułam się wspaniale, bo wyznał mi coś, co zawsze chciałam usłyszeć z ust kogoś, w kim jestem bezgranicznie zakochana.
     Nagle lunął deszcz. Ani ja, ani Leon na to nie zważyliśmy. Podeszłam do niego bliżej i powiedziałam:
     -Będę, bo cię kocham.
    Oparliśmy się czołami. Ta chwila wydawała się taka idealistyczna. Prawie jak w bajce. Po chwili Leon przysunął się do mnie jeszcze bardziej i wyszeptał:
    - Ja też będę, bo też cię kocham.
    Deszcz atakował każdy skrawek naszych ciał. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Nie przeszkadzała mi pogoda. Chciałam być jak najbliżej jego. Chłonąć jego zapach, czuć jego dotyk, widzieć jego uśmiech.
    - Zrelaksuj się. Zamknij oczy – powiedziałam. – Pomyśl sobie o najromantyczniejszym miejscu, jakie może być. Pomyśl, że to miejsce idealne i gra idealna muzyka.
    - Teraz brakuje tylko jednego – powiedzieliśmy razem.
    Złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Takim jak kiedyś. Niewinnym, ale pełnym miłości, która przepełniała nasze serca. To samo uczucie, ta sama euforia, ten sam chłopak, ta sama dziewczyna. Mogliśmy być razem i wierzyć w to. Dlaczego powiedziałam te same słowa? Bo to był piękny moment na wypowiedzenie ich. Każde miejsce jest idealne, jeżeli jestem z Leonem.

Marco
    -Fran, gdzie ty mnie prowadzisz? – zapytałem.
    Dziewczyna ciągnęła mnie już tak od dłuższego czasu. Postanowiliśmy olać lekcję z Gregorio. Właściwie, to ona zasądziła. Powiedziała, że ja nie mam tu nic do gadania. Teraz prowadzi mnie z jakąś chustką na oczach i szarpie mnie za rękę.
    - Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmiła.
    - Czy mogłabyś tak trochę poluzować uścisk na moim nadgarstku?
    - Nie – oświadczyła, jak gdyby nigdy nic.
    -Ej! – pisnąłem. – Dlaczego?
    - Hmmm… Zaraz, czekaj. Bo nie? - sarknęła.
    Głośno wypuściłem powietrze. Kocham Francesce, ale przez to uczucie muszę wiele poświęcić. Na przykład swojego zdrowia. Przez jej pomysły mogę dostać zawału. Nic nie poradzę na to, że tryska taką energią. Czasem jest nie do wytrzymania. Ale może to są jej zalety, a nie wady? Za to ją kocham.
    - Tra ta tam! – wyśpiewała. – Już jesteśmy.
    Słyszałem hałasujących ludzi i zabawne dźwięki. Gdy zdjęła mi przepaskę z oczu zobaczyłem wiele straganów z maskotkami, diabelskie koło, karuzele i różne inne rzeczy, które można zobaczyć w Wesołym Miasteczku.
    - Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłaś? – zapytałem.
    - Nie podoba ci się? – odrobinkę posmutniała.
    Wybuchnąłem śmiechem i wykrzyknąłem:
    - No co ty! Uwielbiam karuzele!
    Zaczęła chichotać i oboje pobiegliśmy w stronę jednej, najbardziej kolorowej.
    Gdy już dotarliśmy i stanęliśmy w kolejce, przeszły mnie ciarki. Dziewczyna, którą zobaczyłem też uchwyciła mój paniczny wzrok i uśmiechnęła się kpiąco. Miałem bardzo złe przeczucia.

