sobota, 31 sierpnia 2013

Miniaturka rocznicowa - ,,Chłopiec z gitarą"



   -Violu, kochana - piała Olga. - Wyjdź do ludzi. Pokaż im swoją piękną buźkę.
   Męczy mnie już tak pół godziny. Tak, jestem Violetta Castillo. Ta, której zawsze brakowało widoku prawdziwego życia tętniącego radością. Co miałam poradzić na to, że nie spodobał mi się ten świat?
    W pierwszej chwili na pewno pomyślicie: ,, Jak mogłaś? Przecież tak długo o to walczyłaś."
   Tak, wciąż kocham muzykę, ale nie jest to już, tym uczuciem, co kiedyś. Chyba czegoś mi zabrakło, czegoś głębszego.
   W radiu słychać było spokojną melodię, a damski głos zaśpiewał:
   -Amor - tak, jakby dawała mi wskazówkę.
   Też pomyślałam o miłości. Nigdy nie kochałam... Nigdy nie obdarowałam żadnego chłopaka tym pięknym (jak mi się zdaję) uczuciem. Nie poznałam w Studiu żadnej osoby płci przeciwnej, która byłaby godna mojej uwagi. Może to mnie odrzucał każdy męski wzrok? Nie wiem.
   Mam już dziewiętnaście lat. Wciąż jestem młodą osobą, która uwielbia szaleć z przyjaciółkami. Wszystko co uszczęśliwiło mnie w życiu, zawdzięczam Francesce i Camili. To moje dwie bratnie dusze.
    Podczas mojego uczęszczania do tej prestiżowej szkoły nie obyło się bez wrogów. Ludmiła. Egocentryczna, egoistyczna i arogancka dziewczyna. Spokojnie można by ją nazwać ,,diwą", ale dla niej najpiękniejsze określenie samej siebie to ,,gwiazda stworzona do świecenia." No nie wiem czy była taką sławą, gdy musiała robić za świnkę.
    -Violetto, bierz garściami z życia. Idź się dzisiaj zabaw - Olga uniosła brwi zachęcająco.
    - No nie wiem - marudziłam.
    Olga tylko tupnęła nogą. Pokazałam jej uniesione ręce w formie obrony.
    Zdecydowałam. Wyjdę. Może Olgita ma rację? Świat jest nieograniczony i może, gdy poznam jego zakamarki znów się w nim zakocham...
    Tak, jak kiedyś. Od nowa.
    Poszłam do pokoju i narzuciłam zwiewną, kwiecistą sukienkę, nałożyłam na nią miętową kurteczkę, a na stopy znalazłam pasujące do stroju buty. Lato było w tym roku wyjątkowo gorące, a wieczory przepiękne.
    Pożegnałam uśmiechniętą od ucha do ucha Olgę. Ma się z czego cieszyć, w końcu dopięła swego. Wyszłam, ale nie chciałam iść do żadnego klubu. Wystarczyłoby mi bezsensowne włóczenie się po okolicy.
    Ach, jakie piękne widoki mam dzięki Oldze. Drzewo, kolejne drzewo. O! Jakie zaskoczenie, znów drzewo i... O mój Boże!
    Grał... Grał na gitarze. Co jakiś czas ktoś obok niego przechodził, ale czułam, jakbym była tam tylko ja i on. Każy dźwięk odzwierciedlał jego prostotę i sposób bycia. Nie, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był tak piękny i stąd czułam ciepło, które nosił w swoim sercu. W mojej głowie krążyły głupie myśli, ale wiedziałam, że to wszystko jest spowodowane tym, że go ujrzałam.
    I w tym momencie nasze oczy się spotkały.
    Wszystko wokół mnie zawirowało, a w brzuchu wesoło fruwały kolorowe motyle. Nigdy nie poznałam piękniejszego uczucia niż to. Nawet wtedy, gdy zaczęłam śpiewać. Jego oczy jak dwa diamenty, które chciałabym zachować tylko dla siebie i zawsze mieć je na własność.
   Nieznajomy uśmiechnął się.
   Fala tych samych emocji, co wcześniej powróciła ze zdwojoną siłą i zalała mój umysł ciepłem. Jego zęby wydawały się nieskazitelnie białe. Wtedy zauważyłam, że wszystko w nim wydaje mi się idealne.
    Ale co mam teraz zrobić? Będziemy się tak na siebie patrzyć w nieskończoność? Ja mogłabym i nawet dłużej, ale nie wiem, co on o tym myśli.
    Wyglądał jak oczarowany... moją osobą? Grał, nie patrząc na instrument, a melodia wydawała mi się piękniejsza.
    ,,No, Violetta... Zdobądź się na odwagę i podejdź do niego..." - mówiła moja podświadomość.
    Tak, to wydawał się bardzo dobry pomysł. Tym bardziej, że ludzie zaczęli się na nas patrzeć. Nerwowo założyłam kosmyk włosów o ucho. Cóż, niecodzienny widok.
    Mechanicznie odwróciłam głowę w dwie strony, by sprawdzić czy nic nie jedzie. Rozważyłam jeszcze czy nie lepiej się wycofać i już chciałam to zrobić, ale moje nogi same popchnęły mne do przodu.
     Stałam teraz przerażająco blisko tego chłopaka. W ostateczności wydusiłam:
    - H... hej.
    - Cześć - powiedział, lustrując mnie od stóp do głów.
    Czułam się wtedy, jakbym była naga. To uczucie skrępowania szybko minęło, ponieważ on powiedział:
    - Jesteś... jesteś piękna.
    Poczułam, jak moja twarz się pali. Byłam pewna, że zarumieniłam się tak, jak nikt wcześniej.
    - Dziękuję - wydukałam. - Bardzo spodobała mi się twoja gra na gitarze.
    Nieznajomy uśmiechnął się nieśmiałe w podziękowaniu.
    - Chcesz ze mną coś zaśpiewać? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
    - Jasne - od razu szerzej się uśmiechnęłam. - Znasz ,,Podemos"?
    - No soy ave para volar, Y en un cuadro no se pintar - zaczął śpiewać.
    Ja wiedziałam już tylko jedno. Nigdy nie słyszałam piękniejszego głosu. Dołączyłam się do niego:
    - No soy poeta escultor. Tan solo soy lo que soy.
    - Las estrellas no se leer, Y la luna no bajare. No soy el cielo, ni el sol. Tan solo soy - kontynuował Leon Verdas, mój przyszły mąż.

Oto miniaturka na już trzecią miesięcznice tego bloga. :)
Jest strasznie krótka, wydaje mi się, że bezsensowna. Wątpię, by kogoś zachwyciła lub usatysfakcjonowała.
Pisana była w lipcu o czwartej nad ranem z powodu bezsenności. 
Cieszcie się przedostatnim dniem wakacji! :)
Wasza kochająca...
Xenia <3
P.S.: Znacie jakieś blogi o Naxi? Potrzebuję bardzo pilnie, bo zaraz oszaleję! :D

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 39: Zawsze ty

,,Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
  Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i
  Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze,
  Że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce"
  (Pezet - ,,Spadam")

   Rozdział dedykuję Dianie! :* 
Wszyscy czekamy na rozdział! :)

Angie
    - Co się tutaj dzieje?
    Moje pytanie rozniosło się echem po całym salonie. Zobaczyłam zapłakaną Violettę, którą próbował pocieszać German. Na kanapie leżała pogrążona we śnie Camila. Nie wiedziałam, co myśleć o załączonym obrazku. Przerażała mnie myśl, że Violi mogło się coś stać. Była przecież jedyną osobą, która kochała mnie bezgranicznie, bez względu na wszystko... Choć w ostatnim czasie znów się od siebie odsunęłyśmy. Każda z nas miała problemy. Musimy to zaakceptować.
    - Nie zdołałem jeszcze od niej tego wyciągnąć - odparł trochę oschle German.
    Tak, od tej pory mógł mówić do mnie tylko w ten sposób. Tak naprawdę wcale mu się nie dziwiłam. Dałam mu nadzieję, a potem odebrałam ją mu tak szybko i sprawnie, że mógł tego nawet nie zauważyć. Jednak dostrzegł to. Czułam się winna, ale chciałam wreszcie odnaleźć siebie. I przy okazji osobę, która mi w tym pomoże...
    - Ja spróbuję - odparłam i zbliżyłam się do Violi.
    German energicznie wstał i obdarzył mnie smutnym wzrokiem. Udałam, że tego nie widzę, ale zauważyłam. Co z tego, że nie chciałam... To nikogo nie powinno obchodzić. Moje oczy skierowały się na twarzyczkę dziewczyny. Zalana łzami, które ukrywała pod delikatnymi dłońmi. Gdy płakała wyglądała okropnie. Zawsze wydawała się lśnić, ale jej szloch to poskramiał. Dopiero wtedy ludzie odczuwali, że nawet Violetta nie jest idealna.
    Pogłaskałam ją po ramieniu, a ona spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami.
    - Dlaczego wszyscy mieszkańcy tego domu płaczą? - zapytałam po chwili milczenia.
    Patrzyła na mnie smutno. Wyczytałam z jej twarzy, że nic nie rozumie.
    - Przecież nikt oprócz mnie nie płacze, Angie - odparła, ocierając łzę, która powolnie sunęła po jej mokrym policzku.
    Westchnęłam, co nie uszło uwadze Violetty. Wbijała we mnie wzrok. Nie patrzyłam na nią, bo bałam się, że wyczyta z mojej twarzy ten ból, z którym nie umiałam się rozstać. Nie chciałam, by czuła do mnie współczucia. Od nikogo tego nie oczekiwałam.
    - Violu, niektórych łez nie widać gołym okiem. Nie ujrzysz i nie usłyszysz szlochu osoby, która płacze w środku. Nie będziesz mogła pomóc, bo nie wiesz, że ktoś cierpi. Dlatego musimy uśmiechać się bardzo często, by pomóc tym osobom. Rozumiesz? - zapytałam cicho.
    Potaknęła i wzięła kolejną chusteczkę ze stolika. Spojrzała na rude pukle Cami, które pokrywały całą poduszkę.
    - Wytłumacz mi...
    - Nie, Violu - nie dałam jej dokończyć. - Teraz ty powiedz, proszę. Co się stało?
    Zaczęła chlipać, ale ja wyszeptałam do jej ucha kilka słów, które miały ją uspokoić i poprawić humor. Po chwili była już gotowa do rozmowy.
    - Widzisz ją? - wskazała głową na Camilę. - Wszystko przez mnie.
    - Co? - zapytałam głupio. - Ale dlaczego?
    Upłynął moment zanim opowiedziała mi całą historię. Początkowo nie chciałam w nią uwierzyć. To nie było to, co ja przechodziłam. Ona tak jak Viola musiała wybrać... Spojrzałam na spokojną twarz Camili, która pogrążona w głębokim śnie, lekko rozchyliła usta i oddychała powoli. Nie wiem dlaczego, ale rozczulił mnie ten widok.
    Pozostawało tylko jedno pytanie. Co sprawiło, że Violetta obwinia za to wszystko siebie?
    - Violu... Uspokój się, Violu - powtarzałam. - Musisz mnie posłuchać - spojrzałam w jej oczy, co sprawiło, że ona też odwróciła głowę w moją stronę. - To nie twoja wina. Dlaczego tak sądzisz.
    Wyrwała mi się i zaczęła chodzić w kółko po pokoju. Po chwili spojrzała na mnie z wątpliwością i popukała się w brodę. Znów zauważyłam na jej twarzy łzy, które błyszczały w słońcu. Poranne promienie wbijały się przez okno. Oświeciły ją całą, co wyglądało przepięknie. Ona tylko stała. Patrzyła na mnie pustym wzrokiem i z determinacją, która biła potężnie z tonu jej głosu, odpowiedziała:
    - Bo to ja musiałam wybierać, bo wiem jakie to trudne - umilkła. - Bo wiem, jak ona będzie cierpieć.
    Tym razem to ja spojrzałam na bezbronną twarz panny Torres. Wiedziałam, że moje problemy nie potrafią równać się z tymi, które przechodzą moi bliscy. I to było najokrutniejsze. To, że też nie mogą doznać szczęścia..

