sobota, 28 września 2013

Rozdział 44: Labirynt uczuć

,,Jesteś nikim dopóki ktoś cię nie pokocha.
  To ciężkie czasy, gdy nikt cię nie chce.
  Wypełnij mój kubek, nigdy nie przestawaj przychodzić.
  Zdobądź szczyt, sprawię, żeby to było trudne."
  (James Arthur - ,,You're Nobody 'Til Somebody Loves You")

Rozdział dedykuję Adze, Mai i Madzi! :)
Dzięki, że jesteście. <3

Następny dzień, Violetta
    Biegłam bardzo szybko. Wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkie strony i czasem musiałam podnosić rękę, by odsunąć niesforne kosmyki z twarzy. Światła raziły moje oczy i uważałam, że było ich zdecydowanie za dużo. Zaczęło doskwierać mi zmęczenie, ale nie poddawałam się. Biegłam białym chodnikiem wzdłuż jednej z uliczek. Skręcałam prawie cały czas, by tylko zgubić widmo, które było tuż za mną i śledziło każdy mój krok. Dopiero po chwili posunęłam się do krzyku. Nie wyobrażałam sobie, by ktoś mnie nie usłyszał. To było nierealne. Samochody gnały przez ulicę z zawrotną prędkością i wtedy zrozumiałam, że one zagłuszają moje wrzaski. Gnałam dalej, nie przestając wołać o pomoc, bojąc się stanąć i odpocząć. Brakowało mi tchu, myślałam, że umieram.
    Z wielkim impetem zderzyłam się z ścianą jakiegoś ceglanego bloku. Ślepa uliczka. Odwróciłam się, zamykając oczy. Nie otwierałam ich, bo zwyczajnie się bałam, a wiedziałam, że nadejdzie moment, gdy będę musiała podjąć ryzyko.
    I wtedy to się stało. Ktoś pociągnął mnie za rękę, a ja natarczywie wtuliłam się w jego klatę. Odważyłam się spojrzeć w oblicze mojego wybawiciela. Był nim mój rycerz. Jak zawsze.

    Łapałam zachłannie powietrze. Czułam się, jakbym nie oddychała już przez kilka dobrych lat. Byłam w swoim pokoju. Znajome ściany opatuliły mnie swoimi radosnymi barwami. Odetchnęłam głęboko i uspokoiłam się. Spojrzałam na małą szafkę nocną, na której walały się różne przedmioty. Leon zawsze mówił, że mój bałagan jest nie do zniesienia, ale te wszystkie rzeczy były mi niezbędne. Tłumaczyłam mu to wiele razy, ale on dalej nie rozumiał, że stara szmaciana lalka ma wartość sentymentalną.
    Dziś znajdowała się na niej malutka karteczka. Biała, niczym śnieg, nieskazitelna wręcz. Z daleka poznałam pochyłe pismo, to samo, które widniało na tajemnych liścikach na lekcjach w Studiu.
    Tym razem, wyczytałam z niej, coś innego.

Usnęłaś z nadmiaru euforii. Czasem jesteś okropnie wesoła, ale to w tobie lubię. 
Pewnie zauważysz ten liścik dopiero rankiem. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci miłego dnia.
Kocham, całym moim serduszkiem. 
Twój na zawsze.

    Słowa, choć tak mi znajome, rozczuliły mnie do granic możliwości. Kolejny dzień wydawał się najsłoneczniejszym w całym Buenos Aires, bo moje życie ponownie nabrało kilku nowych kolorów. 
     I dopiero później przypomniało mi się, że tylko mój świat.

Camila
    - O! - uśmiechnęłam się sztucznie. - Jeszcze tam. Została jedna plamka.
    Sobotnie porządki były moim ulubionymi. Tylko wtedy mogłam się uspokoić, a moja mama tylko mi w tym pomagała, a ja perfidnie to wykorzystywałam i uśmiechałam się z tą gorzkością, która i tak nie umiała ode mnie odejść. Ona doskonale wiedziała, że coś jest nie tak. Nie naciskała, nawet wtedy, gdy udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jedyne, co poszczęściło mi się w życiu to przyjaciele i rodzina. Tylko oni pomagali zaspokoić mój ból, który rwał się do okropnego krzyku.
    - Już wycieram - zaśmiała się mama. - O proszę. Pięknie.
    - Tak. Bardzo - wyszeptałam ze łzami w oczach i odwróciłam głowę w stronę okna, by mama nie zauważyła mojego zaszklonego wzroku. 
    Ale ona doskonale umiała wyczytać, co dzieje się w moim sercu i jak bardzo poszarpana jest moja dusza. Każde słowa, które wyrażały dobro i optymizm parzyły mnie, a ja nie chciałam znów czuć tego samego. Nie w tym momencie, gdy udawałam, że wszystko już zniknęło i nic nie jest prawdą.
    - Widzę, Camila - odparła mama i pocałowała mnie w rumiany policzek.
    Słowa, które rozszerzyły moje źrenice, a one zobaczyły już tyle bólu, tyle nienormalności. Sama nie mogłam spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Czy to było naturalne? Nie, nie sądzę.
     - Nie może tak być, córeczko - wyszeptała. - Wiem, że może nie jesteś gotowa, ale myślę, że powinnaś mi powiedzieć, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią. Ja najbardziej.
    Pokiwałam głową, co sprawiło, że parę łez z cichutkim chlupnięciem uderzyło o wypolerowaną podłogę. Czy chciałam coś mówić? Nie byłam pewna, czy pozwalała mi na to gotowość. Wszystko przeistoczyło się w kolejny ból. Wyjazd Broduey'a, Rico...
    Tęskniłam za świadomością, że zawsze jest przy mnie, próbuje mnie chronić i całuje moje, jeszcze wtedy, szczęśliwe oczy. Co miałam odpowiedzieć? Wyjawić wszystko?
    - Czy to źle, że nie wierzę już w miłość, mamo? - zapytałam z kruchością. 
    Nie patrzyłam na nią. 
    Za oknem ćwierkały ptaki, słońce grzało mocniej, drzewa chyliły się pod wpływem wiatru. Natura nie zważała na moją depresję, tylko pokazywała, że kolory mogą rządzić całym życiem człowieka. 
    Minęła chwila, zanim usłyszałam cichą, pewną odpowiedź mamy:
    - Bardzo źle.

Naty
    Punktualnie znalazłam się na miejscu naszej randki, ale Maxi'ego wciąż nie było. Usiadłam na białej ławce i spojrzałam w niebo, które zakrywały zielone liście drzew. Zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie swoje życie za kilka lat, ale zobaczyłam tylko pustkę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w tym roku kończę Studio, a nie wiedziałam, co będę robić dalej. Przeraziłam się. Byłam zupełnie bezbronna. Otworzyłam oczy i nerwowo zacisnęłam dłonie. Później usadowiłam się tak, by podeprzeć głowę i kolana. Każda pozycja była okropnie niewygodna i uniemożliwiała mi spokojne czekanie na Maxi'ego.
    Spojrzałam na zegarek. Czas płynął niemiłosiernie szybko. Ani się obejrzałam, a upłynęła równa godzina. Miałam dość czekania na mojego chłopaka, który chyba nawet nie chciał zdążyć.
    Wstałam z ławki i z impetem porwałam z niej również torebkę. Dużymi krokami wędrowałam w stronę mojego domu, aż nagle zobaczyłam kolorową czapkę Maxi'ego. Zawróciłam na jednej nodze, ale on podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię.
     - Super - odarłam ironicznie. - Czekam na wyjaśnienia.
     - Bo... - zaczął, ale ja przerwałam mu krzykiem:
     - Co mnie to obchodzi? - wybuchnęłam. - Ja tutaj martwię się o swoje jutro, myślę na przyszłością, a ty się spóźniasz! Jesteś gburowaty, okropny, nieprzyjemny, nie...
     Zamknął moje usta pocałunkiem. Według mnie, było to zupełnie tandetne i występowała tylko na filmach... Aż do teraz. Moja opinia o nim zmieniła się drastycznie i występowały w niej same najpiękniejsze epitety. Dopiero teraz zrozumiałam, że wpadłam po uszy w coś, co można nazwać bezgraniczną miłością.
    - Wydawało mi się to bardzo ważne - uśmiechnął się Maxi, gdy się od siebie oderwaliśmy.
    - To cofam tamte niemiłe słowa - wyszeptałam. - Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie!
    Zaśmiał się serdecznie i oświadczył triumfalnie:
    - Racja. 
    - Aha - przytaknęłam. - I do tego skromny. 
    Spojrzał na mnie i jednym machnięciem wziął mnie na ramiona. Wydałam zduszony pisk, ale później moją twarz rozświetlił uśmiech i zrozumiałam, że nie muszę martwić się o jutro, jeżeli jest ktoś, kto sprawia, że moje dzisiaj to prawdziwy skarb. 