Leon
    - No i co, podobało ci się? – zapytałem Violetty.
    Prowadziła mnie do swojej niezwykłej niespodzianki. Deszcz przestał padać, a my już prawie wyschliśmy. Tylko niektóre kosmyki włosów Violi lepiły jej się do twarzy. Nawet w takim wydaniu wyglądała przeuroczo. Tym bardziej, gdy patrzy się swoimi błyszczącymi oczami prosto na mnie. Czasem, gdy tak się zagłębie w ich toń, zapominam o bożym świecie. Zupełnie tak jak teraz, gdy Violetta macha mi rękoma przed twarzą, mówiąc:
    - Ej! Halo! Zapytałam cię o coś!
    - Trochę się zamyśliłem – spuściłem głowę w dół.
    - To tak więcej nie rób. Co miało mi się podobać? – zapytała ciekawie.
    - Pocałunek, rzecz jasna – uśmiechnąłem się szeroko.
    - Było całkiem nieźle – odparła.
    - Całkiem nieźle?! Ej, ja się starałem! – wykrzyknąłem.
    Violetta roześmiała się wesoło. Jak zwykle dałem się nabrać. Co miałem jednak zrobić? Dążyłem do tego, by tylko ją rozbawić. Jej śmiech miał taką samą barwę jak jej głos. Wszystkie dźwięki, które wydobywały się z jej ust były najpiękniejszą melodią. A ona? Ona była osobą, która zawsze powinna być obok mnie. Dobrze, że to tylko moje myśli. Nie mogę ich nikomu wyjawić, bo przez cały czas myślę o Violi. Tylko o niej. Tylko, że od niej nie da się uciec.
    Spojrzałem na dziewczynę, a ona powiedziała:
    -Nie patrz się na mnie. Spójrz tam – wskazała palcem na coś przed sobą, a ja skierowałem swój wzrok w tamtą stronę.
    Wtedy oniemiałem. Wyobrażałem sobie tylko, jak wyglądam. Szeroko otworzone oczy i usta. Niedowierzanie. Przede mną stał po obu stronach rządek motorów. Wszystkie były lśniące i, jak sądziłem, bardzo szybkie.  Popędziłem do jednego z nich i rozkazałem Violi:
    - Zrób mi zdjęcie!
    - Chcesz zdjęcie z motorem? – zapytała zaskoczona.
    - Jasne! – zawołałem. – Szybko, szybko.
    Posłusznie wyciągnęła telefon i cyknęła nam przepiękną fotkę.
    Podbiegłem do niej i wziąłem na ręce, po czym zacząłem kręcić w kółko.
    - Jesteś najwspanialszą, najpiękniejszą, najinteligentniejszą, najzabawniejszą, najcudowniejszą dziewczyną na świecie! – zawołałem.
    - Jakże by inaczej? – zaśmiała się, gdy już ją puściłem.
    - Chodź, idziemy oglądać te piękne maszyny – biła ode mnie radość.
    - No dobrze, ale potem dasz mi buziaka – powiedziała niechętnie Violetta, pewnie myśląc o perspektywie oglądania motorów.
    - Niech będzie. Przystanę na te warunki – uśmiechnąłem się.
    Po dłuższej chwili znów się odezwała:
    -Kocham cię.
   -Ja ciebie też i to uczucie…
    - Nigdy nie zgaśnie – dokończyliśmy razem, patrząc na siebie z prawdziwym uczuciem, które biło z nas obojga.

_______________________________________________
Rozdział chciałam wstawić w moje imieniny, ale niech będzie dzień wcześniej. : )
A dzisiaj życzę wszystkim Ankom, które czytają mojego bloga dużo, dużo zdrowia, szczęścia i aby Leon śnił się Wam każdej nocy. : D
A tak w ogóle od czapy:
Pod poprzednim postem znów dostałam nominację do LBA. Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję, ale już raz brałam w tym udział i mi wystarczy. :) 
104 osoby kliknęły ,,tak". Dziękuję ponownie. Dobijamy jeszcze więcej? :D
Niedługo czeka mnie 20.000 wyświetleń. Dziękuję po raz trzeci. :D
I to chyba tyle. : )
Besos!
Xenia <3

 

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 25: Spotkanie

,,Jestem szczęśliwy i mam wszystko do podarowania."
  (,,Are you ready for the ride?")