Leon
    W słuchawce telefonu usłyszałem niespokojny głos Angie. Nie mogłem zrozumieć, co mówi, ale wyłapałem pojedyncze słówka. Miałem być jak najszybciej u Castillów. Nie interesując się niczym, nawet moją pracą, wziąłem kluczyki motoru i pojechałem pod wskazane miejsce. Bałem się, co tam zastanę. Nie chciałem patrzeć na ludzkie cierpienie, a szczególnie tych bliższych mi osób. Wszystko sypało się powoli, ale ubolewali na tym wszyscy. Wydaje się, że żujemy normalnie, bezinteresownie, ale nagle wszystko zaczyna spadać w dół, łamać się na pół. I nic nie jest tak, jak powinno być.
    Łagodny wiatr mierzwił moje włosy, które były lekko wilgotne po porannym prysznicu. Nie mogłem patrzeć na świat w tych samych kolorach, co tydzień temu. Wszystko traciło swoją barwę i stawało się jeszcze bardziej szare pod wpływem narastającej depresji. Ten smutek był zbyt okropny.
    Zatrzymałem się pod domem mojej dziewczyny. Szybko zsiadłem z motoru. W pośpiechu zapomniałem zostawić kasku, więc wbiegłem do mieszkania z nim. Nie zważałem na jakiekolwiek sprzeczności.
    - Gdzie Violetta? Co się stało? - zapytałem, nie zauważając śpiącej Cami.
    Podbiegła do mnie Angie i szybko zatkała mi usta dłonią, patrząc nerwowo na Rudą. Ona pochrapywała dalej, a jej sen wydawał się tak stabilny, że chyba nikt w tamtej chwili nie potrafiłby jej zbudzić.
    - Leon! - pisnęła Angie. - Uspokój się!
    Popatrzyłem na nią pytająco, a ona odparła:
    - Wezwałam cię do Violetty. Szum umiem zrobić sama.
    Nie obchodziła mnie dobrze słyszalna ironia w jej głosie. Skupiłem się na wodzeniu wzrokiem po salonie w poszukiwaniu Violetty. Nigdzie jej nie było, więc zapytałem:
    - Jest na górze? Przepuść mnie. Muszę jej pomóc i... i ona też na pewno mnie potrzebuje.
    - Wiem, Leon - westchnęła Angie. - Ale to jest ciężka sprawa. Myślę, że...
    Gdy tylko mnie puściła, pobiegłem jak torpeda w kierunku pokoju Violi, który znajdował się na piętrze. Przeskoczyłem kilka stopni i bez pukania wpadłem do pomieszczenia.
    W środku na swoim wielkim łóżku siedziała już Violetta. Miała przymknięte oczy i bujała się lekko w różne strony. Na jej zaróżowionej twarzyczce zauważyłem ślady łez. Podbiegłem do niej i wtuliłem się najmocniej, jak umiałem. Chciałem, by wiedziała, że jestem przy niej, że nigdzie nie odchodzę, że jestem dla niej... Bo byłem, przez cały ten czas. Teraz wystarczy tylko, że się na mnie otworzy i uwierzy, że jest wiele osób, które po prostu chcą jej pomóc. A Viola wciąż była oddana swoim przyjaciołom. Tylko nimi żyła. Doceniała to, że są przy niej i kochają ją pomimo błędów.
    - Już jestem przy tobie. Ciii... Słońce, kwiatuszku - szeptałem.
    Moja koszula była już mokra, ale nie zważałem na to. Nie chciałem jej łez, ale nie potrafiłem wstrzymać jej bólu. Słyszałem to cierpienie, które rozsadzało ją od środka, ale nie umiałem temu zaradzić. Patrzyłem na wszystko nerwowo, byłem zbyt przejęty by udawać, że wszystko je w najlepszym porządku. Bo tak wcale nie było. Traciliśmy ten grunt pod nogami. Nigdy nie uwierzyłbym, że moje życie może wyglądać w tej chwili tak, jak wygląda. Wszystko się wali, ale wciąż jestem tutaj z kimś kto mnie kocha. Mam więcej takich osób. I może się wydawać, że nie dam rady, że się poddam, ale wcale tak nie będzie.
    Ale nawet gdy postanawiasz wszystko zmienić, to nic nie daje. Nawet wtedy czujesz tą bezsilność.
    Z moich oczu poleciały pierwsze łzy, które po chwili przerodził się w paniczny szloch. Płakałem tam razem z nią. Wtuleni w siebie, jak jedno. Za bardzo się kochaliśmy, by przestać myśleć o sobie i funkcjonować normalnie. Za bardzo się kochaliśmy, by spokojnie patrzeć na swoje cierpienie. Za bardzo się kochaliśmy...

Maxi
    - Przecudownie - odparła ironicznie Naty. -  To gdzie mnie teraz zabierasz?
    Właśnie prowadziłem swoją dziewczynę przez park. Nie wiedziałem, że jest aż taka niecierpliwa. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak diametralnie się zmieni. Jest zupełnie inna. Nawet nie wiem, kiedy bardziej mi się podobała.
    - Już - wywróciłem oczami. - Usiądziemy sobie na ławeczce i wszystko pięknie, prawda?
    - Świetnie - prychnęła. - Spotykam się z debilem.
    Spojrzałem na nią urażony, ale po chwili zaśmiałem się i odparłem:
    - A z Natalii robi się wredota!
    Uśmiechnęła się, odsłaniając rząd prostych, białych zębów. Mógłbym wymieniać w nieskończoność to, co mi się w niej podoba. Jednak ten olśniewający uśmiech jest najpiękniejszy.
    - No dobrze, Maxi - westchnęła dziewczyna. - To... Chciałeś mi coś powiedzieć, pokazać czy...?
    - Wyznać - odparłem trochę speszony.
    Spojrzała na mnie, co dodało mi otuchy. Poczułem, jakby tysiące piórek łaskotało moje serce. Zawsze to czuję, gdy jestem z Naty. Wiem, że to musi coś znaczyć.
    Długo się nie zastanawiając wypaliłem:
    - Quero te fazer feliz.
    Nie wiem, czy to chciałem powiedzieć. Wiedziałem, co znaczą te słowa. I właściwie tak było. Chciałem ją po prostu uszczęśliwić. To było dla mnie najważniejsze. Punkt, który był umieszczony najwyżej mojej listy. Nigdy nie wierzyłem, że powiem to jakiejkolwiek dziewczynie. Nie wiedziałem, że mogę znaleźć osobę. która jest dla mnie. Tak po prostu. Bo Naty taka była. Ona była tą dziewczyną, która wywoływała na moich ustach uśmiech. Nawet wtedy, gdy robiłem to mimo moje woli.
    - Maxi... - wydusiła i wtuliła się we mnie.
    Teraz potrafiłem zrozumieć wszystko. Kochałem ją bardzo mocno, Bo uszczęśliwiając ją, sam byłem szczęśliwy. Chciałem być przy niej i nie martwić się swoimi problemami. Wszystko nikło, gdy byłem razem z nią.
    - To zdumiewające, jak bardzo się zmieniliśmy - westchnęła po chwili milczenia.
    - Tak - odparłem. - Nic nie jest już tak, jak było.
    - A wiesz, co jest najgorsze? - zapytała przegryzając wargę i wtulając swoją głowę w mój tors.
    Pokiwałem przecząco.
    - To, że nie wiemy, czy zmieniamy się na lepsze...
    I wtedy wiedziałem, że nikt nie chce wmówić sobie, że to stwierdzenie jest prawdą...

Violetta
    Każdy doskonale wiedział, jaki wybór został mi postawiony rok temu. Albo tak, albo tak. Albo on, albo on. Jak się wtedy czułam? Jak miałam witać się z ludźmi promiennym uśmiechem, kiedy przeżywałam coś, czego nigdy bym sobie nie wyśniła? Nie cierpię tego cholernego niezdecydowania. Tylko ono potrafiło wciągnąć mnie w swoje gierki i omamić. Nie miałam żalu do Leona czy Tomasa. Oni mnie kochali.
    I gdy przypominam sobie te momenty chcę mi się płakać.
    Tak, ja. Silna, na pozór nieśmiała, odważna, szczęśliwa Violetta chce wylać swoje żale komukolwiek, gdziekolwiek, jakkolwiek. Bo tak było. Chciałam tego, ale nie miałam jak. Bałam się tego, że nikt mnie nie zrozumie, że zostanę z tym sama.
    Wolałam uwięzić myśli w mojej głowie i nie dać im wyjść. Nie chciałam patrzeć we współczujące oczy moich bliskich. To było zbędne, ale ważne dla nich. Tylko skąd mogłam wiedzieć, że jestem dla nich tak potrzebna, kiedy sama w to zwątpiłam?
     Nie mogłam patrzeć na smutne oczy Cami, która dopiero wstała, próbując unieść rękę po szklankę z wodą. W końcu jej się to udało, po czym upiła łyk i próbowała odstawić rzecz na stolik. Szło jej z tym dość opornie, więc podeszłam i pomogłam.Spojrzała na mnie i powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Tym razem udało jej się utrzymać równowagę. Przez jej twarz przeszedł ból, ale był on chwilowy.
    - I co ja mam z tobą teraz zrobić, Cami? - zapytałam, uśmiechając się lekko.
    Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i odparła po chwili:
    - Chcę, żebyś mi pomogła przez to przejść - zająknęła się. - Żebyś przy mnie była.
    Moje oczy w jednym momencie zalały się łzami. Ponownie dzisiaj. Nie mogłam patrzeć na jej cierpienie. Nie mogłam patrzeć, jak pożera ją strach jutra. Nierozmowny dotąd Leon, objął mnie ramieniem.
    I wtedy postanowiłam.
    By jej pomóc, muszę być silna. Dla niej.
    Jednym ruchem ręki otarłam spływające łzy i uśmiechnęłam się szczerze. Puściłam się Leona. Nagle zmieniłam swój ton na dość ostry, aż dziewczyna podskoczyła:
    - Pierwszym krokiem będzie pójście jutro do Studia! Taki jest rozkaz!
    To, co zobaczyłam po swojej wypowiedzi było dla mnie najpiękniejszym prezentem. Camila uśmiechała się. Tak, jak zawsze. To było moim celem. By była szczęśliwa, pomimo tych błędów, które popełnia ona, bądź jej bliscy.
    - Oczywiście, Violu - przytaknęła wesoło. - Ja zawsze dam radę!
    Uśmiechnęłam się serdecznie i mocno ją przytuliłam. Wiedziałam, że mój chłopak patrzy na mnie z tą nieprzeciętną dumą w oczach. Kochałam to uczucie.
    - No to idę się przygotować - powiedziała uradowana, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy i pobiegła do drzwi. Nagle odwróciła się do mnie gwałtownie i powiedziała cichutkie dziękuję. Pokiwałam przecząco głową na znak, że to nic takiego. To była moja powinność.
    Leon westchnął i uwiesił się na moim ramieniu.
    - I nasza Violetta ponownie uratowała czyjeś życie - szepnął mi do ucha. - A kto będzie ratował życie Violi, jeżeli będzie ono wisiało na włosku?
    Odwróciłam się do niego twarzą. Nie zapomniałam o dzisiejszym incydencie. Chyba nawet bym nie umiała. Odpowiedziałam cicho, niemal niesłyszalnie:
    - Zawsze ty.

Camila
    Po powrocie do domu, bez wszelakich tłumaczeń rodzicom, pobiegłam do pokoju i wyszłam na balkon.
    Nocne niebo było dzisiaj wyjątkowo gwieździste. Wszystko doskonale rozświetlone. Czułam się jak księżniczka, choć to głupie. Wolałam tak myśleć. Byłam kimś zupełnie innym. Nie przejmowałam się swoim życiem, które teraz wcale nie przedstawiało się w jasnych barwach. Ciemność przysłaniała wszystko, co powodowało, że nie mogłam dostrzegać innych.
    Jednak przychodziły takie momenty, jak teraz. Zaczynałam myśleć. Pałętać się po zapomnianych sprawach. Po wszystkim, co sprawiło mi ból. Po wszystkim, dzięki czemu mogę poczuć strach. Nie tego chciałam. Nie potrzebowałam.
     - Cami, masz gościa - odparła moja mama, a ja weszłam do ciepłego, rozświetlonego pokoju.
    Już chciałam powiedzieć, że nie przyjmuję gości, ale za bardzo zdziwił mnie widok wysokiego chłopaka. Tego samego, który sprawił, że moje życie znów zboczyło z prostej drogi.
    Mama wyszła od razu. Nie odzywaliśmy. Obserwowaliśmy siebie bacznie, jakby spodziewając się nagłego ruchu, który świadczyłby o złych zamiarach. To wcale nie miało nastąpić.
    - Cami... - westchnął nagle Broduey.
    Spojrzałam na niego z wątpliwością. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam jednak, że to jest nieubłagane.
    - Zdążyłam się pozbierać, Broduey - odparłam cicho, patrząc w jakiś obiekt za oknem. - Kolejny raz zaczynasz mi to utrudniać.
    - Cami, ja nie chcę ci nic utrudniać. Ja chcę być jak najbliżej ciebie - odpowiedział szybko.
    Nie wiedziałam dlaczego, ale wszystko się we mnie zagotowało. Poczułam, że doznałam upokorzenia. Najdziwniejsze wciąż było to, że go kochałam i ta jedna cząstka mnie nie chciała odpuścić.
    - Wyjechałeś. Zostawiłeś mnie - wyliczałam spokojnie. - Teraz chcesz być blisko mnie,a wtedy? Wtedy byłeś inny?
    Widziałam jego zmieszanie, które aż za bardzo mnie satysfakcjonowało. Cieszyłam się, że nie wie, co odpowiedzieć. Sama przejęłam stery tej rozmowy i odparłam:
    - Wyjdź, Broduey. Pogadamy kiedy indziej. Dzisiaj nie jestem w stanie dokładnie cię zrozumieć.
    Pomachał mi żałośnie ręką na pożegnanie i zniknął z moich oczu.
    Zrezygnowana usiadłam na fotelu. Moje myśli pędziły nieokiełznane, a najgorsze było to, że ja nie mogłam nic z tym zrobić.