Pablo
    Odkąd pamiętam, Angie była moją najukochańszą przyjaciółką i w pewnym momencie mojego życia w to uczucie wplotła się również miłość. Czy ona czuła to samo do mnie? Nie sądzę. Wtedy pojawił się German i zażyłość miedzy nami ustąpiła, co sprawiło, że się od siebie zupełnie oddaliliśmy. 
     A wczoraj usłyszałem słowa, które chciałem słyszeć zawsze. Moje zdziwienie nie miało granic, a przecież zawsze sobie powtarzałem, że jestem normalną osobą, która zniesie wszystko. Ale chyba nikt nie potrafi pokonać takiej siły, jaką jest miłość.
    Siedziałem przy mahoniowym biurku i próbowałem uspokoić nerwy, by zająć się przygotowaniami do balu. Wierzyłem, że uczniowie dadzą z siebie wszystko, pomimo że coś jest z nimi nie tak w ostatnim czasie. Jestem nauczycielem, ale próbuję cały czas być też powiernikiem sekretów. oni doskonale wiedzą, że mogą mi ufać, a to podstawa do dobrego nauczania. 
    Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślenia, a ja wstałem z krzesła i otworzyłem gościowi. W progu stanął Beto z pizzą w ręku i szczerząc się do mnie, zapytał:
    - Ktoś zamawiał?
    - Nie ja, ale jestem głodny - zaśmiałem się i wyrwałem mu tekturowe pudełko z ręki, bojąc się, że zaraz nasz obiad wyląduje na podłodze. 
    Beto wszedł raźnym krokiem do niewielkiej kuchni, w której zazwyczaj eksperymentowałem nad różnym daniami, ale raczej nie udawało mi się gotować wyśmienicie. jedyne do czego się nadawałam to do nauczania w muzycznej szkole.
    Mój przyjaciel odsunął krzesło, ale zahaczył marynarką o jedną z szafek i wylądował z głośnym hukiem na ziemi. Zaśmiałem się serdecznie, ale pomogłem mu wstać. On, rozmasowując obolałą głowę, usiadł i odparł:
    - Ech - westchnął. - Jestem głodny jak wilk!
    - To do uczty! - zaśmiałem się i otworzyłem pudełko.
    Jedliśmy, śmialiśmy się, przedrzeźnialiśmy Gregorio i wtedy zrozumiałem, że Beto jest wspaniałym przyjacielem. Pomimo tego, że dużo osób wzięło by go za psychola, ja dalej uważałem, że nie ma człowieka, który potrafiłby wyczytać wszystko, tylko z mojej twarzy. Tak jak teraz, gdy powiedział:
    - Coś cię trapi - odparł. - Mów.
    - Angie - westchnąłem, nie owijając w bawełnę.
    Beto nabrał poważnego wyrazu twarzy i odłożył kawałek pizzy na talerz.
    - Co się stało? - zapytał.
    Nie wiedziałem, czy odpowiedzieć, czy nie. Nie byłem pewny tego, co usłyszałem, ale wydawało się to teraz bardzo realne, więc oświadczyłem:
    - Ona chyba mnie wreszcie pokochała - wyszeptałem. - Co mam zrobić Beto?
    On westchnął i zdjął okulary. Odpowiedział, jakby się spiesząc:
    - To pozwól jej zatrzymać to uczucie.

Rico
    Gdy otworzyłem drzwi mieszkanie, nie wiedziałem, czy mam szansę jeszcze uciec. Przed nią na pewno nie, ponieważ było to niemożliwe, ale ona odezwała się:
    - Mogę wejść?
    Przytaknąłem, a dziewczyna weszła do salonu i usiadła na kanapie. 
    - Trzymasz się? - zapytała cicho.
    Usiadłem obok niej i wyszeptałem, próbując ukryć ból, co w ostateczności mi się nie udało:
    - Próbuję zrozumieć.
    - Role się odwróciły - odparła. - To teraz ja pomagam tobie.
    Przytaknąłem, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego nieprzyjemny grymas. Od dłuższego czasu  nie miałem ochoty na spotkania lub odwiedziny przyjaciół. Żyłem nadzieją, która opuściła mnie niedawno. Teraz nie miałem już dla kogo budować swojego świata i wciąż ulepszać samego siebie. 
    - Widzę, co się dzieje Rico - powiedziała. - Dlatego tutaj przyszłam.
    - Przepraszam cię, ale myślę, że nawet ty mi nie pomożesz - westchnąłem i wstałem z sofy.
    Ona rozsiadła się wygodniej na miękkim meblu, ale odrzekła:
    - Skąd wiesz?
    Spojrzałem na nią, ale odpowiedziałem na zadane pytanie:
    - W tej sytuacji to już koniec. Straciłem wiarę.
    Dziewczyna wyjrzała przez okno i przez dłuższą chwilę nie odpowiadała na moje stwierdzenie. Wydawało mi się to dziwne, bo zawsze za wszelką cenę chciała uratować świat od bólu, ale nie rzadko przynosiło to efekty. Taką ją znałem i od tamtego momentu również tak zapamiętałem. 
    - Dlaczego się tak łatwo poddajesz? - zapytała.
    - Bo teraz już nic nie mogę zrobić! - krzyknąłem.
    Spojrzała na mnie oczami pełnymi bólu, ale też złości. Mogłem wyczytać z ruchu jej ciała, że ma ochotę mnie zabić, ale coś ją powstrzymywało. Później jej wzrok zmienił się drastycznie i spojrzał na mnie z czułością, jakby chciała mnie przekonać do swojej prawdy. Ale ja wiedziałem swoje i nie chciałem zmieniać niczego w moich przekonaniach.
    - Nie możesz czy nie chcesz?
    Pytanie Violetty jeszcze długo rozbrzmiewało w mojej głowie, a ona wyszła, trzaskając drzwiami.

No to ten... Ta dam!
Niezwykle optymistycznie, bo dzisiaj nawet jest mi miło, a to chyba dzięki moim dziewczynom, więc dedykacja dla nich! :D
Coś czuję, że Mai się spodoba perspektywa trzecia, ale ja tam nie wiem. :D
Jestem świadoma tego, że po ostatniej akcji z kopiowaniem ,,Ale Ty zawsze..." mogłam stracić swoich, jak i naszych czytelników, ale mam nadzieję, że ktoś jeszcze jest i pamięta o jakiejś tam Xenii.
Dzisiaj Naxi, bo się nimi jaram od wczorajszego odcinka. :D
Mai się zapomniało napisać part na naszego bloga, więc dzisiaj nie będzie. Chyba że napisze w ekspresowym tempie. :)
Dziękuję za ,,taki", obserwacje, komentarze, wyświetlenia. Kochani! <3
Rozdział, oczywiście, za tydzień. :)
Xenia <3

poniedziałek, 23 września 2013

Gdy nasze pomysły zostaną skopiowane... Xenia wpada w furię.