       Rozdział dedykowany jest Teddy. <3 
Kiedy ja się zabiorę za kontynuowanie czytania twego bloga? :D


Maxi
    Do domu Naty dotarłem bardzo szybko. Byłem wstrząśnięty. Dlaczego tego nie zauważyłem? Jestem okropny. Powinienem jakoś zareagować. Przecież ona straciła siostrę, a do tego sprawa Violi także ją dobiła. Pod tą twardą i żartobliwą osłoną kryje się wrażliwa, delikatna i krucha dziewczyna.
    Był już wieczór. Cała sprawa dość długo się ciągnęła, a ja bardzo się guzdrałem. Boże, Maxi, ty się do niczego nie nadajesz! Naty to idealna dziewczyna. Ma w sobie cechy, które zwalają mnie z nóg. Jest śliczna i.. i nawet nie mam określenia na taką dziewczynę jak ona.
    -Dlaczego zaczyna się tak ściemniać? – zapytałem samego siebie.
    Spojrzałem na zegarek i pomyślałem, że moje oczy chyba dostały omamu. Była równo godzina dwudziesta pierwsza. Jakim cudem? Przyśpieszyłem kroku, nawet nie patrząc na drogę. Po chwili zobaczyłem, że jakby trochę zboczyłem z drogi. Uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. Zaszedłem za daleko.
    -Boże, daj mi choć trochę rozumu! – zawołałem.
      Dlaczego muszę być tak głupi? To pytanie zadaję sobie codziennie, ale, jak widać, nie jestem zbyt mądry, by nawet na nie odpowiedzieć. I jeszcze zadbać o dziewczynę!
   Cofnąłem się i przeszedłem kilka kroków by znaleźć się przed posiadłością rodziny Naty. Dom wcale nie był ogromny i nie był willą z basenem. Wyglądał dość skromnie, czyli jak dom każdej argentyńskiej rodziny. Miał czerwony, spadzisty dach, a obrzucony był białym tynkiem. Tylko ogródek wyróżniał się na tle budynku. Zaparło mi dech w piersiach. Kwiaty były wszędzie, więc czyniły te dom wyjątkowym. Trawa porastała nawet najmniejszy skrawek ziemi. Krzewy okalały ogrodzenie i niektóre kąty ogródka.
   Była dość późna godzina, a Naty była przemęczona i pewnie nie otworzyłaby mi drzwi. Tym bardziej rodzice którzy wygoniliby mnie tam, gdzie pieprz rośnie. Nie wypada przychodzić do dziewczyny o takiej porze.
   Przypomniałem sobie, że Naty opowiadała kiedyś o zachodzie słońca, który codziennie widzi z pokoju. Zlokalizowałem położenie złocistego punktu. Jej pokój powinien być po prawej stronie domu.
   Maxi! Gdzie to zapisać? Ty myślisz!
   Uśmiechnął się do siebie i powiedziałem głupkowato:
   -Tak, czasem mam przebłyski.
   Po tym stwierdzeniu otworzyłem furtkę i wparowałem jak oparzony za ogrodzenie. Na szczęście nie mieli alarmu. Szybko podbiegłem do prawej części domu. W ścianie były cztery okna, a w jednym różowa firanka. Odgadłem, że to musi być pokój Naty. Ona wszędzie musi mieć kolorowo, a biały i czarny kolor po prostu dla niej nie istnieją.      
    Gorączkowo myślałem, jak dostać się na górę. Jej pokój znajdował się na piętrze, więc to bardzo komplikowało sprawę. Rozejrzałem się.  Krzew ozdobny, winorośl, która porasta ścianę domu, krzesło… Winorośl?! Mogłem wspiąć się po niej i dostać do pokoju. Na szczęście okno było otwarte więc nie było więcej problemów, które mój mózg pewnie ledwie by rozwiązał.
    Sprawdziłem wytrzymałość rośliny. Nie miałem żadnych zastrzeżeń, więc zacząłem się powoli wspinać. W końcu dotarłem i wszedłem przez okno. Wszedłem to jednak złe określenie, ja tam wskoczyłem, co jak w moim przypadku, wywołało wiele hałasu.
    Spojrzałem wokoło, na łóżku z szeroko otwartymi oczami siedziała Naty.