Rico
    Mój dom był miejscem, w którym tętniła miłość. Czułem się kochany od małego. Może dlatego, że byłem jedynakiem? Nie wiem. Rodzice zawsze sprawiali, że patrzyłem na ten świat przez różowe okulary. Rzadko zdarzało się bym przestawał być optymistą. Ale ponownie nadszedł ten moment.
    - Synku - westchnęła u progu moja mama. - Nie męcz się tak.
    Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Nie chciałem słyszeć takich słów. Czułem się wtedy jak dziecko, które bez opieki rodziców nie umie zrobić kompletnie niczego. A ja byłem odpowiedzialny i samodzielny. Nie mogłem być kimś innym. Już dawno zostało mi to wpojone do głowy.
    - Nie umiem powstrzymać myśli - odparłem zmęczony.
    Mama wbrew pozorom się uśmiechnęła i usiadła obok mnie na kanapie. Spojrzała na mnie z tą samą czułością, co dwanaście lat temu i oznajmiła:
    - Ale ty ją kochasz.
    Pokiwałem głową, nie rozumiejąc jej i czekając na wytłumaczenie.
    - To chyba dobrze, że o niej myślisz - zawahała się.
    Ponownie pokiwałem głową i odparłem:
    - Ale może nie być moja.
    - Będzie - szepnęła mama.
    Uśmiechnąłem się. Wbrew pozorom, głęboko wierzyłem, że wybierze mnie i znów sprawi, że będę szczęśliwy.Bo oczekiwałem jej miłości.
    - A skąd wiesz? - odszepnąłem.
    - Bo jestem twoją mamą! - wykrzyknęła śmiesznie i jednym susem wyszła z pokoju.
    Tak,  Camila będzie moja. Za bardzo chcę jej miłości, bym teraz się z tego wycofał...

Starałam się. Bardzo się starałam. Mam nadzieję, że to nie poszło na marne. Chciałabym, żeby to miało jakiś sens. 
A teraz sprawa dodawania rozdziałów. Teraz wydaje mi się, że będziecie musieli czekać trochę dłużej. Nie zawsze znajdę czas. Jeżeli w gimnazjum zaczniesz lipnie, to później również tak będzie. Biorę się więc do roboty od razu!
W sobotę na ,,Ale ty zawsze musisz być obecny w moich snach" pojawi się moja miniaturka o Naxi. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, serdecznie zapraszam.
I na koniec:
Buziaczków, buziaczków. :D
I oczywiście nadziei, która jest potrzebna do wiary w pocałunek Leonetty w 48 odc. V2. :D
Kocham Was bardzo, bardzo mocno!
Xenia <3
 

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 38: Próbując zrozumieć...

,,Nie bardzo wiem, co o tym sądzić
  Coś w sposobie w jakim się poruszasz
  Sprawia, że czuję się jakbym nie mogła bez Ciebie żyć
  To pochłania mnie kompletnie
  Chcę, żebyś został."
  (Rihanna ft. Mikky Ekko - ,,Stay")

Violetta
    To, jak uczepiła się mojego imienia pozostawało dla mnie zagadką. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Co z tego, że Broduey przyjechał? Przecież ona go nie kochała i nie...
    I wtedy zorientowałam się, że właśnie o to chodzi. Camila nie wie po której stronie ma stanąć i kogo wybrać. Rico czy Broduey? Kochała ich obu. Dlatego się do mnie zwróciła z tą sprawą. Bo ja też musiałam wybierać. Udało mi się i teraz jestem szczęśliwa z Leonem. Czy Camila oczekuje ode mnie, bym pomogła jej wybierać? To głupie, ale ma coś w sobie...
    - Czy on powiedział, że cię kocha? - zapytała Lara, głaskając Rudą po plecach.
    Pokiwała głową. Widać nie tylko moje życie było takie trudne. Cami też cierpiała, pomimo że była bardzo dobrą dziewczyną, która potrafi poświęcić się dla bliskich. Była po prostu tak wspaniała, że nie dało jej się nie kochać.
    -I co my teraz z tobą zrobimy Cami? - zapytałam, układając jej włosy.
    - Nie wiem - wyszeptała, tłumiąc łzy. - Ale pomożesz mi, Vilu, prawda?
    Pokiwałam głową i zaczęłam pleść warkoczyka z jej rudych włosów. Chciałam ją uspokoić. Miała się zrelaksować.
    - Wiecie co? - zapytała nagle. - Jestem śpiąca.
    - To połóż się, kochanie - odparła Ludmiła, tuląc ją.
    - Ale będziecie tutaj? - zapytała, kładąc się na poduszkę.
    Pokiwaliśmy głowami, a ja przykryłam ją kocem. Uspokoiłam ją jeszcze raz i powiedziałam:
    - Kolorowych snów.
    Camila zamknęła oczy, a chwilę później słyszeliśmy jej miarowy oddech. Wyglądała jak małe dziecko, które jest zmęczone wesołą zabawą z przyjaciółmi. Ale ona nie była dzieckiem, ani nie myślała jak ono. Była kobietą, która była niezdecydowana i przemęczona życiem.
    - Wejdźcie na górę do pokoju, a ja pójdę powiedzieć tacie, żeby nie przejmował się nastolatką śpiącą na kanapie - odparłam i poszłam do kuchni.
    Moi przyjaciele posłusznie wspięli się po schodach. Miałam tylko nadzieję, że Camila prześpi się z tym i będzie czuła się jutro lepiej. Za bardzo ją kochałam, by widzieć jak cierpi.

Angie
    W moim życiu wszystko nie było tak, jak powinno być. Wokół otaczali mnie ludzie, którzy kochali mnie bardzo, bardzo mocno. Pomimo tego, ja wciąż nie umiałam poradzić sobie z tym całym światem, który walił mi się na głowę. Czułam, jak upadam coraz niżej.
    Samotność wydawała mi się najgorszym odbiciem przyszłości. Wszyscy wciąż byli ze mną, ale dla mnie było to odległe i nieodczuwalne. Nareszcie odnalazłam osobę, którą tak bardzo chciałam przytulić do swojego boku i wyszeptać jej do ucha, że nikogo nigdy nie kochałam tak jak jej. Violetta była moją iskierką radości, ale boję się faktu, który może nastąpić niedługo.
    Cierpię z powodu mojej bezsenności. Myślę, myślę zamknięta w czterech ścianach domu Germana. Zrezygnowałam ze stanowiska guwernantki. Chciałam być ciocią na pełen etat. Chciałam widzieć jej uśmiechniętą twarz codziennie.
     Tylko....
    Tylko czasem brakowało mi tego poczucia, że ktoś myśli w ten sam sposób o mnie. Chciałam być kochana, bo potrzebowałam tego już dawno, a nikt nie umiał mi tego dać w takim stopniu, który byłby dla mnie zadowalający. Nie wszystko szło gładko, jakby idealnie.
    Co mogłam powiedzieć o Pablo? W jakimś sensie był cząstką mojego życia. I dopiero na tym etapie zaczęłam się zastanawiać nad jego wypowiedziami, gestami, wyrazem twarzy... To wszystko  zaczęło mnie intrygować. I nie wiedziałam czy chcę to czuć.
    Pozostawała jeszcze sprawa Germana. On też był bardzo ważną osobą. Były szwagier, ojciec Violi. Wniosłam do jego życia tą cudowną iskierkę szczęścia. Chciałam, by po śmierci Marii poczuł się dobrze i stabilnie. Pomyliłam się. Dałam mu coś czego sama nie miałam i to błędne koło zataczało by się jeszcze długo, ale udało mi się okiełznać szalone myśli i wyobrażenia. Bo nie chciałam jakiejkolwiek bliskości z Germanem. Był dla mnie bardzo ważny, ale nie aż tak. On nie umiał sprawić bym cieszyła się każdym dniem. Nie był tym jedynym...
    Udało mi się to zakończyć w ostatniej chwili. Tak, jak w tykającej bombie. Udało mi się odłączyć przewody na czas. Dzięki temu nie zboczyłam z toru i wciąż jestem tam, gdzie jestem. I to było chyba najlepsze.
    Przewróciłam się na drugi bok w poszukiwaniu upragnionego snu. Robiłam tak za każdym razem, ale nie wierzyłam, że uda mi się odpłynąć.
    Nagle zamknęłam oczy i poczułam silne ramiona Morfeusza, który zabrał mnie ze sobą w stronę swojej krainy, która wreszcie dała mi ukojenie...

Następny dzień,
Camila
    Myśli toczyły wielki bój w mojej głowie, który nie dawał się okiełznać. Sama nie wiem, czy chciałam odnaleźć ukojenie. Było mi to niepotrzebne. W moim życiu i tak nic nie miało sensu. No bo niby jak mam wybierać między dwoma osobami, które kocham? To niedorzeczne, idiotyczne...
    Już myślałam, że jestem szczęśliwa, że nic nie powstrzyma mnie w złapaniu błogiej radości i cieszeniu się nią. A jednak. Przeliczyłam się, a to bardzo wiele znaczyło dla mnie, a przede wszystkim dla nich.
    Nigdy nie sądziłam, że mogę wpaść w taką pułapkę uczuć. Violetta już w niej była, udało jej się wyswobodzić z tego i przy okazji zyskać więcej. Dla mnie było to wtedy odległe i byłam pewna, że mnie to nie dogoni i nie zrani. I znów się pomyliłam.
    Popatrzyłam na nieskazitelnie biały sufit salonu Castillo'ów. Za dużo myślałam. Powinnam to przerwać i udało mi się, gdy usłyszałam kroki na schodach. Podniosłam głowę, ale przeszył mnie taki ból, że z impetem położyłam się z powrotem na poduszkę.
    - Cami? Cami? Nic ci nie jest? - pytała Viola, która stała nade mną, a ja widziałam ją jakby zamazaną.
    Moje oczy zaszkliły się od łez z powodu bólu, który spowodowało nagłe poruszenie. Violetta próbowała mnie ocucić, ale zdawało się to na nic. Dopiero po kilkunastu minutach udało mi się odzyskać ostrość widzenia.
    Szybko oddychająca Viola usiadła w kącie kanapy i odparła:
    - Nikt mnie jeszcze w życiu tak nie nastraszył.
    Mimowolnie się uśmiechnęłam, a szatynce poróżowiały policzki. Może dlatego, że udało jej się na moich ustach wprowadzić uśmiech? Nie wiem.
    - Cami... - wydyszała błagalnie Viola.
    Pokręciłam głową, zamknęłam oczy, z których wylała się jedna łza. Widziałam wzrok Violetty. Tak zmartwiony... Nie chciałam, żeby tak było, ale nie mogłam nic na to poradzić.
    - Pomóż mi - wyszeptałam, a wtedy poczułam się jeszcze gorzej, co spowodowało, że mimowolnie zasnęłam.