Pewnego okropnego październikowego dnia Xenia wraca ze szkoły padnięta po brutalnym wychowaniu fizycznym i dobijającej nauczycielce uczącej języka angielskiego. Nie spodziewała się, że ten dzień będzie najokropniejszym...

Mniej więcej tak to się zaczęło. Wszystko fajnie, uczę się, siedzę przed komputerem. Nagle piszą do mnie moje kochane dziewczynki z Te Fazer Feliz. I co się dowiaduję? http://temas-del-amor.blogspot.com/ A tego się dowiaduję.

No brak słów. Nie zabolało mnie jeszcze to kopiowanie pomysłów, ani w ogóle jakieś inne gówna jednym słowem, co wydaje mi się strasznie dziecinnie.
Wiecie, co mnie najbardziej zabolało?
Że zgłaszały się tam osoby, które czytały nasze ,,Ale ty zawsze musisz być obecny w moich snach". Naprawdę. To tak mnie zabolało. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Chcę mi się płakać. Tak mnie to boli... Jest nam przykro.

Cytat załogi Te Fazer Feliz na dziś?
,,Nogi, ręce, cycki opadają..."

Pytania dla chętnych. :)
- Co to jest ironia, sarkazm?
- Dlaczego ludzkość tak powoli rozumuje?
- Dlaczego ludzie tak bardzo ranią?

Dziękuję. Żegnam. Przestaję wierzyć w ludzi.

EDIT: 
DZIEWCZYNA SKOPIOWAŁA POMYSŁ NASZEGO BLOGA: http://te-fazer-feliz.blogspot.com/ NIE MOJEGO, WIĘC W KOMENTARZACH PROSZĘ PISAĆ DO NAS W LICZBIE MNOGIEJ.
SWOJĄ DROGĄ, ZAPRASZAM NA PART AGI I JEJ SŁODKIE CARES. <3

sobota, 21 września 2013

Rozdział 43: Gdy zrozumiesz....

,,Siedzę wieczorem ogarnięty moją ciszą,
  oni nie słyszą, a ja tak jak w transie.
  Te proste dźwięki mnie kołyszą,
  nade mną chmury wiszą,
  wszystko jest takie łatwe i paradoksalne."
  (Kamil Bednarek - ,,Cisza")

Camila
    Bezbronna dziewczynka. taka właśnie byłam i choć wiem, że nikt by mi tego nigdy nie powiedział, ja dalej tak sądziłam. Na pozór silna, w środku... w środku nie miałam czym się podeprzeć. Brakowało mi tej cholernej stabilności, która teraz powinna się objawić i zostać ze mną do końca tego okropnego cierpienia. A jej nie ma. Nie ma jej już od bardzo dawna. Po co się starać, jeśli tylko złamiesz wszystko od nowa?

Dime lo que quieres 
y no me hagas lloral
No! Juegues conmigo
me hagas ilusionar

    Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły lać się na moje ubrania. Po chwili szybko upadały na podłogę. Nie umiałam powstrzymać tego, co się ze mną działo, choć bardzo chciałam. Ale kogo to obchodziło, jeżeli nie ruszało to nawet mnie? Proszę. Niech to wszystko skończy się czym prędzej. Mam dość tej chorej walki. 
    Drżącą ręka wystukałam na klawiaturze telefonu wiadomość do Brodueya. Nie wybrałam żadnego. Treść była prosta, ale dla mnie tak skomplikowana. Nie umiałam wyobrazić sobie powiedzenia mu takich słów prosto w oczy. 
    Po chwili dostałam odpowiedź zwrotną. Gdy ja przeczytałam poczułam jak w każde miejsce mojego ciała wbijają się ostre sztylety. Nic nigdy nie jest takie proste, a szczególnie moje życie. Zawsze ta najgorsza... Zawsze ta ostatnia... Zawsze okropna...
    Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 
    Wyjeżdżam.
    I tak fantastycznie twój raj się wali.

Naty
    - Dobrze wiesz, że cię kocham, ślicznotko - pieścił mnie słowami Maxi.
    Mówił mi już tak od kilku minut i choć bardzo to lubiłam, czasem bardzo wstydziłam się swojego własnego chłopaka. Głupie, prawda? Cała ja.
    - Maxi - wyszeptałam. - Już nie przesadzaj. Przy tobie jestem w pełni dowartościowana - uśmiechnęłam się skromnie.
    On przechylił głowę na bok, co sprawiło, że jego czapka również. Wiatr uniósł ją do góry, a później gwałtownie spadła na chodnik. Zbiegłam ze schodów mojego domu i szybko podniosłam ją. Z trumfem w oczach podałam ją Maxi'emu on uśmiechnął się, co spowodowało, że w jego policzkach pokazały się słodkie dołeczki. Ucałowałam go w jednego.
    Jeden gest, a znaczył tak wiele i być może był przełomem czegoż zupełnie nowego.
    - Muszę już wejść do domu, Maxi - odwróciłam się, ale on złapał mnie za rękę i odparł:
    - Dlaczego tak szybko uciekasz? - wymruczał.
    Jego ton głosu sprawił, że bardzo się zawstydziłam i nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Głupkowato się uśmiechnęłam, mając nadzieję, że nie zauważył wlewających się na moje poliki czerwonych rumieńców. To byłaby porażka na całej linii.
    - No ten... Chciałabym trochę odpocząć... i ten.... może poczytać... I... i zrobić sobie kąpiel w gorącej wodzie - wyszeptałam.
    - Jasne. Doskonale to rozumiem - odparł i spojrzał na moją lewą dłoń.
    Powędrowałam za jego wzrokiem. Trzymałam w niej jego czapkę. Zaśmiałam się i założyłam mu czapkę na głowę. Poprawił ją sobie i podszedł do mnie niebezpiecznie blisko.
    Mój oddech był taki nierówny, że każdy mógłby wyczuć, jak bardzo się denerwuję. Tylko czym? Jak zwykle. Samą sobą i swoją niedoskonałością. Nie mam sposobu, by zwalczyć to w sobie i nie myśleć codziennie jak zachować się jutro. Zawsze ustalam plan dnia, nie chcąc popełnić żadnego błędu i stąpać równo po wyboistych ścieżkach spraw codziennych. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo spontaniczna, jak każdego dnia w dzieciństwie. Wtedy byłam sobą, czyli najodważniejszą osobą w całej, słonecznej Barcelonie. Miasto rodzinne było moim najpiękniejszym wspomnieniem, które nie opuszczało mnie każdego dnia i tuliło do snu. Tak, jak jego czułe słówka. One zawsze wnosiły więcej do mojego życia i potrafiły już zwalczać nawet największe lęki.
    Maxi uśmiechnął się lekko i przybliżył usta do mojego ucha, po czym wyszeptał:
    - W twojej tylnej kieszeni znajduje się karteczka.
   Odsunął się ode mnie, jeszcze raz dzisiejszego dnia powiedział, że mnie kocha. Później już go nie widziałam, zniknął za rogiem.
    W kieszeni rzeczywiście znalazłam jakiś papierek.

Jutro przy fontannie w parku o 14. Nie spóźnij się, kochanie.