Naty
    Przebudził mnie okropny huk, który usłyszałam ze strony okna. Bałam się, że ktoś się włamał. Byłam sama, jak zwykle zresztą, ale musiałam się jakoś chronić. Gdy usiadłam się i przyjrzałam postaci, która wylądowała na podłodze, nie mogłam uwierzyć, że to Maxi. On po chwili również na mnie spojrzał. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale w końcu wykrzyknęłam:
    -Ej! Co się tutaj dzieje? Co tutaj robisz? – zapytałam.
    -Jak to co? Przyszedłem cię zobaczyć – powiedziałam, a ja wcale nie rozczuliłam się na te słowa.
    -A nie mogłeś wejść tak jak człowiek? Czyli drzwiami i zadzwonić dzwonkiem? – prawie wykrzyknęłam.
    -Nie chciałem obudzić twoich rodziców – szepnął.
    -Moich rodziców tutaj nie ma – powiedziałam i rozpłakałam się.
    Czułam jego zdezorientowanie. Nie wiedział o co mi chodzi, więc tylko do mnie podszedł i mocno przytulił. Byłam bezpieczna, tak jak nigdy. Nie znałam tego uczucia. Zawsze mi tego brakowało. Tej świadomości, że ktoś zawsze czeka na mnie i sprawia, że jestem bezpieczna.
    Rodzicie nigdy mnie nie kochali, ani mnie, ani Leny. Teraz, gdy Sofia umarła jest jeszcze gorzej. Ciągle nie ma ich w domu. Nie wierzę jednak, by ta śmierć ich nie wzruszyła. Sofia była ich najukochańszą córką. Chyba myśleli, że my tego nie widzimy, ale razem z Leną potrafiłyśmy dostrzec u nich choć cień uczuć. Gdy wychodzimy do ludzi nagle stajemy się pełną miłości rodziną. Kiedy znajdujemy się w czterech ścianach oni stają się zimnymi ludźmi. Tak było odkąd pamiętam.
   Z moich oczu popłynęło jeszcze kilka pojedynczych łez.
   Teraz znalazłam osobę, która nie kryje się ze swoimi uczuciami do mnie. Kocha mnie... To takie dziwne, ciekawe, nieznane? Tak, to chyba najlepsze określenia.
   - Dlaczego płaczesz, księżniczko? - zapytał, patrząc w moje już suche oczy.
   - Bo... bo ty jesteś jedyną osobą, która mnie kocha i tego nie ukrywa - wydukałam.
    - Naty… Co się dzieje? – zgarnął mój zabłąkany kosmyk włosów za ucho.
    Opowiedziałam mu całą moją historię. Znów uroniłam kilka łez, ale bez tego nie mogło się obejść. Tylko on potrafił mnie zrozumieć. Tylko on potrafił podarować mi takie uczucie jakim jest miłość. Czasem tylko boję się, że odejdzie jak… jak Sofia. Kochałam ją i ona mnie także, więc tworzyłyśmy zgrany duet. Teraz jej przy mnie nie ma. Zabrakło jej u mego boku. Co się stanie, gdy on ode mnie odejdzie?
    - Dlaczego zemdlałaś? – nie odpowiedziałam. – Naty, martwię się.
    - Jestem już tym przytłoczona. Śmierć mojej siostry była dla mnie okropnym incydentem. Nie mogłam spać w nocy i to doprowadziło do omdlenia. Teraz znów jestem taka zmęczona – powiedziałam.
    - To nic, chodź – położył się obok mnie.
    Przytulił mnie mocno, a ja nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko usnąć. Po jego słowach: ,, Zawsze będę z tobą” na moich ustach wykwitł delikatny uśmiech.