Tomas
    Patrzyłem na zamyśloną Larę, która naprawiała motor, co chwilę odkładając narzędzia, by zamknąć oczy i zacząć myśleć intensywnie.
    Nigdy nie widziałem jej tak przejętej. Odkąd przyjaźniła się z Violettą zmieniła się i była bardziej czuła niż kiedyś. Wydawała mi się teraz jeszcze bardziej piękniejsza, co owocowało faktem, że moje uczucie do niej z dnia na dzień się pogłębiało.
    - Nie patrz się na mnie - wymamrotała, ale ja słyszałem ją doskonale.
    - A co mi zrobisz? - odparłem wyzywająco.
    Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, ale później opanowała się i uśmiechnęła kpiąco, mówiąc:
    - No nie wiem. Mam tutaj skrzynkę ciężkich, ostrych narzędzi. Nie zdziwiłabym się, jeżeli poleciałaby w twoją stronę.
    Uśmiechnąłem się szeroko, co ona odwzajemniła. Podszedłem do niej bliżej, oplatając ją ramionami i kładąc głowę na jej ramieniu. Wiedziałem, że ten mały gest znaczył dla niej bardzo dużo. Nigdy by mi tego nie powiedziała, ale ja byłem tego pewien. Dlatego, że jej oczy zawsze błyszczały, gdy mnie widziała. Podobało mi się to, bo wtedy czułem jakby tysiące piórek zaczęło smyrać mnie po całym ciele.
    - Eh... - westchnęła. - Martwię się o Camilę.
    Czar prysł.
    Uśmiechnąłem się blado i odpowiedziałem:
    - Ja też. To nic poważnego.
    Spojrzała na mnie zirytowana. Była zła, wyczułem to.
    - Faceci... Wy nic nie rozumiecie! - wykrzyknęła i powróciła do przerwanej pracy.
    Uniosłem brwi do góry, ale nie odezwałem się ani słowem. Lepiej nie drażnić smoka. Usiadłem na murku i ponownie zacząłem czytać książkę.

Broduey
    Nie byłem pewien, co do swoich celów. Coś bardzo ciągnęło mnie do powrotu, ale nie umiałem określić co. Camila?
    Bardzo możliwe. Tęskniłem, ale nie wiedziałem czy to takie pewne, jak może się wydawać. Nie byłem tym samym człowiekiem. Rozstałem się ze Studio, które było dla mnie domem, a potem coś jakby ze mnie uleciało. Wciąż kochałem muzykę, ale nie z taką siłą jak przed kilku miesięcy. Pozmieniało się aż za dużo. Nie byłem sobą, ale nie przeszkadzało mi to. Może czasem w pewnych chwilach bezsilności.
    Udało mi się powrócić. Rodzice zostali w Brazylii. Mieszkam teraz w wynajętym mieszkaniu, które nie jest ani ciasne, ani wygodne, ale w sam raz na moje potrzeby.
    Wstałem z krzesła i powędrowałem do okna. Na ulicach tłok. Tak jak zawsze w Buenos Aires. Tutaj nigdy nie znajdziesz spokoju. Może tylko czasem, gdy wszystko sobie uświadomisz i odprężysz. Ja wcale nie czułem bólu ani żadnego innego stanu, który mógł prowadzić do depresji. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
    Zamartwiała mnie tylko odpowiedź Rico... ,,Nie sądzę." Wydawało mi się to błahostką, więc uznałem to za nic nie warty problem. Teraz te słowa uderzyły we mnie z impetem. Po co chciałem Cami z powrotem? W głębi serca czułem, że ten wyjazd był też po to, by się od niej uwolnić. Tak było lepiej. Dla niej, dla mnie... Niepotrzebnie bym ją ranił gdybym został.
    Teraz nie czułem współczucia dla jej krzywd. Czułem się zły, ale moja podświadomość nie pozwalała mi bym zaprzestał. Było mi to obojętne. Jak zwykle.
    Udałem się do salonu i włączyłem radio. Usłyszałem melodię jakiejś latynoskiej piosenki. Prychnąłem. Nie przypomniała mi niczego. Muzyka we mnie zanikała.
    Nagle poczułem strach. Pierwszy raz odkąd powróciłem do Buenos Aires.
    Czy musi być tak, jak jest?
    Musi, bo chcę ją odzyskać.

Hej. :*
Macie rozdział. Dzisiaj krótko, bo się śpieszę. 
Mam nadzieję, że choć trochę się podobał, bo dla mnie jest nijaki.
No, może nie ta perspektywa Angie. Ona wyszła jako tako. 
Nie wiem, kiedy następny rozdział.
http://te-fazer-feliz.blogspot.com/ - tutaj jutro pojawi się miniaturka o Leonetcie. Maddy na pewno dała z siebie wszystko i będzie cudnie. <3
Zapraszam do odwiedzenia i komentowania! :*
+ Wiem, wiem nie ma Leonetty. Odpłacę się. xd
Xenia <3

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 37: Niechciany powrót

,,Gubię swą drogę
  I pewnie niedługo mi to wytkniesz
  Nie mogę płakać,
  Bo wiem, że jest to słabością w Twoich oczach
  Wyciskam z siebie nieszczere uśmiechy,
  Każdego dnia mojego życia
  Moje serce nie może się złamać,
  Bo przecież nigdy nie było w całości.
  (Kelly Clarkson - ,,Because of you")

Camila
    Nie chciałam w to wierzyć. Bo niby jak? Nagle, bez żadnego powodu się zjawił? Nie rozumiałam tego. Nie mogłam patrzeć na niego przez cały czas, ale nie umiałam inaczej. Dlaczego to dzieje się tak nagle? Dlaczego zawsze ja muszę mieć tego cholernego pecha? Przecież nic nikomu nie zrobiłam, nie wyrządziłam nikomu żadnej krzywdy.
    A teraz...
    A teraz on tutaj się zjawia, jak gdyby nigdy nic i patrzy na mnie tymi swoimi oczami, w których zakochałam się rok temu. I nie wiem czy wciąż je kocham. A może kocham inne, które teraz patrzą na mnie ze smutkiem i bólem, który mogę wyczuć w każdej cząstce jego ciała? Nie wiem, które są mi bardziej bliższe. Pomimo tylu ran, nie umiem wybrać.
    - Broduey? - zapytałam szeptem.
    Było za cicho. Słyszałam dzwonki w uszach i szybkie bicie mojego serca. Po prostu patrzyłam na nich. Najpierw na Rico, potem na Broduey'a.
    - To ten chłopak? - popatrzył na mnie smutno Rico.
    Pokiwałam głową, a moje oczy już się zaszkliły. Nie chciałam płakać, bałam się tego. Nie mogłam okazać jakichkolwiek emocji.
    Wstałam i mocno przytuliłam Broduey'a, a on wtulił się w moje włosy. Czy chciałam być tak blisko niego? Nie wiem... Może Rico był mi jeszcze bliższy? Był.
    - Wróciłem, Cami - odezwał się chłopak, patrząc mi prosto w twarz.
    - Na stałe? - wychrypiałam.
    Pokiwał głową i chciał mnie jeszcze raz przytulić, ale ja się odsunęłam. Nie chciałam już jego bliskości.
    - Opuściłeś mnie - odparłam, a z moich oczu wypłynęło kilka łez, które zaczęły moczyć moje zaróżowione z emocji policzki. I znów nie tak, jak tego chciałam.
    Broduey zmieszał się i spojrzał na mnie smutno, tak samo jak Rico, który rozglądał się po sali. To jego taktyka. Czuć buzujące emocje, ale nie okazywać ich, robiąc coś zupełnie normalnego. Ale ja go znałam i wiedziałam, że cierpi w tej chwili tak samo jak ja. Przeze mnie...
    - Nie chciałem, Cami - próbował mnie przytulić, ale ja wciąż tego nie chciałam. - Tęskniłem każdego dnia, ale... ale nie wiem czy ty też - spojrzał wymownie na Rico.
    Przecież czułam to samo, co on. Ale on mnie opuścił, zostawił i nie chciał wrócić. I nie mogłam z tym nic zrobić. Nie mogłam patrzeć na swoje cierpienie, ale nie umiałam temu zaradzić. I wtedy znalazł się taki ktoś jak Rico. Pomógł mi i przy okazji obdarzył mnie miłością, której wtedy zabrakło w moim życiu. Dlaczego to wszystko musiało być tak skomplikowane?
    Pokręciłam przecząco głową. Twarz zalała się strumieniem łez. Popatrzyłam na Rico, a on spojrzał na mnie ze smutkiem, ale z czułością, którą czułam i chciałam czuć. Mało widziałam przez zaszklone oczy, ale wybiegłam z restauracji.
    Wiedziałam do kogo mam się udać. Tylko ta jedyna osoba może mi pomóc.

Rico
    - Nie wierzę - odparłem cicho, kierując swoje słowa do chłopaka.
    Popatrzył na mnie, ale nie z tym smutkiem tylko ze złością. Ja też zmieniłem wyraz twarzy, ale moje serce wciąż nie mogło pozbyć się tego okrutnego cierpienia. Kocham Camilę i nie chcę jej krzywdzić. To wszystko było trudne, ale widziałem w jej oczach, że nie tylko ja jestem tym jedynym. Dlatego wybiegła. Bała się konsekwencji, a ja nie zrobiłbym nic.Podszedłbym do niej i przytulił ją bardzo, bardzo mocno. By tylko czuła się bezpieczna.
    - Po co tutaj wróciłeś? - zapytałem oschle.
    - Do niej - odparł bez uczucia.
    Spojrzałem na niego, a on wyglądał jakby chciał mnie zabić. W takim razie było nas dwóch.
    - Jesteś jej chłopakiem? - zapytał.
    Pokiwałem głową i wstałem od stolika. Nie miałem już ochoty patrzeć na niego ani na nic. Nie chciałem już tutaj być. Liczyła się dla mnie tylko ucieczka.
    Podszedłem do niego i spytałem:
    - Kochasz ją tak samo jak ja?
    Unikał mojego wzroku, a ja wiedziałem, że to zły znak. Czułem, że nie jest pewny tego tak, jak ja.
    - Tak - wydukał.
    Spojrzałem na niego. Parsknąłem i odparłem już pewniej:
    - Nie sądzę.
    Chciałem uderzyć go w twarz, ale zdusiłem w sobie to uczucie. Nie chciałem robić przedstawienia przy ludziach. Zacisnąłem pięści i odsunąłem się od niego, by zaraz potem wyjść z restauracji.
    Gdy znalazłem się na zewnątrz zacząłem wdychać świeże powietrze. Było mi to potrzebne. Nie chciałem myśleć o tym, co się stało, ale nie mogłem przestać. Wszystko przypominało mi jej oczy, włosy, sylwetkę... I wtedy poczułem, że jej musi być tak samo trudno jak mi.
    Odetchnąłem głęboko i skierowałem się w ciemną uliczkę, która prowadziła do mojego domu. Miałem nadzieję, że Camila nic sobie nie zrobi. Za bardzo ją kocham, by móc ją stracić.

Violetta
    Siedziałam przytulona do Leona i razem oglądaliśmy horror, który wydawał się zwykłą komedią. Wyśmiewaliśmy każdy straszny moment, który był aż za bardzo banalny.
    Kochałam te chwilę. gdy siedzieliśmy i mogliśmy rozkoszować się swoim towarzystwem. To było lepsze niż cokolwiek innego.
    - Przynieść wam coś? - zapytał tata, wchodząc do pokoju.
    Leon natychmiast odskoczył ode mnie jak oparzony i zaczął bawić się pilotem. Zachichotałam cicho, a tata spojrzał na niego dziwacznie. On lekko się zarumienił i jeszcze bardziej zaciekle patrzył na guziki pilota.
    - Może soku - odparłam i rozsiadłam się wygodniej na kanapie. Tata przytaknął i poszedł do kuchni.
    - Co to było, Leoś? - prychnęłam.
    Spojrzał na mnie z miną zbitego pieska i odpowiedział pośpiesznie:
    - No nie wiedziałem, że tata cię już nie kontroluje...
    Zaśmiałam się głośno. Leon był już uczulony na punkcie mojego ojca. Wiedziałam, że cały sztywnieje, gdy tylko go widzi. Paranoja...
    - No już - mrugnęłam. - Chodź się przytulić.
    Zaśmiał się i oplątał mnie ramionami. Po chwili przyszedł tata z dwoma szklankami napoju. Tym razem Leon już ode mnie nie odskoczył. Tata rozczulił się tym widokiem, zaśmiał się i odszedł do kuchni. My zaczęliśmy oglądać film, a Leon, co chwilkę wyłapywał straszne momenty, które i tak były śmieszne. Nasza zabawa w detektywów mogła trwać dłużej, gdyby nie to, że usłyszałam dzwonek do drzwi.
    - Pójdę otworzyć, tato! - zawołałam.
    Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Za nimi stała roztrzęsiona Camila, która płakała i szczękała zębami z zimna.
    - Boże, co się stało? - zawołałam i przytuliłam ją mocno.
    Odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie. Nie mogłam nadziwić się nad tym wzrokiem, który paraliżował moje ciało i umysł, które tak bardzo chciały mi pomóc.
    - Nie umiem wybrać - odparła.
    Spojrzałam na Leona. Podniósł się z kanapy i patrzył na nas ze smutkiem. Tez nie wiedział o co chodzi, ale tak samo, jak ja chciał pomóc naszej przyjaciółce.