Leon
    Miejsce przywoływało tyle wspomnień. Co dzień przechodziło tutaj kilkadziesiąt osób i nie zauważało fantastycznej mocy tego miejsca. Przez te wszystkie udręki ich życia. Gdybym mógł, zdjąłbym je wszystkie i rzucił gdzieś daleko, gdzie zaopiekowałby się nimi ktoś, kto nadaje się do tego idealnie. On naprawiałby je wszystkie i powodował, że znów byłyby piękne tak jak dawniej. Dlaczego świat musi być tak okrutny? Nie możemy już spostrzegać tego, co było nasze. To wszystko, czego nie było bolało nas o wiele bardziej i powodowało, że nie byliśmy tymi samymi ludźmi. Przybieraliśmy tylko sztuczne uśmiechy, które potrafiły zadowolić głupich. Nawet jeżeli ktoś by to zauważył, i tak nie chcielibyśmy jego zainteresowania.
    Tak było w moim przypadku.
     A potem pojawiła się najjaśniejsza gwiazda, która uratowała moje życie od podłej arogancji i egoizmu.
    Miejscem tym była uliczka, w której spotkałem Violettę, gdy wróciłem z Włoch do Buenos Aires. Pamiętam jej wzrok, który mówił, jak bardzo cierpiała. Pamiętam jej usta, które szeptały, jak się wahała. Pamiętam jej dłonie, które drżały i poprawiały niesforne kosmyki włosów.
    Niczego nie zapomniałem. Wszystko było idealne i choć serce bolało wtedy aż za bardzo wiedziałem, że jest warto walczyć o swoje i żyć dla kogoś, kto pomaga kolorować twój świat. A my już prawie kończymy wypełniać nasze krwisto czerwone serce.
    Dopiero teraz zauważyłem, że Violetta idzie w moją stronę z szerokim uśmiechem i machając do mnie swoją delikatną dłonią. Wyglądała jak automat, który usilnie próbuje zadowolić swojego klienta. Nagle zaczęła biec, a później wylądowała w moich ramionach. Zaczęliśmy się śmiać, jak małe dzieci, a przechodnie kręcili głowami nad naszą głupotą. Wiedziałem, że w myślach przyznają, że nigdy nie widzieli tak wielkiej miłości dwóch, młodych osób.
    - No już wstawaj, seniorita - uśmiechnąłem się. - Udusisz mnie.
    Na jej twarzy wymalowało się udawane przerażenie, a ona krzyknęła:
    - Uduszę?! - zawołała. - To wstaję!
    Pokręciłem głową serdecznie, a ona usiadła wtulając się w moją koszulę. Mógłbym tak siedzieć wieczność.
    - Co teraz robimy? - zapytałam ciekawa Violetta.
    - Musimy wybrać piosenkę na bal - wyszeptałam.
    Szatynka wstała i zawzięcie zaczęła mówić  o tym, jka bardzo chce, by było to Voy por ti. Potem mówiła coś o Podemos. I wileu, wielu innych, których nie umiałem już zliczyć.
    - Ja również się zastanawiałem, ale nie aż tak bardzo jak ty w tym momencie - powiedziałem, gdy dopuściła mnie do głosu. - Te esperare.
     Violetta rozpromieniła się, po czym szybko wyszeptała:
     - Zapomniałam ile prawdy jest w tej piosence.
   
Będę czekać, chociaż jest zima
Będę podążać, chociaż droga jest wieczna
Moje serce nie może zapomnieć
I zrobię wszystko, by wrócić dla miłości
I zrobię wszystko, by wrócić dla miłości

     Nasze głosy rozświetlały szary świat, łączyliśmy się w jedno. Kochaliśmy się, bo miłość to całe nasze życie.
     - Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć - wyszeptałem słowa piosenki.
     - Pójdę z tobą dlatego, że chcę dać Ci mój świat - odparła i wtuliła się w mój bok.
    Moje całe życie było w jednym miejscu.

Angie
    - Dobrze - odparł Antonio. - Sprawa balu. Musimy objaśnić kilka spraw.
    W pracy nauczycielki nienawidziłam tego braku wolnego czasu. Chciałabym skulić się na kanapie w domu pod ciepłym kocykiem i popijać gorącą herbatę, która zawsze potrafi ukoić moje stargane nerwy.
    Widziałam zmartwiony wzrok Pablo, ale ja próbowałam patrzeć w jego stronę. 
    - Antonio - usłyszałam głos swojego przyjaciela. - Angie wygląda na zmęczoną. Chyba powinienem ją odwieźć do domu. Może skończymy na dziś?
    Staruszek spojrzał w moją stronę, ja lekko się uśmiechnęłam pragnąc przekazać, że nic mi nie jest i mogę zostać. Antonio odebrał to zupełnie inaczej i zawołał:
    - Oczywiście, Pablo - przytaknął. - Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni.
    Gregorio usłyszawszy stwierdzenie Antonio, szybko oderwał nienawistny wzrok od niewzruszonego Pabla i wstał gwałtownie z krzesła, wołając:
    - Przecież ja też tutaj jestem!
    Pomimo swojego parszywego humoru zaśmiałam się serdecznie, następnie dołączyli do mnie moi przyjaciele. Wściekły nauczyciel tańca zgromił nas wzrokiem i trzaskając drzwiami wyszedł. Wspólnie odliczyliśmy do trzech i wtedy z półki spadły dwie książki. Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Mogłabym spędzić tam więcej czasu, ale ból głowy nasilał się z każdą minutą, więc szybko wstałam i odparłam:
    - To ja też się żegnam. Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie będę mogła okryć się kocykiem. 
    Pablo zmarszczył brwi i oznajmił:
    - Niech zgadnę. Chcesz jechać autobusem - już miałam przytaknąć, ale przerwał mi: - Nie ma mowy. Odwiozę cię. Wyglądasz na bardzo zmęczoną.
    Antonio przytaknął i powiedział:
    - Nawet się nie sprzeciwiaj, Angie. Dbam o ciebie, jak o córkę, więc masz jechać z Pablo. Będę miał gwarancję, że wszystko jest w porządku.
     Uśmiechnęłam się wdzięcznie, ale perspektywa sam na sam z Pablo dalej mnie przerażała. Nawet nie wiedząc, wyszłam ze Studia i znalazłam się w samochodzie mojego przyjaciela. Ruszyliśmy i przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Widziałam kilka razy, jak Pablo chciał zacząć rozmowę, ale w ostatniej chwili się rozmyślał i milczał dalej. Nie miałam ochoty na pogawędki. Przecież w moim życiu wiele się działo. Najgorsze, że mężczyzna, którego tak bardzo chciałam mieć przy sobie siedział obok mnie, a ja bałam się go jak ognia. 
     - Już jesteśmy - wyszeptałam.
    Przytaknął i wyszedł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Zawsze tak robił, co uważałam za wyjątkowo szarmanckie z jego strony, ale teraz wszystkie wspomnienia wyblakły.
    - Dziękuję za podwiezienie. Do zobaczenia w poniedziałek - powiedziałam i skierowałam się w stronę mieszkania.
    On złapał mnie za nadgarstek i zapytał:
    - Dlaczego tak na mnie reagujesz?
    Zadrżałam. Bałam się jego bliskości i nie chciałam mówić mu tego, co powinno być już od dawna jasne. Sam powinien się domyślić, choć przecież to takie trudne do wytłumaczenia. 
    - Bo chcę cię mieć blisko, a nigdy nie potrafiłam ci tego powiedzieć - wyszeptałam i zniknęłam w drzwiach mojego domu.