Następny dzień,
Violetta
    - Do zobaczenia! – krzyknęłam.
    Właśnie pożegnałam się z tatą. Dzisiaj rano wstałam bardzo późno, więc chciałam wyjść jak najszybciej.
    Wyszłam z domu, a przed drzwiami zobaczyłam Leona.
    Znów ta fala emocji, która nawiedzała mnie zawsze, gdy był w pobliżu. Czasem czułam się głupia przed samą sobą. Skarciłam się w myślach. Jak tak można? Tylko ty potrafisz być tak głupia, Violetto – stwierdziłam w myślach.
    -Hej – przebudził mnie melodyjny, głęboki głos zza drzwi.
    -Yyy… no cześć – wyjąkałam.
    -Idziemy? – zapytał, gdy zamknęłam za sobą drzwi.
    Pokiwałam głową. Czułam się jakoś niezręcznie. Nie wiedziałam, że mogę doznać takie uczucie przy Leonie. Ten chłopak zawsze przyprawiał mnie o dreszcze swoim głosem, uśmiechem i urodą. Eh… Spojrzałam na niego. Wciąż był taki sam. Nierozłączny uśmiech i… Obrócił się w moją stronę. Zawstydzona opuściłam głowę w dół i zarumieniłam się.
    -Coś nie tak? – zapytał.
    -Eee… moglibyśmy pogadać? –zapytałam.
    -Jasne… Chodź, tam jest ławka – posłusznie udałam się w jej stronę.
    Gdy już dotarliśmy, powiedział:
    - Violetto, mów o co chodzi, bo zaraz oszaleję.
    Spojrzałam na niego głupkowato. Dlaczego miałby szaleć? To się nie trzyma kupy. Czy on już coś zauważył?
    - Bo… chodzi o to, że czuję się dziwnie przy tobie.
    -Ale dlaczego?
    -Nie wiem. Musisz mi pomóc to rozwikłać.
    Pokiwał głową na znak, że rozumie i powiedział:
    -Violu, brakowało mi ciebie jak diabli. Miałem dość tego, że nie ma cię przy mnie. Teraz jestem z tobą, a czuję jakbym nie był. Może… może ty już nie chcesz być ze mną?
    Ostatnie pytanie wypowiedział z lękiem, a mnie zalała fala negatywnych emocji. Nie, nie chciałam tego. Jeżeli znów by się to stało… Jeżeli znów by odszedł i…
     -Nie! Leon! Nawet tak nie myśl! Słyszysz? – krzyknęłam. – Nie możesz mnie zostawić. Ja tylko… ja tylko muszę być z tobą jeszcze częściej. Ile się da! Ja chcę być z tobą o każdej porze dnia i bez względu na sytuacje. Muszę być z tobą.
    -Violu, brzmisz trochę… desperacko – powiedział.
    -Świetnie, mogę sobie być desperatką, ale ty będziesz moim desperatem – uśmiechnęłam się.
   Leon mi zawtórował, a ja czułam się jak w bajce. Znów mogłam się do niego przytulić, chłonąć jego zapach i po prostu z nim być. Tego uczucia nie oddałabym nigdy i nikomu.
   -Mam dla ciebie niespodziankę – jego oczy błysnęły. – Dzisiaj nie idziemy do Studia.
    - Ty to potrafisz zaskoczyć – oświadczyłam ironicznie.
    - O proszę! Nasze humorki znów powracają – sarknął.
    -Kiedyś muszą, żabciu– powiedziałam, by tylko mu dopiec.
    - Czy ja wyglądam jak jakiś płaz? – zaoponował.
    -No… - przymrużyłam śmiesznie oczy.
    -Dobra rada od Leona: lepiej uciekaj! – zawołał przez zęby, ale omal nie wybuchnął śmiechem.
    -Wykumkaj coś dla mnie – zapiszczałam.
    -Jesteś moją ropuchą! – wykrzyczał.
    -Nie, no co ty. Nie znasz tej bajki? Ja jestem księżniczką – pokiwałam głową.
    -Czyli… czyli ja jestem księciem? – zapytał z błyszczącymi oczami.
    -Nie, za wysokie progi na twoje nogi – stwierdziłam.
    Oboje nie umieliśmy już ukryć swojego rozbawienia tym monologiem. Z Leonem bawiłam się doskonale i nawet nie wiedziałam, jak mogłam zwątpić, że on mnie zostawi i już nie wróci… To nie w jego stylu. On mnie kocha, ja go kocham i to uczucie nie ma prawa nawet choć trochę zblednąć.
    -Idziemy… ropuszko – dodał.
    -Nie wiem czy tam doskoczymy – powiedziałam.
    -Razem damy radę! – zawołał i zaczął skakać po chodniku.
    -Już! Uspokój się – krzyknęłam na niego, a on posłusznie wykonał polecenie.
    Całą drogę do nieznanego mi miejsca pokonaliśmy bardzo wolno. Chcieliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem, a przecież tak nam go brakowało. Co jakiś czas zawładał nami jakiś paniczny śmiech, którego nie mogliśmy sami powstrzymać. Czułem się w jego towarzystwie jak ryba w wodzie. Byłam na swoim miejscu. Ta rozłąka dostarczyła nam wiele bólu, ale także też miłości. Właściwie dzięki niej nasze uczucie rozpaliło się na nowo i to jeszcze bardziej gorącym ogniem, którego już nikt nie powinien zgasić.
    Weszliśmy do małej kawiarenki. Królowały w niej ciepłe kolory. Stoliki były malutkie, a przy nich stały piękne, choć niskie krzesła. Bar był obwieszony kwiatami, a jedna ściana miała tapetę krajobrazu rodem z Nowego Jorku, czyli światła samochodów, latarń i różnych wieżowców.
    Leon przyprowadził mnie do jakiejś pary, która była mniej więcej w naszym wieku. Dziewczyna miała długie brązowe włosy i duże oczy, które okolone były pięknymi rzęsami. Chłopak był blondynem o zielonych oczach. Był bardzo przystojny, ale nie aż tak, by pobić żabcie… znaczy Leona.
    -Violu, poznaj Corazon i Facundo – powiedział, a ja otworzyłam szeroko usta.