Tomas
    - No mówię ci, że teraz powinnaś dodać mąkę - skarciłem ją, rysując na jej policzku serduszko.
    Właśnie razem z Larą robiliśmy pizzę, ale szło nam to dość ociężale. Nie wiedzieliśmy w jakich ilościach dodawać składniki, więc co jakiś czas się sprzeczaliśmy. Było przy tym dużo zabawy, a Lara co jakiś czas obdarowywała mnie słodkimi buziakami, więc uważałem to za jeszcze bardziej ekscytujące zajęcie.
    - Ja wiem co dodawać, Tomas. Tylko ty nie jesteś ogarnięty! - zawołała.
    - Ja? Ja? - prychnąłem. - Wszystko wiem!
    Pokiwała głową z dezaprobatą i dodała do miski szklankę mąki. Uniosłem ręce do góry w geście zwycięstwa.
    - Należy mi się nagroda - zaśmiałem się i wskazałem palcem usta.
    Wywróciła oczami, ale zaczęła przybliżać swoje wargi do moich. Nagle usłyszałem dźwięk SMS-a z kieszeni jej spodni. Odsunęła się ode mnie gwałtownie i wyciągnęła telefon.
    - No szlag! - zawołałem.
    Pokręciła głową i zaczęła czytać. Wiadomość musiała ją bardzo zdziwić, bo wydawała się przestraszona. Zmarszczyłem brwi i zapytałem:
    - Co się stało? - zapytałem.
    - Coś nie tak z Camilą - wydukała.
    Spojrzałem na nią i zmarszczyłem brwi. Ja też się o nią martwiłem. Dzisiaj miała randkę z Rico. Wszystko musiało być pięknie, więc dlaczego coś było nie tak?
    - Muszę tam jechać! - zawołała Lara, zakładając kurtkę.
    - Jadę z tobą! - krzyknąłem.
    - Tomas... - jęknęła.
    - Nie, ona też jest moją przyjaciółką - odparłem i wziąłem bluzę.
    Przytaknęła. Wyciągnęła klucze od motoru z kieszeni spodni i wyszliśmy w pośpiechu na zewnątrz.
    Jedyne, na co liczyłem to to, aby nie działo się nic okropnego. Nie darowałbym sobie, gdyby moja przyjaciółka zrobiła sobie coś strasznego.

Marco
    - Zbieramy się, Fran - zawołałem do dziewczyny.
    Siedzieliśmy przytuleni na ławce w parku i obserwowaliśmy gwiazdy. Dopiero przed chwilą dostałem wiadomość od Leona, że Cami źle się czuje i coś się stało. Bałem się o nią.
    - Jej! O co chodzi? - pisnęła przestraszona Francesca.
    - Jedziemy do Violi - odparłem, wstając z ławki.
    Spojrzała na mnie ze zdziwieniem najwidoczniej nie wiedząc o co chodzi. Zupełnie zapomniałem, że najpierw powinienem wszystko jej wytłumaczyć.
    - Camila przyszła cała zapłakana do Violi. Nie chce nic powiedzieć. Musimy być przy niej wszyscy - odparłem i pociągnąłem, by wstała z ławki.
    - Biegniemy? - zapytała nieprzytomnie.
    Wyczułem w jej słowach przerażenie. Bała się o Cami. Ja też, bo niby co mogło dzisiaj zakłócić jej szczęście? Była pełna euforii, gdy usłyszała od Rico, że jest zaproszona na randkę. Nie mogła złapać oddechu, a w Studiu nie potrafiła skupić się na lekcji. Dlatego oberwała naganę od Gregorio.
    - Tak, biegniemy! - zawołałem, pędząc już ile tchu.
    Po chwili Francesca bła tuż za mną. Słyszałem jej szybki oddech i czułem bicie jej serca. Dopiero po chwili domyśliłem się, że to moje.
    - Marco, już nie mogę! - krzyknęła, stając i opierając się o drzewo.
    - Wskakuj na barana! - zawołałem.
    Posłusznie wlazła mi na plecy, a ja zacząłem biec. Było mi trochę trudniej, ale nie narzekałem.
    - Jestem ciężka - szepnęła mi do ucha Fran.
    Pokręciłem głową. Byliśmy już blisko domu Vilu. Tylko parę uliczek i będziemy wiedzieć o co chodzi  Cami.
    Fran wtuliła się w moje ramię i zamknęła oczy. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że to znak. Czuję się ze mną bezpieczna. Właśnie tego pragnąłem. Bym był dla niej bohaterem i nigdy niczego się przy mnie nie bała.
    - Jesteśmy, Fran - szepnąłem, a ona otworzyła oczy i zeszła z moich pleców.
    Zarumieniła się i podziękowała. Uśmiechnąłem się szeroko i zadzwoniłem dzwonkiem. Drzwi otworzył nam Leon, który natychmiastowo wciągnął nas do środka.
    Widok, który tam zastałem zwalił mnie z nóg.

Camila
    Wszyscy patrzyli na mnie i zamartwiali się. Jako ostatni przybyli Fran i Marco. Uśmiechnęłam się, ale wyszedł z tego grymas. Viola wachlowała mnie gazetą, Leon wpuszczał wszystkich do środka, Naty co chwilę dawała mi wody, Lara tylko chodziła w tę i z powrotem lamentując i martwiąc się o mnie. Tomas ją uspokajał, ale to przynosiło znikome efekty.
    - Jestem przy tobie, Cami - wyszeptała Fran tuż przy moim uchu. - Wszyscy jesteśmy. Wszyscy cię kochamy. Jesteś dla nas bardzo ważna. Powiedz wszystko, co cię zraniło.
    Spojrzałam po nich wszystkich. Wyglądali na przejętych, ale nie byłam do końca pewna czy jest tak naprawdę. Wszystko było teraz inne, niżeli mi się przedtem wydawało. Bo mój świat zaczynał się walić. Nie wiedziałam, którą drogę mam wybrać. Nic nie jest tak, jak powinno być.
    - Ale zrozumiecie mnie? - wyjąkałam niepewnie.
    - Oczywiście, kochanie - wyszeptała Naty.
    Spojrzałam na nią, a wyraz jej twarzy to tylko czułość, którą widziałam tylko u jednej osoby. Poczułam ukłucie w sercu. Nie powinnam o tym myśleć, ale nie umiałam inaczej.
    - Byłam na randce z Rico - wyszeptałam. - I potem... potem pojawił się on.
    - Jaki on? - zapytał łagodnie Marco.
    Popatrzyłam na nich. Zmartwili się moim bólem? Kocham ich. To moi przyjaciele. Oni mnie zrozumieją.
    - On, czyli... - wyjąkałam. - Czyli Broduey.
    Teraz nie patrzyli już na mnie, ale daleko w przestrzeń. Leon założył ręce na biodra i odparł:
    - Cami, nie przejmuj się. My cię kochamy. Nie damy cię skrzywdzić.
    Pokręciłam przecząco głową i powiedziałam szybko, ale niepewnie:
    - Ale on mnie nie chce skrzywdzić. On mnie kocha - złapałam za rękę Violę. - Ja nie umiem wybrać. Słyszysz?
    Popatrzyła na mnie z przerażeniem, ale natychmiast mocno mnie przytuliła i zaczęła głaskać po plecach. Tak samo zrobiła też reszta. Czułam się jak w kokonie, ale byłam z przyjaciółmi, a oni chcieli mi pomóc. Tylko to się wtedy liczyło...

Hej.
Doskonale wiedziałyście, że chodzi o Brodueya.
Rzeczywiście tak było.
Zobaczycie jak rozwinie się sytuacja w następnych rozdziałach.
I to chyba tyle.
Dziękuję za taką liczbę czytelników. Jesteście świetni!
Buziaki.
Xenia <3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 36: Nieidealnie

,,Nie potrafię stawić czoła temu,
  by zacząć w końcu Cię zapominać
  przeraża mnie myśl
  co kryje się za Tobą"
  (RBD - ,,Que Hay Detras")

Ludmiła
    - Ogłaszam wszem i wobec, że dzieło skończone! - wykrzyknęła Fran.
    Spojrzałam na Camilę. Wyglądała pięknie z delikatnym, dziewczęcym makijażem i piękną srebrną biżuterią. Ubrałyśmy ją w limonkową sukienkę, która nie miała głębokiego dekoltu. Sięgała za kolano, odsłaniając zgrabne nogi przyjaciółki. Na nogach miała proste czarne sandałki, które idealnie podkreślały akcent całościowy ubioru Rudej. Zgodnie stwierdziłyśmy, że wygląda przepięknie. Warto było się tak męczyć. Przy okazji była to świetna zabawa. Nie narzekałam. Miło było patrzeć na uśmiechniętą od ucha do ucha, Camilę.
    - Jejciu! - zapiszczała Ruda. - Jestem piękna.
    Pokiwałyśmy głową na znak, że tez się z tym zgadzamy. Wyglądała bajecznie, a przecież o to właśnie chodziło. Miała prezentować się nienagannie. Jak królewna.
    - Która godzina? - zapytała Cami, gładząc sukienkę.
    - Za piętnaście szósta - odpowiedziałam, patrząc na wyświetlacz telefonu.
    - Co?! - wrzasnęła. - Muszę wychodzić. Do parku, do parku! - powtarzała jak mantrę. - Cześć, dziewczyny! Dacie radę wyjść z domu?
    Miałyśmy już odpowiadać na jej pytanie, ale ona wybiegła z impetem z domu. Popatrzyłyśmy po sobie i zaczęłyśmy się śmiać. Camila, jak zwykle, była bardzo rozkojarzona. Szczególnie teraz, gdy chce wyznać Rico swoje uczucia. To dla niej trudne i nie musi radzić sobie z tym wspaniale. Wręcz przeciwnie. Wciąż powinna poznawać samą siebie i udoskonalać się. Z dziewczynami jesteśmy zgodne, Rico musi być miłością Rudej. I kropka.
    - To co teraz robimy? - zapytałam, szczerząc zęby.
    - Nie wiem - odparła Fran. - Ostatnio spędzamy ze sobą bardzo mało czasu.
    Wszystkie widocznie posmutniałyśmy. Rzeczywiście tak było. Nasi chłopcy zamydlili nam oczy i teraz oddalamy się od siebie nawet o tym nie wiedząc. Może warto, więc ponownie to odbudować?
    - To może wybierzemy się do kina? - zapytała Violetta.
    Rozentuzjazmowane dziewczyny zaczęły chichotać i chętnie godzić się na układ Violi. Ja też na niego przystanęłam. Bardzo chciałam ponownie spędzić z nimi więcej czasu. Wbrew pozorom kochałyśmy się jak siostry i tej więzi nikt nie mógł rozerwać. Nawet nasi chłopcy...
    Wzięłyśmy torebki i wyszłyśmy z domu Cami, śmiejąc się i przekrzykując w wyborze filmu.