Broduey
    Pakowałem ostatnie drobiazgi, informując przy tym właściciela kawalerki, że wyjeżdżam i odstępuję od umowy. On chętnie na to przystał, bo znalazł się gość, który zapłaci o wiele więcej ode mnie. Kiedyś by mnie to zirytowało, ale teraz nie zwróciłem na to uwagi. Chciałem być daleko stąd, więc co za różnica? Mógłbym nawet spać na ulicy. Są ważniejsze rzeczy od jakiegoś głupiego mieszkania i cholernego materializmu. Ludzie mają wolną wolę. Ja też, choć jestem zupełnym odmieńcem.
    Zapakowałem walizkę w szybkim tempie i rozłączyłem się z właścicielem mieszkania, który trajkotał jeszcze o wysokiej stawce jakiej była warta kawalerka. 
    Wyszedłem i zostawiłem klucz w doniczce jakiegoś kwiatka. Tam, gdzie kazał mi go zostawić facet. Szybko zbiegłem po schodach, nie zważając na ciężką walizkę, która i tak byłą dla mnie lekka jak piórko.
     Sytuacja była dość dziwna. Wyjeżdżałem, bo okazało się, że nikomu nie jestem potrzebny. Nie jestem potrzebny Camili.

***
    Zaraz miałem wsiąść do samolotu i znów zobaczyć Brazylię. 
    Minęło kilkanaście minut, a ja trząsłem się, jakby było zimno. Nawet nie zauważyłem, że wsiadam już do samolotu. 
    Tylko moje serce krzyczało: Kochasz ją tak bardzo, że chcesz jej szczęścia z innym!
    Doskonale wiedziała kogo wybrać, ale oszukuje samą siebie. Podjęła decyzję, ale na pewno nie była związana ze mną.

Mam za sobą trudny tydzień i serio, mam wszystkiego dość.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle, więc sądzę, że wpłynęło to też na moje rozdziały.
Cóż, zobaczymy jak to się dalej potoczy.
Popisu nie dałam, jak zwykle.
Przepraszam.
Wbijajcie na ,,Ale ty zawsze musisz być obecny w moich snach". Dziewczyny pokazują na co je stać.
Xenia <3

sobota, 14 września 2013

Rozdział 42: Iluzja

,,Schwytaliśmy i na marne zakuliśmy nasze serca w kajdany
  Skoczyliśmy, nie pytając po co.
  Pocałowaliśmy się i rzuciłeś tym na mnie urok
  To miłość, której nikt nie mógłby zaprzeczyć."
  (Miley Cyrus - ,,Wrecking Ball")

Rozdział dedykuję LuLu Comello. To wszystko, co napisałaś dodało mi motywacji. Dziękuję. <3

Camila
    Gdy tylko doszłam do Studia, usłyszałam za sobą głos, którego wcale nie chciałam słyszeć. Ten dzień miał być normalny... Miał być jednym z wielu. Nikt nie miał prawa tego zepsuć. Nawet Rico...
    - Dlaczego mnie unikasz? Daj mi dojść do słowa, proszę - błagał.
     Spojrzałam na niego smutno, a jego twarz pobielała. Zrozumiał, co chciałam mu powiedzieć? Chyba tak. Pokazałam, jak bardzo cierpię.
     Skinęłam powolnie głową, jakby bojąc się o swoje życie. Nie, o mój stan psychiczny.
     - Chciałem ci powiedzieć, że ja bardzo cię kocham. Bardzo. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś tak pięknego. Dopiero teraz spostrzegłem, że tylko ty potrafiłaś mi to dać... Chcę byś była moja.
     Wyznanie Rica początkowo mnie rozczuliła, ale później przypomniałam sobie, co się stało wczoraj i to, co poczułam przed chwilą nagle uleciało...
    - Rico - westchnęłam przeciągle, a na jego twarzy rozbłysł cień nadziei. - Nie wiem, co myśleć o tej sytuacji. Wszystko to, co się teraz dzieje nie powinno nawet być moją fantazją. A to rzeczywistość i mam postawić wybór, który albo mnie uszczęśliwi, albo sprawi, że będę cierpiała tak, jak teraz. To nie jest proste, więc proszę, nie utrudniaj mi tego.  
    Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i odparł szybko:
    - Rozumiem, ale wiedz, że nigdy nie okażę ci już takiej bezinteresowności. Chciałbym wymazać wczorajszy dzień z pamięci. To, jak się zachowałem...
    - Nie - przerwałam mu. - Mam dość bezsensownego wymijania. - Zrobiłeś to całkiem celowo. I wiesz co jest najgorsze? - zapytałam. - To, że pomimo tego, jak bardzo mnie ranisz, ja wciąż cię kocham.
    Nie usłyszałam już żadnego słowa z jego ust, bo odwróciłam się na pięcie i podreptałam ku wejściu do Studia. Tam również czekała mnie przeszkoda. Chłopak podpierał murek i z szerokim uśmiechem patrzył na budynek. Dzisiaj nie można było podziwiać tańczących lub śpiewających młodych ludzi. Nie było ich. Szare chmury kłębiły się na niebie, jakby czekając na odpowiedni moment, by lunąć deszczem.
    - Camila, Camila! - zaczął wołać Broduey.
    Spojrzałam na niego poirytowana. Miałam dość tych głupich gierek, które chciały omotać moje serce. To, co teraz się działo było kompletną paranoją... Lepiej nawet nie wspominać o tym, co porobiło się w mojej głowie.
    - Mam dla ciebie niespodziankę! - zawołał, a ja zmarszczyłam brwi. - Pojedziemy na wakacje do Brazylii!
    Myślałam, że zaraz zemdleję. Jakie wakacje? Jaka Brazylia? Z nim? Po co? Przecież... Boże.
    - O czym ty pleciesz? - zapytałam trochę ostro. - Przecież nie powiedziałam, że będę z tobą. O co ci chodzi?
    Spojrzał na mnie zraniony, ale mnie wcale to nie obchodziło. Będę egoistką i to mi wystarczy. Żadnego zwracania uwagi na potrzeby innych, zero problemów.
    - Nic nie mów - wyszeptałam. - Idę na lekcję.
    To były moje ostatnie słowa skierowane do Broduey'a. Nie wiem, w co przeistoczyłaby się dalsza rozmowa.

Tomas
    - Dziewczyno, ileż można majstrować przy motorach! - zawołałem.
    Spędziliśmy już na torze parę, dobrych godzin, ale Lara dalej naprawiała jeden z motorów, który był dla niej, jak to określiła, bardzo ważny. A ja? Przecież też mam uczucia i chciałbym, żeby zwróciła na mnie uwagę. Cały czas tylko ten motocross i motocross.
    - Już ci mówiłam. Chcę skończyć dzisiaj, by jutro spędzić więcej czasu z tobą - odparła, szukając czegoś w skrzynce z narzędziami.
    - Hej - zawołałem urażony. - O tym nie wspominałaś.
    Ona podniosła głowę i olśniła mnie swoim uśmiechem, by potem powrócić do dalszych czynności. Obserwowałem jej każdy ruch, jak oczarowany i wcale nie chciałem oderwać od niej wzroku. Wszystko robiła spokojnie i z taką uwagą, że nawet nie było mowy o tym, by się pomyliła. W takich momentach zastanawiałem się, jak taka delikatna osóbka może kochać tak brutalny motocross. Nigdy nie sądziłbym, że mogę poznać taką dziewczynę. A tu bum! Zjawia się nagle, zupełnie nieproszona i wywraca cały mój świat do góry nogami. Kiedyś najważniejsza była tylko Violetta i walka o jej serce, ale teraz... Teraz wystarcza mi przebojowa Lara, która odwzajemnia moje uczucie tak samo mocno.
    - Hereida, może byś trochę potrenował? - burknęła dziewczyna znad naprawianego motoru.
    Dopiero teraz zrozumiałem o co jej chodziło. Już dawno nie jeździłem i może byłoby dobrze, gdybym się za to z powrotem wziął. Nie mogę wypaść z wprawy. Motory są dla mnie tak samo ważne jak muzyka i nie mogę ich opuścić.
    - Jasne, jasne - prychnąłem. - Potrenuję.
    Ona ponownie uśmiechnęła się szeroko, a ja udałem się do szatni, by ubrać kombinezon.
    Gdy już wyszedłem, Lara nagle upuściła klucz uniwersalny, po czym szybko go podniosła i powróciła do przerwanej pracy.
    - O! - krzyknąłem. - Co się stało? Czyżbym olśnił kobietę mechanika?
    Zgromiła mnie wzrokiem, a ja uśmiechnąłem się serdecznie i podszedłem do motoru, który był akurat wolny. Dopiero zacząłem zbierać na swój własny i obawiałem się, że dzień kupna wcale tak szybko nie nadejdzie. Modliłem się o jakikolwiek napływ gotówki, ale los był nieubłagany.
    Spojrzałem na Larę.
    No może raz mi się to udało.