Camila
    -Rico, ile ja muszę jeszcze na ciebie czekać? – pisnęłam.
    -Przecież zaraz wyjdę z domu! – wykrzyczał.
    -No mam nadzieję! – wrzasnęłam i rozłączyłam się.
    I pomyśleć, że to właśnie on się spóźniał. Niedługo miały zacząć się lekcję, a on tak mnie znieważał? Chciałam z nim pogadać, ale na niego jak zwykle nie można liczyć.
    -Już jestem! – krzyknął znajomy głos.
    -Rico, chciałam z tobą porozmawiać! Jesteś najgorszym chłopakiem świata! – zawołałam.
    -Ale i tak mnie kochasz – wymruczał.
    -Idź tam usiądź – wskazałam palcem ławkę. – No raz, raz!
    -Robię to z własnej, nieprzymuszonej woli, a nie dlatego, że mi każesz – odwrócił się i usadowił na miejscu, które mu wskazałam.
    -Co powiedziałeś Violetcie? – zapytałam, nie owijając w bawełnę.
    -Kiedy? – zdziwił się.
    - A wtedy, gdy Leon nie było – kiwnęłam głową z dezaprobatą.
    - Powiedziałem, że Leon an pewno ją kocha i wie, że to ona jest tą jedyną – oznajmił. – Tak jak ty jesteś najlepszym co mi się zdarzyło w życiu.
    - Ooo! – rozczuliłam się. – Mam najlepszego chłopaka na calutkim świecie!
    Uśmiechnął się i przytulił mnie. Teraz poczułam głębie szczęścia i to, że jestem bezpieczna, ale już nie u boku Broadway’a. Tą osobą był Rico, zawsze Rico…


________________________________________
Bez komentarza. -,-
Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba ten rozdział. :)
Dużo Naxi, dużo Leonetty, szczypta Rico i Cami... :D
Dziękuję za 89 ,,taków"! Kocham Was! :*
A na Andres się śmieje, choć nic się nie dzieje pojawił się rozdział 2. Serdecznie zapraszam do przeczytania i skomentowania. :D
Rozdziały będą się teraz pojawiały trochę rzadziej, czyli w odstępach dwóch, trzech dni. :)
Dziękuję za uwagę. :D 
Xenia <3

   

Obserwatorzy