Leon
    Uderzałem gumową piłeczką o ścianę. Nie wiedziałem czy ktoś mógłby nudzić się bardziej niż ja. Rico miał randkę z Camilą, Violetta wybyła gdzieś z przyjaciółkami i...
    Kompletnie zapomniałem, że mogę spotkać się też z innymi osobami, jak na przykład Maxim, Marco... Przecież byli moimi przyjaciółmi.
    Wybrałem numer Marco. Miałem nadzieję, że odbierze.
    - Halo?
    - Hej, może spotkamy się. Każdy gdzieś wybył, a ja siedzę sam w domu. Zgarnij jeszcze kogoś.
    - Dobra, spotykamy się w parku?
    - Przecież tam umówieni są Cami i Rico. Na randkę...
    - No właśnie.
    Usłyszałem śmiech Marco w słuchawce, a potem jego krótką odpowiedź:
    - Świetnie! Do zobaczenia!
    - Cześć.
    Nawet perspektywa spotkania z przyjaciółmi nie była dla mnie kojącą sprawą. Cały czas myślałem o moim ojcu i jego rychłym spotkaniu ze mną. Nie wiem dlaczego wcześniej nie domyśliłem się, że może przyjechać tutaj za mną. Czy on żyje tylko dla pieniędzy? Nie liczy się moje szczęście? Nie chcę być z Corazon ani z żadną inną dziewczyną. Ja kocham tylko Violę i cokolwiek by się stało, i tak bym ją kochał. Chyba już nie umiem inaczej...
    Powoli zbierałem się do wyjścia. Wziąłem telefon i wyruszyłem do parku. Wciąż nie mogłem się uwolnić od czarnych myśli związanych z moim ojcem. Bałem się o Violę. Często przebywała z przyjaciółkami i ze mną, ale nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć... Moi rodzice są nieobliczalni odkąd dowiedziałem się o nich całej prawdy.
    - Cześć, stary - usłyszałem głos Maxi'ego, który poklepał mnie po plecach. - Dostałem wiadomość od Marco. Podobno idziemy szpiegować Rico i Cami. Ale będzie zabawa!
    Przytaknąłem niemrawo i ponownie pogrążyłem się w myślach.
    - Leon, co jest? - chłopak przystanął.
    Ja również się zatrzymałem, choć i tak wciąż myślałem o wszystkim, co może się stać w najbliższym czasie.
    - Słuchasz mnie? - zapytał podenerwowany Maxi.
    Pokiwałem głową. Jego złość podziałała i wreszcie mogłem się skoncentrować.
    - Leon, musisz się obudzić. Wiem, o czym myślisz. Musisz żyć chwilą. Nie możesz przejmować się tym, co może się stać, bo ominie cię zbyt dużo rzeczy... Rozumiesz? - zapytał z desperacją w głosie.
    Spojrzałem na niego. Mówił prawdę. Jak mogłem być tak głupi? Gdybym myślał tylko o tym, co może się stać, straciłbym wszystko to, co dzieje się teraz. Wbrew pozorom Maxi jest dobrym kumplem.
     - Dzięki - odparłem i uśmiechnąłem się. - Masz rację.
     - Dobra, dobra, nie rozczulaj się - odpowiedział, klepiąc mnie po plecach. - Chodźmy, bo wszystko przegapimy.
     I razem, ramię w ramię, poszliśmy nie myśląc o przyszłości ani o tym, co może się stać.

Rico
    Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, ale wciąż było widno. Patrzyłem na lśniącą taflę jezioro, ale po chwili znudziło mi się to i odwróciłem się, by spojrzeć czy Camila już idzie.
    Zobaczyłem ją. I wtedy przez moją głowę przeleciało tysiące myśli związanych z jej niepowtarzalną urodą i wdziękiem. Limonkowa sukienka idealnie podkreślała jej opaleniznę i długie, zgrabne nogi. Długie, rozpuszczone włosy okalały jej rumianą twarz i tworzyły piękne połączenie z dużymi, brązowymi oczami. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale musiałem, bo już była coraz bliżej mnie. Gdy stała już obok mnie uśmiechnąłem się do niej szeroko i wręczyłem konwalie, które uzbierałem w ogrodzie mojej sąsiadki. Na szczęście, nie było jej w domu, więc mnie nie skarciła. Dowiedziałem się od Violetty, że Camila uwielbia te kwiaty, a dla niej warto ryzykować pobiciem torebką starszej pani.
     - Konwalie - powąchała małe dzwoneczki. - Moje ulubione.
     Uśmiechnęła się, a ja prawie zemdlałem, gdy to zrobiła. Teraz jej urok działał na mnie ze zdwojoną siłą.
    - To jakie mamy plany na dzisiaj? - zapytała, a jej głos utulił mnie jak ciepły kocyk w dzieciństwie.
    - Ach, to niespodzianka - odparłem. - Pani, pozwoli - wystawiłem dłoń w jej stronę, którą ona automatycznie chwyciła.
    Miałem zabrać ją do pobliskiego teatru. Dzisiaj nie miał być grany żaden spektakl, więc mogłem wcielić mój plan w życie. Chciałem, by usiadła w pierwszym rzędzie, ja wtedy wejdę na scenę i zaśpiewam jej piosenkę. Miałem nadzieję, że wszystko potoczy się tak, jak chciałem. Później zabiorę ją na kolację przy świecach.
    - Powiedz mi, o co chodzi! - piszczała. - Jestem taka ciekawa.
    - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - uśmiechnąłem się i ucałowałem jej policzek.
    Ona lekko się zarumieniła i wywróciła oczami. Kochałem w niej tą irytację, którą obdarzała mnie każdego dnia. To było najpiękniejsze w naszym uczuciu. Jesteśmy też przyjaciółmi, którzy potrafią się z siebie nabijać, a nie tylko parą, chłopakiem i dziewczyną.
    Zobaczyłem dach teatru, który był wielką kulą, skręciliśmy w ścieżkę prowadzącą do budynku.
    - Zaraz będziemy - uśmiechnąłem się tajemniczo.
    - Czy to jest teatr? - zapytała, otwierając usta ze zdziwienia.
    Przytaknąłem energicznie głową, a ona chciała jeszcze o coś zapytać, ale nie pozwoliłem jej na to, zasłaniając dłonią wargi.
    - Torres, już jesteś cicho, zrozumiano? - warknąłem, a ona zdjęła gniewnie moją rękę z twarzy.
    Zgromiła mnie wzrokiem i obrażona założyła ręce na pierś. Wyglądała teraz, jak małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.
    - Wchodzimy - odparłem i pociągnąłem ją za rękę.
    Przeszliśmy przez wielki hol w intensywnych barwach czerwieni i bieli. W kątach stały doniczki z roślinami, a obok nich ławy i skórzane, brązowe fotele. Przy oknie była recepcja.
    Zaprowadziłem Rudą dalej. Przez szklane drzwi weszliśmy do ogromnego pomieszczenia z czerwonymi fotelami i wielką sceną oświetloną lampami. Z sufitu zwisały żyrandole, które rozświetlały całe pomieszczenie.
    Camila była zapatrzona we wszystko i nie mogła oderwać wzroku od sceny. Pociągnąłem ją za rękę i usadziłem w pierwszym rzędzie. Spojrzała na mnie niemrawo, a ja mrugnąłem do niej i odszedłem, by zapalić światło, które będzie oświetlało tylko ją i mnie na scenie. Udało mi się to, więc z kieszeni wyjąłem CD z podkładem i włożyłem je do odtwarzacza.
    Uśmiechnąłem się do niej, a ona spojrzała na mnie błyszczącymi oczami.
    Usłyszałem wstęp, a po chwili zacząłem śpiewać.


You, you walked into the room
On a Friday afternoon
That's when I saw you for the first time
And I was paralyzed


I has a million things to say

But none of them came out that day
'cause I was never one of those guys 
That always had the best limes 


Time stops ticking

My hand keep shaking
And you don't even know that


I try to speak but girl you got me tongue-tied

I try to breathe but I'm frozen inside 
I try to move but I'm stuck in my shoes
You got me paralyzed, paralyzed, paralyzed


Now I learned a lot from my mistake

Never let a good thing slip away
I've had a lot of time to look back 
And my only regret is


Not telling you what I was going through 

You didn't even know that


I try to speak but girl you got me tongue-tied

I try to breathe but I'm frozen inside
I try to move but I'm stuck in my shoes
You got me paralyzed, paralyzed, paralyzed


I see you walking, but all you do is pass me by 

Can't even talk, cause words don't come into my mind
I'd make a move if I had the guts to
But I'm paralyzed, paralyzed, paralyzed 

    Skończyłem, a Camila patrzyła na mnie, nie mogąc wykrztusić słowa. Nagle obudziła się i zaczęła klaskać. Wstała i pobiegła do mnie. Rzuciła mi się na szyję, a ja złapałem ją i zacząłem łagodnie gładzić po plecach. Mogłem trzymać ją tak w swoich ramionach przez wieki. Nie chciałem puścić. Wydawało mi się to w tej sytuacji grzechem.
    - To było takie piękne - wyszeptała, a ja nie wiedziałem, że po jej policzku spłynęła łza.

Naty
    -Czy wy widzicie to, co ja? - zapytałam dziewczyn, które beztrosko gawędziły o nowych perfumach.
    Przed teatrem, który miałyśmy minąć, by dojść do kina, stali nasi chłopcy. Byli wszyscy, nawet Maxi. Rico zdradził nam pomysł randki, więc doskonale wiedziałam, że musieli śledzić nasze gołąbki.
    - Czy to nie Leon? - zapytała Violetta, podążając za moim wzrokiem.
    - I Marco - wyszeptała Fran. - Tomas, Maxi, Diego.
    Ludmiła podwinęła rękawy i bojowo oznajmiła:
    - No ja mu zaraz pokażę!
    Już chciała iść w stronę chłopców, ale my złapałyśmy ją za bluzę.
    - Nie, zajdziemy ich od tyłu - uśmiechnęła się złowieszczo Lara.
    Zaśmiałyśmy się i powoli ruszyłyśmy w stronę naszych chłopców. Chodzili w kółko, nerwowo ze sobą rozmawiając, ale nie zauważyli, że się zbliżamy. Słyszałam tylko pojedyncze słowa. Później imię Rico, następnie Cami. Mogą sobie szpiegować, ale nas nie przechytrzą.
    Pokazałam dziewczyną gestem, że możemy wyjść zza drzewa. Powoli skierowałam się w stronę Maxi'ego, który stał tyłem i zapytałam:
    - Piękny mamy dziś dzień, prawda? 
    - Tak, tak. Słońce lekko przygrzewa, wiaterek delikatnie wieje i... - nie dokończył, bo poznał mój głos.
    Odwrócił się powoli ze zdziwioną miną i zaczął przepraszać, ale na mnie to nie działało. Zaczęłam okładać go swoją torebką. Zauważyłam, że dziewczyny robią to samo swoim chłopakom. Dobrze, niech mają za swoje.
    - Dobra, starczy, bo się zmęczyłam - oznajmiła zziajana Fran.
    Pokiwałyśmy głowami. Chłopcy spojrzeli na nas ze skruszonymi minami. 
    - No dobra, wybaczam - usłyszałam głos Violi.
    Wbiłyśmy w nią gromiący wzrok, a ona podniosła ręce w geście obronnym i oznajmiła powoli:
    - No co? Zrobił minę zbitego pieska, a ja nie umiem mu nie wybaczyć.
    Przytaknęłyśmy na znak, że doskonale ją rozumiemy, po czym jednocześnie złapałyśmy chłopaków za uszy.
    - A teraz idziemy - odparłyśmy i ruszyłyśmy, oddalając się od wielkiego budynku, którym był teatr.

Violetta
    Dopiero po kwadransie powiedziałyśmy chłopakom gdzie idziemy. Ucieszyli się, że to tylko kino. Bali się, że prowadzimy ich w jakieś okropne miejsce, które popamiętają na bardzo, bardzo długo. Naty spodobała się ,,propozycja" chłopców, ale oni stanowczo odmówili pójścia gdziekolwiek za złą brunetką. 
     - Violu - szepnął do mnie Leon.
    Spojrzałam na niego, a on zaczął powoli, solidnie dobierając słowa:
    - Nie będziemy już się przejmować moimi rodzicami i ich powrotem, który może nastąpić. Maxi wytłumaczył mi, że powinienem żyć chwilą i chwytać dzień. Dlatego chcę spędzać z tobą i przyjaciółmi jeszcze więcej czasu. Obiecuję, że na wszystkie pytania odpowiem, gdy będę gotowy.
    Uśmiechnęłam się na to wyznanie. Przez całą tą sprawę zaczęliśmy się od siebie oddalać i zamartwiać każdym dniem. A teraz wszystko będzie idealnie. Bal, przyjaciele i Leon... 
    Przytuliłam się do niego najmocniej, jak potrafiłam i wyszeptałam mu do ucha:
    - Dziękuję.
    Oderwałam się i spojrzałam na przyjaciół. Wszyscy wariowali. Maxi nosił Naty na plecach. Marco szedł i tańczył z Fran, co chwilę okręcając nią. Diego wziął Ludmiłę na ręce, a ich buzie się nie zamykały. Tylko Tomas i lara szeptali sobie coś na ucho, a dziewczyna co chwilkę się rumieniła. Po chwili Tomas krzyknął:
    - Już jesteśmy!
    Razem z Leonem, ramię w ramię, weszliśmy do kina, czując się wreszcie wolni.