Leon
    Przed zajęciami zawsze odwiedzałem tor. To była moja codzienność, każdy dzień zaczynał się tak samo. Najpierw motocross, potem Studio, a na koniec dnia najpiękniejsze chwile z Violettą. Nie chciałem tego zmieniać. Był to ścisły plan dnia, którego trzymałem się codziennie.
    Przywitałem się z Larą, która wojowała się z naprawieniem jednego z motorów. Było jej ciężko, ale doskonale dawała sobie radę. Była stworzona do tej roboty.
    - Hereida już jest? - zapytałem ją, stawiając torbę na jednym z krzesełek.
    Zgromiła mnie wzrokiem, po czym odpowiedziała, wymieniając klucz:
    - Tylko ja mogę mówić na niego po nazwisku - prychnąłem. - Ale jest już na torze.
    Uśmiechnąłem się i pobiegłem do szatni, by wyjść z niej i zawołać wesoło:
    - To będziemy się ścigać! Jaki piękny poranek.
    Lara spojrzała na mnie jak na idiotę i powróciła do przerwanej czynności, mruknęła coś pod nosem, co chyba miało znaczyć, że mam uważać, bo chciałaby jeszcze mieć chłopaka.
    Odpaliłem motor i dogoniłem Tomasa, który gnał przez cały tor. Chyba to lubił. Może to dobra okazja do tego, by stać się prawdziwymi przyjaciółmi, a nie tylko tandetnymi podróbami?
    - Jak tam? - zapytałem, gdy zatrzymał się i zdjął swój kask. - Motocross to coś wspaniałego.
    Przytaknął energicznie i odparł:
    - Verdas - westchnął. - Dobrze wiemy, że chcesz się ścigać.
    Zaśmiałem się. Chłopak wcale nie wydawał się taki zły jak rok temu. Widać było, że Lara kompletnie go zmieniła. I bardzo dobrze. Nie zniósłbym już kolejnej walki o Violettę. To grubo przesadzone. Nawet jak na mnie.
    On założył kask i dodał gazu, a potem pędził już przez tor. Ja również pognałem za nim i tak zaczął się szalony pościg, który miał na celu zjednoczenie nas obu.

Maxi
    Pierwsza lekcja była z Beto, więc nie słuchałem nauczyciela, który próbował skleić słowa w jedno, logiczne zdanie. Siedziałem obok Naty i przyglądałem się jej. Czarne loczki dosięgały już ramion. Okalały rumiane policzki, które prezentowały się najpiękniej. Brązowe oczy śmiały się i obdarzały blaskiem każdego ucznia, każdego. Nawet mnie, a ja wtedy odwracałem wzrok, by nie pokazać jak na mnie działa. Wydawało mi się, że nie jestem godny tego spojrzenia. Jej piękna, które było jak najbardziej naturalne, ale tak unikatowo. Bałem się ją stracić przez coś zupełnie głupiego i nie zrozumianego. A przecież ją kochałem, więc musiałem przezwyciężyć mój strach, który prawie mnie pochłaniał.
    Złapałem ją za rękę i uśmiechnąłem się serdecznie, a ona zarumieniła się uroczo i dała mi słodkiego całusa w policzek. Przegryzłem wargę i uniosłem oczy do góry. Jak pocałunek anioła.
    Beto poinformował nas o końcu lekcji, przypomniał o piosenkach na bal i potykając się o instrumenty wyszedł z klasy. Za nim powędrował tłum uczniów. My dalej siedzieliśmy na podłodze i nie mieliśmy zamiaru wychodzić.
    - Wybrałaś już piosenkę na bal? - zapytałem ciekawy.
    Naty otworzyła lekko usta, po czym odpowiedziała:
    - Nie, jeszcze nie - westchnęła. - Wątpię, by znalazła się jakaś odpowiednia dla mnie. Mój głos jest... - zamyśliła się. - dziwny.
   Pokręciłem przecząco głową i przytuliłem ją mocno do swojej piersi.
    - Bo potrzebujesz osoby, która go poprowadzi - uśmiechnąłem się i podałem jej rękę, by wstała. Podeszliśmy do keyboard'u, a ja zacząłem grać tak dobrze znaną nam obu melodię.

Mi corazón busca  sin parar 
Una estrella en lo alto de este mar
Si pudieras alumbrarme un camino hacia ti
Es posible que te pueda encontrar

Cada manana pienso en tu voz
Y el momento en que te vo llegar 
Si esta vida se enamora de nuestra pasion
Algun dia nos podra juntar 

    Nasze głosy łączyły się w idealną całość, która napełniała nasze serca kolejnymi dawkami słodkiej miłości. Mogliśmy patrzeć na siebie, śpiewać razem aż do utraty tchu. Z nią zawsze było, jest i będzie warto.
    Jeszcze raz przytuliłem ją bardzo mocno i włożyłem do tylnej kieszeni jej spodni malutką kartkę, na której napisane było miejsce i czas naszej randki. 
    - Idziemy, księżniczko - wyszeptałem.
    Ona uśmiechnęła się lekko i raźnie podreptała w stronę wyjścia z klasy.

Ludmiła
    Diego przybył na miejsce punktualnie. Jak zwykle. Zawsze umawialiśmy się w parku przy Studiu, by porozmawiać, pośmiać się. Dzisiaj Diego wydawał się dziwnie niespokojny. Jakby czegoś się bał. Byłam osobą, która nie znosiła niepewności. Musiałam wiedzieć wszystko jako pierwsza.
    - Diego? - zapytałam. Na dźwięk swojego imienia odwrócił się w moją stronę. - Co się dzieje? 
    Sytuacja pomiędzy Rico, Broduey'em i Camilą była aż nadto stresująca dla każdego z naszej ekipy. Czułam się, jakby przeżywała to po raz drugi, tylko że tym razem zmienili się bohaterowie. Ale... Na jedno pytanie nie umiałam sobie odpowiedzieć. Dlaczego mój chłopak aż tak bardzo to przeżywa?
    - To nie jest takie proste do wyjaśnienia - mruknął Diego.
    Pokręciłam przecząco głową i odparłam:
    - Kocham cię i zrozumiem, co powiesz nawet, gdy mówiłbyś po chińsku - zaśmiał się. - No już mów. Nie ociągaj się. Przecież cię nie zjem, Diego!
    Westchnął przeciągle. Doskonale wiedział, że ze mną nie może wygrać. 
    - Po prostu Rico jest moim najlepszym przyjacielem. tylko on zaufał mi do końca i wierzy we mnie. Jego bezsilność uderzyła mnie z najmocniejszą siłą. Nie mogę uwierzyć, że on może cierpieć. Przecież Rico jest facetem, który jest zawsze szczęśliwy. Ludmiła, ja już nic nie rozumiem...
    Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko, by dodać mu otuchy. Wiedziałam, że był mi wdzięczny za wysłuchanie tego, co czuje. To była moja powinność. Nie wiedziałam, czym jest miłość, gdy nie poznałam jego. To on pomógł mi stać się sobą. Dopełnił moje życie, które wydawało się jeszcze bardziej optymistyczne. Gdy mam go u boku mogę latać, śmiać się i kochać tak, jak nie kochałam jeszcze nigdy wcześniej. Teraz liczy się tylko on. 
    - Wiesz co? - zapytał spod burzy moich długich, blond włosów.
    - Tak? 
    - Bardzo cię kocham, Ludmiła.
    Gdy usłyszałam to wyznanie, otworzyłam usta i szybko je zamknęłam. Z moich oczu poleciały dwie łzy, które mówił wszystko. Jedna oznaczała to, jak bardzo go kocham, a druga, jak bardzo dziękuję mu za to uczucie.

Violetta
    Sala taneczna była moim ulubionym miejscem w Studiu. Tutaj przez moje ruchy mogłam wyrazić siebie. To, co czuje. Często wymyślałam kroki do różnych piosenek i chciałam złączyć je w jeden, porządny układ, który nadawałby się do przedstawienia.
    Dzisiaj znów wybrałam się przed lekcjami do tej klasy i włączyłam jakąś wolną melodię. ruchy musiały być stonowane i jak najbardziej przenikliwe. Miały okazać całe moje życie w kilku krokach. Moje serce biło mocno, wyobrażając sobie dynamikę całego mojego świata. Wszystko mknie z taką prędkością, której nie umiem pojąć. Przecież jeszcze niedawno miałam trzy latka i bawiłam się szmacianą lalką, którą dostałam od mamy. Jej też już nie ma. Czasem to, że jej nie ma jest okropne. Ta pustka okalająca całe moje życie, które wcale nie jest takie idealne pomimo tych wszystkich ludzi, którzy mnie uszczęśliwiają. Nic nie jest takie samo bez niej. 
    Tańczyłam subtelnie, próbując wyobrazić sobie każdy mój rucha, ale nie umiałam. Zatrzymałam się nagle.
    - Dlaczego skończyłaś? - zapytał głos, który tak bardzo kochałam. - Przecież było idealnie.
    Podszedł do mnie blisko i razem spojrzeliśmy na siebie w wielkim lustrze sali tanecznej. Wyglądaliśmy idealnie. Wtuleni do siebie, kochający się na zabój.
    - Brakuje mi mamy - wyszeptałam.
    Ułożył głowę na moim ramieniu. Doskonale wiedział, że kocham takie momenty jak te. Gdy jesteśmy razem i czujemy, że nic nie potrafi nas rozdzielić. Pomimo tylu błędów, strachu my dalej jesteśmy dla siebie.
    - Ja wciąż tutaj jestem - wyszeptał.
    Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się, odwracając się w jego stronę.
    - Doskonale to wiem - odparłam.
    On przytaknął i powiedział czule:
    - I kocham cię podwójnie, z tą samą siłą, co twoja mama.
    
Marco
    Klub karaoke był miejscem, które odwiedzaliśmy bardzo często. Dzisiaj musieliśmy wyjść wcześniej z powodu kolejnych lekcji w Studiu. Doskonale wiedzieliśmy, że będziemy wracać tu codziennie. Ten klub rozpoczął wszystko to, co nie miało zakończyć się między mną a Fran.
    Popijając pomarańczowy sok, wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę naszej szkoły. 
    Po drodze nuciliśmy naszą piosenkę, którą mieliśmy wykonać na balu. W końcu opanowaliśmy ją do perfekcji i postanowiliśmy trochę wyluzować, by potem znów zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
    Szliśmy przez park, aż nagle usłyszeliśmy wołanie. Spojrzeliśmy w stronę tajemniczego głosu, który wzywał nas po imieniu. Okazała się, że to staruszka, która siedziała spokojnie na  ławce i przyglądała nam się z ciekawością. Fran pociągnęła mnie za rękę do kobiety i zapytała ją:
    - Coś się stało? Skąd zna pani nasze imiona?
    Nadstawiłem uszu, y usłyszeć cichą odpowiedź staruszki:
    - Obserwuję już was od bardzo dawna i podziwiam waszą miłość - spojrzałem z czułością na Fran, co ona odwzajemniła. - Dzięki wam uwierzyłam, że wy, młodzi, potraficie kochać tak, jak niejeden dorosły. Dziękuję wam za to.
    Uśmiechnęliśmy się i odparliśmy razem:
    - To bardzo miłe!
    Kobieta zaśmiała się, powolnie wstała z ławki i żegnając się z nami, odeszła w przeciwną stronę.
    - Widzisz, Francesca? - odezwałem się. - Wszyscy ludzie i gwiazdy na niebie chcą, byśmy byli zawsze razem.
    Ona zarumieniła się i pognała do przodu, a ja popędziłem za nią, by jeszcze raz złapać ją w ramiona i poczuć się jak w niebie.

Rico
    Przez wszystkie lekcje patrzyłem się w oczekiwaniu na Camilę. Czuła mój wzrok na sobie, ale nie spojrzała na mnie nawet kątem oka. Była silna, jak zazwyczaj. Tylko, że ja doskonale ją znałem i wiedziałem, że to tylko pozory. Mogła zmylić każdego, ale na pewno nie mnie. 
    - Rico? - wybudziłem się na dźwięk głosu Pablo. - Wybrałeś już piosenkę na bal?
    Uśmiechnąłem się szeroko i przytaknąłem. Wiedziałem, co zaśpiewać, choć nie byłem przygotowany. Wszedłem na scenę i wziąłem do rąk gitarę. Po chwili aula rozbrzmiewała już melodią piosenki Voy por ti.

Es por lo menos que parezco invisible
Y solo yo entiendo lo que me fistes 
Mirame bien, dime quien es el mejor 

Cerca de ti, irresistible
Una actuacion, poco creible
Mirame bien, dime quien es el mejor

Hablemos de una vez
Yo te veo pero tu no ves
En esta historia todo esta al reves
No me importa esta ves
Voy por ti, voy...
Hablemos de una vez
Siempre cerca tuyo estare 
Aunque no me veas mirame, 
No me importa esta vez
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy por Ti
Voy Por Ti


    Doskonale wiedziała, że piosenka była skierowana do niej. Patrzyła się na mnie z ciekawością, a gdy skończyłem próbowała udać, że nic jej nie obchodzi. A tak przecież nie było. Widziałem jej wzrok. jej oczy nie umieją kłamać tak jak usta. One zawsze mówią prawdę.
     - Camila - zatrzymałem ją, gdy już miała wychodzić ze wszystkimi z sali. - Poczekaj.
    Dziewczyna spojrzała na mnie zła i wybuchnęła:
    - Słuchaj! Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego! To, co było już dawno się skończyło! Może nawet nigdy się nie zaczęło.
    Ostatnie słowa wyszeptała, a ja poczułem, jakby tysiąc ostrzy wbijało się w moje serce. Nigdy nie spodziewałbym się, że gorzkie słowa ze strony dziewczyny mogą mnie zaboleć. Ale Camila była zupełnie inna, ona była ważna, jedyna. 
    - Nie mów tak - przełknąłem łzy cisnące mi się do oczu.
    Pokręciła głową.
    - To po co odstawiasz te szopki? - krzyknęła.
    - Bo chcę wiedzieć czy nadal mnie kochasz, czy wybrałaś, czy wiesz! - wrzasnąłem.
    Ona jakby się zlękła i odparła spokojnie:
    - Wybrałam - wyszeptała. - Nie chcę żadnego z was. Broduey zranił mnie wyjeżdżając, a ty... a ty zraniłeś mnie swoją bezinteresownością. Kocham was obu,a le nie umiem wam tego wybaczyć.
    Wszystko zdarzyło się w przeciągu kilku minut, ale ja czułem jakby były to wieki. To kaleczyło mnie jeszcze bardziej. Camila już dawno wyszła z auli, zostawiając mnie samego, pozbawionego jakiejkolwiek nadziei. 