Camila:
    Oniemiałam, gdy Rico zaprowadził mnie do restauracji. Później zobaczyłam stolik, który dokładnie było widać dzięki dwóm świecom. Wtedy byłam gotowa do mdlenia. Nigdy nie spodziewałabym się, że zabierze mnie w takie miejsce. Właśnie o tym marzyłam.
    Odsunął mi krzesło bym usiadła, a ja czułam się jak w siódmym niebie. Było idealnie. Tak jak w moich snach.
    - Nie wierzę, że mnie tutaj przyprowadziłeś - wyszeptałam, topiąc się w kolorze jego oczu.
    - Nie podoba ci się? - zapytał smutno.
    - Co? Nie! Tutaj jest... nie mam na to słów... - odparłam, zachwycając się tym miejscem.
    Rico obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i podał mi menu. Wybrałam coś na chybił trafił i złożyłam zamówienie. Po chwili nastąpiła niezręczna cisza, a ja uznałam, że to najodpowiedniejsza pora na wyznanie mu tego, co czuję.
    - Rico - wyszeptałam. - Nie mogę uwierzyć, że spotkałam kogoś takiego jak ty. Nigdy nie wiedziałam, że będę tak zawzięcie walczyła o jakieś uczucie do chłopaka, ale ty chyba nim jesteś. Musisz wiedzieć, że...
    - Camila? - zapytał jakiś głos.
    Odwróciłam głowę w kierunku źródła dźwięku. Wtedy zaczęłam prosić Boga, by był to tylko sen.

Aj, no witam!
Jak widzicie, rozdział z nutką dramatyzmu, ale ja to wprost uwielbiam. :) Dobrze o tym wiecie. :D
A teraz konkrety. :D
Z trzema debilkami założyłam bloga. O tego. 
Szczerze to nie wiem, jak ja to wszystko ogarnę, ale na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
Tam będę razem z dziewczynami pisała one party. : ) Jednorazowe historie o Naxi. Tak, ta parę wybrałam ja ponieważ dla mnie jest najcudowniejsza od razu po Leonetcie.:D Zapraszam na pierwszą miniaturkę w środę. :D 
Dziękuję za ,,taki", wyświetlenia, komentarze i obserwacje, których jest już 63. :D
Kocham Was bardzooo . <3
Xenia <3

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 35: Pytania bez odpowiedzi

,,Co dzień widzę Twoje oczy i dotykam Twoich włosów,
  A jedyne co chcę słyszeć to barwę Twojego głosu."
  (Sulin - ,,Jedna minuta")

Następny dzień,
Violetta
    Nie czułam się najlepiej po tym, co się stało. Wszystko było proste, ale wciąż się w tym gubiłam i nie wiedziałam, co robić. Chciałam tylko, by było po staremu. Leon i ja... Tak jak dawniej.
    Byłam już bardzo blisko Studia, ale zobaczyłam ku mnie pędzącą burzę miedzianych włosów. Z daleka można było rozpoznać, że to Camila.
    - Violetta! Jak dobrze, że cię spotkałam... - wydyszała.
    Popatrzyłam na nią zmartwiona. Wyglądała jak tornado.
    - Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
    Odwróciła się do mnie, wytrzeszczając oczy. Jak najbardziej, mogła zostać moim najgorszym koszmarem.
    - Violu, to, co się stało to coś okropnego! - zawołała, a ludzie przechodzący obok spojrzeli się na nią jak na wariatkę.
    - To może pójdźmy już w stronę Studia i po drodze wszystko mi opowiesz, dobrze? - spytałam.
    Przytaknęła gwałtownie, a niektóre kosmyki jej włosów zasłoniły oczy i czoło.
    Bardzo ciekawiło mnie, co ma mi do powiedzenia Cami. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Musiało stać się coś okropnego. Mam nadzieję, że nikt z jej rodziny nie umarł. Ale... Czy wtedy przyszłaby do szkoły?
    - Cami, mów o co chodzi - rozkazałam, bo już się niecierpliwiłam.
    Wzięła głęboki oddech i oznajmiła tak szybko, że zrozumiałam tylko pojedyncze słowa:
    - Rico zaprosił mnie na randkę!
    Zatrzymałam się. Tylko tyle? Myślałam, że stało się coś okropnego, a tutaj okazuje się, że jej własny chłopak zaprosił ją na randkę. Camila to niepoprawna aferzystka.
    - Po co siejesz zamęt? - zapytałam z głupim uśmiechem, choć byłam zła.
    - Ale on mnie zaprosił! Co ja zrobię, co ja zrobię? - lamentowała.
    Miałam już tego dość. Dlaczego ona się nie cieszy? Przecież powinna. Jej pierwsza ranka z chłopakiem, którego naprawdę kocha, a ona się użala. Tak pokręconej dziewczyny jeszcze nigdy w życiu nie poznałam.
    - Dlaczego tak się martwisz?
    Na moje pytanie stanęła jak wryta i spojrzała na mnie już spokojnym wzrokiem. Po chwili odparła:
    - No bo ja go bardzo kocham i chciałabym mu to okazać w jak najlepszy  sposób, przy tym nieziemsko wyglądając. Teraz mnie rozumiesz?
     Uśmiechnęłam się na słowa Rudej. Tak, to był powód do nerwów. Nie ma nic złego w tym, że chce być najpiękniejsza. Camila i bez tego jest bardzo intrygująca. Tylko, że ma pecha w życiu, a teraz gdy nadarzyła się okazja, by zabłysnąć musi czuć się i wyglądać jak gwiazda. Taka jest kolej rzeczy.
    - To kiedy mamy zrobić cię na bóstwo? - zapytałam, śmiesznie unosząc brwi.
     Cami wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który miał określać euforię jaką teraz odczuwa. Przynajmniej tak sądziłam.
    - Poinformuję was jeszcze, o której godzinie macie do mnie przyjść. Rico uzgodni ze mną temat randki dopiero dzisiaj. Zbierz wszystkie dziewczyny.W grupie siła! - zawołała tryumfalnie.
     Pokiwałam głową. Doszłyśmy do Studia. Na ścieżce czekał już na mnie Leon.
     - Cami, jak dobrze, że z nią szłaś - odetchnął z ulgą. - Hej, skarbeńku - pocałował mnie w policzek na przywitanie.
     Moja przyjaciółka zniknęła, a mnje przeszedł przyjemny dreszczyk. Ten sam który czuję zawsze pod wpływem jego dotyku. Chyba tylko on potrafił na mnie tak działać. Przy nim zapominałam o wszystkich trudnościach, lękach, niepowodzeniach...
    - Hej, książę - odpowiedziałam z lekką chrypką.
    Spojrzał na mnie, a ja miałam ochotę zwrócić wzrok w inną stronę, ale nie potrafiłam go oderwać od tych hipnotyzujących, brązowych oczu.
    - Nie patrz tak na mnie. Zaraz zemdleję - to były moje myśli, ale wypowiedziałam je na głos, zapominając o ugryzieniu się w język.
    Palące rumieńce wstydu wykwitły na mojej twarzy. Palłam jakąś głupotę , jak zwykle pod wpływem jego spojrzenia. Dlaczego tak na mnie działał? Może dlatego, że był osobą, którą kocham  i przy nim nie myślałam moralnie.
    Leon zaśmiał się  i odarł:
    - Jak wciąż będziesz się tak uroczo rumieniła, to ja też chyba zemdleję.
    Jak na zawołanie  zaczerwieniłam się ogniście i odpowiedziałam:
    - Przestaniesz czy nie? Widzisz? - wskazałam na swoją twarz. - Jesteś niemożliwy.
    Ponownie wybuchnął śmiechem i zmierzwił moje włosy. Oddałam mu tym samym i mrugnęłam
oczami.
    Ruszyliśmy do Studia rozmawiając sobie o różnych sprawach. Leon opowiadał o motocrossie. Mówił, że ta adrenalina bardzo mu pomaga. Jest jeszcze bardziej pewny siebie i nie martwi się przeszłością. Ja opowiadałam o odmianie jaka nastąpiła w moim ojcu. Można było powiedzieć, że ktoś go podmienił. Czasem nie mogę uwierzyć, że to ten sam człowiek. Teraz po prostu chce być ze mną i pomagać mi w tym, co chcę robić w życiu.
    Jednak było pewne pytanie, które męczyło mnie od dawana. Miałam je zadać Leonowi, ale bałam się jak zareaguje. Postanowiłam, że zapytam go o to teraz. Chciałabym wiedzieć.
    - Leon, chciałabym zadać ci pytanie. Jeżeli nie będzie chciał, to nie musisz na nie odpowiadać - wydukałam.
    Byliśmy już przy Studiu. On pokiwał głową na znak, że się zgadza, a ja zapytałam cichutko:
    - Czy czasem tęsknisz za rodziną?
    Leon spojrzał na mnie swoimi smutnymi oczami. Nie mogłam uwierzyć w to cierpienie, które widziałam. Było go bardzo dużo i wręcz go oplatało. Każda cząstka jego ciała pokryta była bólem. Nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak źle.
    - Violu - pocałował mnie w czubek głowy. - Obiecuję, że kiedyś odpowiem na wszystkie twoje nurtujące pytania. Ja też mam ich sporo do zadania dla ciebie, ale jeszcze nie jestem gotowy by poznać odpowiedź.
    Pokiwałam głową. Leon wydawał się taki smutny. Wiedziałam, że czuje tą pustkę spowodowaną brakiem zaufania do rodziców. Nie musiał mi odpowiadać, bym wiedziała, że cierpi, że ich nie ma, że się zmienili i nie chcą jego szczęścia.
    - To może wejdźmy do środka - wybąkałam i złapałam go za rękę, a jego twarz momentalnie się rozpromieniła.

Rico
    - Ruda! - zawołałem. - Torres!
    Dopiero na dźwięk swojego nazwiska odwróciła do mnie swoją piękną twarzyczkę. Zaróżowione policzki, które tak kochałem. Oczy, które emanowały złością, gdy ją denerwowałem. Nosek, który marszczyła, gdy coś się jej nie podobało. Czoło, którym zawsze okazywał zdziwienie.
    - Proszę - powiedziała z kpiącym uśmieszkiem. - Martinez.
    Uśmiechnąłem się. Musiałem przyznać, że to ona najpiękniej wypowiada moje nazwisko.
    - Dzisiaj mamy randkę. Pamiętasz jeszcze? - zapytałem.
    - Nie mam sklerozy - oburzyła się.
    Dlaczego ona wszystkie moje stwierdzenia i pytania musi odbierać jako atak?
    - Świetnie - założyłem ręce na piersi. - W takim razie zapraszam cię dzisiaj o godzinie osiemnastej na nasze wymarzone spotkanie. Przyjdź do parku, a ja tam już będę.
    - Wspaniale - pocałowała mnie w policzek, a ja nieświadomie dotknąłem tego miejsca. Zaśmiała się i odeszła, a ja patrzyłem na jej długie nogi i powiewającą sukienkę.
    Czy tak wyobrażałem sobie miłość mojego życia? Nie wiem, ale to może miała być Camila? Pasowała do mnie idealnie. Pod każdym względem. Była taka ostra, a jednak delikatna i czuła. Nie wiedziałem, że istnieją jeszcze takie dziewczyny jak ona.
    - Zmieniła się - odwróciłem się, aby sprawdzić do kogo należy tajemniczy głos. Maxi. - Wydaję mi się, że na lepsze.
    Spojrzałem na niego. Patrzył na Naty, która serdecznie uśmiechała się do jednej dziewczynki z młodszej klasy. Musiał ją kochać.
     - O jakiej zmianie mówisz? - zapytałem ciekawy.
    Maxi oderwał wzrok od Naty i skierował go na mnie, mówiąc:
    - Kiedyś nie wierzyła w siebie i swoje poglądy. Rzeczywiście, umiała pokazać pazurki, ale nie do tego stopnia, do którego robi to teraz. Myślę, że to ty na nią tak wpłynąłeś.
    - To dobrze czy źle? - zapytałem, głęboko myśląc.
    - Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam - odparł i odszedł, zostawiając mnie pogrążonego w refleksji.

Diego
    Od kilku tygodni w głowie grała mi melodia, a słowa same podchodziły pod dźwięki. Uznałem, że to będzie hit. Przynajmniej mój, bo pierwszy raz piszę piosenkę. Popędziłem jak na skrzydłach do sali muzycznej i wziąłem do rąk gitarę. To fantastyczne uczucie, gdy trzyma się ją i dotyka strun, które wydają idealne dźwięki. To takie piękne. Właściwie Ludmiła pokazała mi wiele ważnych wartości. Przede wszystkim miłość, którą podarowała mi ot tak. Teraz jestem zdolny do tego wciąż wykwitającego uczucia. Nie mogę uwierzyć, że ktoś po prostu chce być ze mną, jak najbliżej. To było cudowne uczucie i wcale nie chciałem go odrzucać.
    Zagrałem pierwsze akordy, a słowa same zaczęły płynąć z moich ust:

Escucha y siente
Sube es volumen vas a a enloquecer 
Entiende y siente
De corazones rotos soy el rey
Yo soy el rey Yo soy el rey oh
Perdiendo el control

Dime el ritmo ponte a bailar
Ven conmigo dejate besar 
Yo se te va a gustar, mi estilo te va a conquistar 
Mis pies te mueve al compas se que no lo puedes evitar 
No intentes luchar, 
Mi estilo te va a conquistar


    Do sali powolnym krokiem weszła Ludmiła. Piękna, olśniewająca. Zaczęła śpiewać razem ze mną refren, pomimo że dopiero pisałem tę piosenkę. Idealnie do siebie pasowaliśmy. Wiedzieliśmy, jak dopasować słowa, by wszystko było pięknie.

Y es que yo soy asi
Mi vida es alocada
Sin red a y voy a mil
Mi ley es doble o nada
Y es que yo soy asi
Con solo una mirada 
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada

    Skończyliśmy śpiewać, a Ludmiła uroczo się zaśmiała. Rządek białych, prostych zębów idealnie prezentował jej uśmiech.
    - To niezwykłe, że tak się zgraliśmy, prawda? - zapytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
    - Prawda - przytaknęła wesoło. - Ta nowa piosenka jest świetna.
    Uśmiechnąłem się na dźwięk pochwały i zagrałem wstęp do mojego nowego utworu. Ludmiła zaczęła mi klaskać.
    - Pisałeś ja o kimś konkretnym...? - zapytała nieśmiało Ludmiła.
    Zupełnie się zmieniła. Przynajmniej tak mówił mi Tomas. Nie była już przebojowa, a subtelna i delikatna. To przyprawiało mnie o przyjemne ciarki. 
    - Jasne - odpowiedziałem. - O tobie.
    Zarumieniła się uroczo i odgarnęła włosy za ucho jeszcze bardziej odsłaniając swoją piękną twarzyczkę. Gestem pokazałem, żeby do mnie podeszła i mocno się wtuliła. Zrobiła to, a ja mogłem wchłaniać zapach jej pachnących truskawkami włosów.

Leon
    Nie chciałem jeszcze mówić Violetcie o swoich problemach rodzinnych. Bardzo ją kocham, ale wciąż cierpię i nie mogę wytłumaczyć stanu, w którym się znajduję. Bo jak mam jej powiedzieć, że każdej nocy płaczę w poduszkę? Boję się swojej przyszłości. Jestem już dużym chłopcem, ale brakuje mi matczynej opieki i ojcowskiej pomocnej ręki. Zranili mnie, ale wciąż brakowało mi ich prawdziwej miłości. Tej, którą poznałem przed tym okropnym wyjazdem. Teraz boję się o każdy dzień. Nie wiem, co mój ojciec chce mi zrobić. Mam nadzieję, że oszczędzi Violettę. Martwię się o nią, gdy nie ma jej przy mnie. Jeżeli coś się stanie? Jeżeli znów coś nie pójdzie po mojej myśli? Jeżeli mój ojciec chce bym już nie kochał Violi? Ale ja tak nie umiem, nie potrafię...
    - Leon... Gdzie siadamy? - zapytała Violetta, odrywając mnie od moich czarnych myśli.
    Wzruszyłem ramionami na znak, że jest mi to obojętne. Viola zrobiła troskliwą minę, ale wiedziała, że nie mam ochoty rozmawiać, więc wybrała miejsca i usiadła. Poklepała krzesło obok siebie, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem i zająłem mnie. Wtedy mocno się do mnie przytuliła. Rolę się zamieniły. To ona teraz dbała o mnie i wiedziała, że jest mi bardzo potrzebna.
    - Violu, dziękuję, że jesteś - odezwałem się, wtulając w jej włosy i wchłaniając ich piękny zapach.
    Zaśmiała się perliście i odparła z iskierkami w oczach:
    - Nie ma za co... Gdyby nie ty moje życie nie byłoby tak samo kolorowe.
    Uśmiechnąłem się, odsłaniając rząd równych, białych zębów.
    Spojrzała na mnie i zapytała:
    - Wiesz czego może chcieć od nas Antonio?
    - Może znów nowy uczeń albo nowy nauczyciel? - odpowiedziałem.
    Pokiwała głową. Dziwne, mieliśmy komplet nauczycieli, uczniowie nie zapisują się w ciągu roku szkolnego. Najpierw muszą przejść egzaminy wstępne, które zarządzą o ich dalszych losach w Studiu. Nie miałem pojęcia jaką informację chce nam przekazać Antonio.
    - Dzień dobry. dzieci! - przywitał się siwy mężczyzna.
    Odpowiedzieliśmy chóralnie powitanie, a on rozpoczął:
    - Ze względu na wasze przykładanie się do tańca, śpiewu i systematyczności. Jesteśmy z was bardzo dumni. Ja i wszyscy nauczyciele. To wielki zaszczyt nauczać tak utalentowaną młodzież. Dlatego też na waszą część odbędzie się bal. Tutaj, w Studiu.
    Rozległy się szmery podekscytowania i radości. Każdy cieszył się na myśl o takiej zabawie. Szczególnie dziewczyny. Już szukały w myślach idealnej sukienki i partnera.
    Uśmiechnąłem się do Violetty. Ona będzie mi towarzyszyć. Bez niej nie będzie zabawy. Ścisnąłem jej dłoń, a ona odwzajemniła czuły uścisk. Tak okazywaliśmy sobie swoje uczucia. Przez dotyk, gesty piosenki... To wszystko znaczyło dla nas o wiele więcej niż słowa.
    - Bal odbędzie się za dwa tygodnie. Tam każdy z was zaprezentuje po jednej piosence. Chcemy usłyszeć wasze piękne głosy - zaśmiał się Pablo.
    Zawtórowaliśmy mu. Szmery było słychać jeszcze przez chwilę, gdy nagle Gregorio krzyknął:
    - No już, już! Na lekcję, na lekcje! Ile można gadać? Wychodzimy!
    Tak wszyscy wyszliśmy z sali. Teraz miały odbyć się zajęcia z Beto. Wiedzieliśmy, że na tych lekcjach zawsze jest więcej frajdy, niżeli nauki.
    - Idziemy? - pocałowałem Violę w czoło.
    Pokiwała energicznie głową, wyprzedziła mnie i w podskokach udała się do klasy, zostawiając mnie z tyłu. Tyle energii w jednej, małej osóbce. To niezwykłe...
    I te wszystkie małe rzeczy tworzyły idealną całość, którą kochałem bardziej niż cokolwiek na świecie...
   
Naty
    - Czyli mamy spotkać się o szesnastej u Cami? - zapytałam niepewna.
    Dziewczyny pokiwały głowami i odeszły, żegnając się. Spojrzałam na zegarek. Do godziny czwartej zostało mi pół godziny. Postanowiłam wykorzystać ten czas na bezcelowym chodzeniu po Studiu. Moje kroki skierowały się do sali muzycznej. Dawno nie śpiewałam, a teraz uczniowie rozchodzili się do domów, więc nikt nie musiał mnie słyszeć.
    Podeszłam do keyboardu i dotknęłam palcami klawiszy. Nagle przypomniałam sobie melodię Entre tu y yo. Kiedyś śpiewałam ją z Tomasem i wydawała się idealna dla mnie, ale nie chciałam się do tego przyznawać przed nikim. Nie chciałam pokazywać swoich umiejętności. Może wreszcie przyszedł na to czas? Przecież czasem potrafię zrobić coś dobrze i z gracją.
    Pierwsze dźwięki piosenki i słowa, które ukazują dla mnie bardzo dużo, nawet więcej niżeli można sobie wyobrażać. Wszystkie uczucia w jednej piosence. Takiej pięknej.
    Kończyłam śpiewać refren, gdy nagle do sali wparowała Violetta. Zmieszałam się i zaczęłam bawić się włosami. Jak gdyby nigdy nic się nie stało.
    - Naty - wyszeptała Viola. - I tak słyszałam.
    Westchnęłam głęboko i odeszłam od instrumentu siadając na przeciwko jej.
    - Doceń wreszcie siebie - odparła szatynka.
    - Wciąż próbuję, ale to nie jest takie łatwe jak mi się wydawało - odpowiedziałam.
    Violetta spojrzała na mnie z czułością i mocno przytuliła. Chyba tego potrzebowałam. Już od dłuższego czasu.
    - Ja uważam, że jesteś świetna - odparła. - I wiesz co? Myślę, że aby stać się pewniejszą siebie trzeba najpierw znaleźć osoby, które ci w tym pomogą - uśmiechnęła się. - Patrz, idzie Maxi.
    Rzeczywiście, do sali zmierzał mój chłopak, a Viola wyszła od razu, gdy się pojawił.
    - Hej, Naty - pocałował mnie w czubek głowy. Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada.
    - Nie, nie - odparłam. - Wszystko jest okej tylko... Mogłabym ci zaśpiewać?
    Spojrzał na mnie z uroczym uśmiechem i chętnie się zgodził. Znów zaczęłam grać i śpiewać. Czuć się sobą i wiedzieć, że teraz coś znaczę. To inne uczucie, które jest ukryte głęboko we mnie i wciąż próbuje się wydostać. Wszystko jest inne, gdy zaczynam być sobą.
    Gdy skończyłam Maxi podszedł do mnie, mocno przytulił i oznajmił:
    - Wierzę w ciebie.
    Te słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ja wcale nie chciałam ich zapomnieć...

Camila
    Dziewczyny spóźniały się, a ja czekałam odświeżona i gotowa na różne stylizacje. Chciałam oddać się w ręce dziewczyn, by wyglądać jak bogini. Chciałam zaprezentować się idealnie w każdym calu, a ich jeszcze nie było. Skandal!
    Dzwonek do drzwi. Nareszcie. Ile można czekać?
   - Heeej! - przeciągnęły, gdy otworzyłam drzwi.
   Wciągnęłam je do środka i bez słowa zaprowadziłam do pokoju. Francesca bojowo spojrzała na wszystkie zgromadzone osoby i odparła:
   - Ludmiła wybiera ciuchy, Naty buty, Violetta układa włosy. Melduję, że zadzwoniłam po Larę, która ma przybyć z biżuterią. Ja zajmę się zorganizowaniem. Jazda, jazda, dziewczyny! Mamy mało czasu!
   Moje przyjaciółki biegały jak oszalałe po pokoju, próbując znaleźć najpotrzebniejsze rzeczy do swojej pracy. Violetta przybyła i zaczęła układać moje włosy w dziwne stylizacje, ale nie przejmowałam się. Ona zawsze po wielu błędach dochodzi do prawdy i to jest w niej najwspanialsze.
    Siedziałam wygodnie rozłożona na krześle. Zamknęłam oczy, a przede mną pojawił się obraz mojej randki z Rico. Wszystko wyglądało bajecznie. Ja również miałam na sobie śliczną sukienkę z falbankami i dżinsową kurteczkę. Wyglądałam cudownie. Rico komplementował moją urodę, a ja rumieniłam się za każdym razem jak głupia. Chłopak opowiadał, jak bardzo mnie kocha. Wszystko było
piękne, ale moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Fran poszła otworzyć i za chwilę wparowała razem z Larą, która była obwieszona biżuterią. Przywitała się pośpiesznie i pobiegła do Naty i Ludmi. Patrząc w lustro widziałam je zabiegane i musiałam powiedzieć, że to wspaniałe, że je mam. No bo kto by mi pomagał? Takie zgodne i pomocne... Jestem szczęśliwa, że są obok mnie i pomagają mi z każdym moim najmniejszym problemem.
    Niedługo zobaczę Rico i powiem mu, co do niego czuję. Jeszcze raz spojrzałam na zapracowane dziewczyny. To będzie długi wieczór...

Uff... Skończyłam! :D
Dzisiaj byłam na mieście i nie miałam czasu, by napisać rozdział wcześniej. Dlatego prezentuję go teraz. :D 
Randka Rimi dopiero w następnym rozdziale. :D Mam na niego pomysł. :)
Jak widzicie, urządzę bal. :D Będzie się działo. :D
Hmmm... To chyba tyle. :)
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii o rozdziale w komentarzu. :D
Buziaczki! :*
Xenia <3   

Obserwatorzy