Wydaję mi się, że rozdział jest dość długi, więc chyba powinno być dobrze. 
Jak widzicie Camila wybrała. Czy właśnie tego chciałam? No, zobaczycie w kolejnych rozdziałach. 
Wygląd bloga zmieniony po raz 3579043680. Nagłówek naszej kochanej Mai. <3 Dziękuję jej za to bardzo, bardzo serdecznie!
Uwaga, uwaga! Chciałabym polecić fantastycznego bloga o Naxi. Są tam tylko 2 rozdziały, ale jest warto! http://naxidestino.blogspot.com/ :)
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie wyświetlenia, obserwacje i ,,taki". Gdyby nie wy, na pewno by mnie tutaj nie było! <3
Bardzo Was kocham! (Powtarzam po raz tysięczny, ale inaczej nie umiem). <3
Xenia <3

sobota, 7 września 2013

Rozdział 41: Późniejszy zysk

,,Boję się oddać jej w całości,
  Miłość przekracza wszystkie progi mojej dojrzałości,
  serce w najwyższym stanie gotowości,
  przyspiesza swój rytm,
  po to, by walczyć przed utratą jej bliskości
  Mam dosyć życia w niepewności,
  im dłużej odkładamy ważne sprawy,
  czuję na plecach Twój oddech złości,
  to jest pościg, za szczęściem, które
  za każdą spokojną chwilę nam każe płacić bólem"
  (Kamil Bednarek - ,,Chodź ucieknijmy...")

Diego
    Nie byłem aż tak bardzo przywiązany do Camili. Uważałem ją za przyjaciółkę, ale tak naprawdę prawie w ogólnie nie gadaliśmy. Same formułki powitalne i grzecznościowe zwroty, które kieruję do każdego. Nie mogłem uwierzyć, jak bardzo zmieniłem się przez prawie cały rok. Działo się tak wiele, że zapomniałem o jakichkolwiek problemach. One mnie nie dosięgały, omijały szerokim łukiem. Pozwalałem im na to. Bo po co kusić los? 
    Wszystko nagle diametralnie się zmieniło, gdy poznałem Ludmiłę. Ta inność bardzo mi odpowiadała. Mogłem zostać przy tym na zawsze. Nie zważałem na problemy osób bliskich. Rico stał się moim najlepszym przyjacielem, ponieważ był taki sam, jak ja. I nigdy nie pomyślałbym, że może czuć się źle pod względem psychiki. Był na to za silny.
    Ale gdy wreszcie dotarło do mnie, że rzeczywiście tak jest, nie mogłem uwierzyć. Cały mój wszechświat nagle się zawalił. On? Wydawało mi się to wtedy niemożliwe. 
    I teraz patrząc na niego, zaciskającego bezsilnie dłonie, patrzącego w dal za rudymi lokami Camili. I coś wtedy we mnie pękło. Gdybym to ja stał na jego miejscu i obserwował znikające bujne, blond włosy Ludmiły? Czy wtedy tak samo bym się załamał? Jedyna odpowiedź, która szumiała w mojej głowie była potwierdzająca. Tak było. Dlaczego jego cierpienie boli mnie bardziej niż swoje? Czemu tak jest? Przecież tego nie chcę. 
    Nie... Chcę. Chcę, ale boję się to sobie uzmysłowić. 
    Chcę stąd zniknąć i zostać sam. Zupełnie... Tylko ja i swoje myśli, które krążyłyby po swoich własnych miejscach, które odwiedzam jak najczęściej. 
    Może to jednak zły pomysł.
    - Diego? - przytłumiony głos Ludmiły dosłyszały moje uszy. - Diego? Dlaczego płaczesz? Diego?
    Nawet nie wiedziałem, że łzy obficie płyną po moich policzkach. Nie płakałem od ośmiu lat. Długich, ośmiu lat, które przeżyłem w zupełnej ciszy i nie chciałem wpuścić nikogo do swojego królestwa. 
    A teraz?
    A teraz to cierpienie sięga zenitu i nie umiem sobie z tym poradzić. Co mam mu powiedzieć, żeby przestał tak cierpieć? Bym i ja przestał czuć ten przerażający strach?
    Otarłem łzy wierzchem rękawa. 
    - Przepraszam cię, Ludmiła - odwróciłem się do niej. - Przepraszam cię, że musiałaś widzieć moją słabość.
    Nie usłyszałem jej odpowiedzi. Wszyscy i tak nie byliśmy już tymi samymi osobami, co kiedyś. Dorosłość zbliża się wielkimi krokami.

Francesca
    - Hoy se le que debo hacer y nun... - przerwałam.
    Razem z Marco próbowaliśmy utworzyć nową wersję piosenki Junto a ti. Nie umieliśmy się skupić. Jedyne, co zaprzątało nasze myśli to przyjaciele. Para, która wciąż irytowała swoim szczeniackim zachowaniem. Camila nie była dojrzała, a Rico chyba się tym od niej zaraził. Teraz jest tak samo. Tylko, że oni wkraczają w świat, którego jeszcze nie poznaliśmy. Dobrze wiem, że nikt z nas im nie pomoże, ale i tak nie mogę przestać się zamartwiać. To za dużo, nawet jak na mnie...
    - Nie dzisiaj, Marco - wyszeptałam. - Nikt nie da rady. Nikt.
    Spojrzał na mnie czule, ale to nie poprawiło mi humoru. Nie potrafiłam spojrzeć optymistycznie na otaczający świat. 
    - Wszystko będzie dobrze. Musimy żyć swoim życiem i... - mówił, ale sam wcale w to nie wierzył. - Kogo my oszukujemy... - westchnął.
    - Nie dam rady, Marco - odparłam płaczliwym głosem. - Jak mam się cieszyć, gdy wokół źle się dzieje? Dlaczego życie nie chce dać nam niczego dobrego? 
    Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Doskonale wiedziałam, co czuje. To wszystko nie było mu obojętne. Jak dziewczyna pełna tej nieokiełznanej euforii mogła wplątać się w sidła smutku i bezsilności? To przecież niemożliwe. 
    Ale nie chcę ją zmuszać do rozmowy. To bezcelowe, nic w ten sposób nie osiągnę. Wiem, jaka jest Camila. To wcale nie byłoby dobre rozwiązanie. Ona jest wciąż tak samo zagubiona. A jedynym wyjściem z tej trudnej sytuacji jest dojrzałość. Jeszcze do niej dotrze, a wtedy znów będzie tak samo... Ale nie wiadomo, kiedy znów wszystko się pokomplikuje. 
    - Bardzo cię kocham, księżniczko - odparł Marco, czule całując mnie w czoło.
    Pokiwałam głową i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej na znak, że ja również czuję do niego to samo. Poczułam woń kawy i przypraw. Tak bardzo znany mi zapach. Tylko ten kochałam najbardziej i nie umiałam wyobrazić sobie tego, że kiedyś mogłoby mi tego zabraknąć. Jesteśmy dla siebie stworzeni i o to właśnie chodzi. Co bym zrobiła na miejscu Cami? Nie wiem...
    Wiem jednak, że moment rozstania może nadejść. I wtedy już się przed tym nie ochronię...

Violetta
    - Leon, co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczałam. - Dlaczego wybiegasz?! Dlaczego zostawiasz mnie samą? Dlaczego mi to robisz? Dlaczego...?
    - Bo cię kocham, jasne! - wywrzeszczał. - Bo nie potrafię bez ciebie funkcjonować, myśleć, mówić, oddychać! Nie umiem! 
    Jego wypowiedzi przerywały spazmy płaczu. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, ale sama nie byłam piękniejsza w tamtej chwili. Szlochałam równie gwałtownie, co on,a jego odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła. I pomimo tego krzyku, wciąż uważałam, że on jest dla mnie, a ja dla niego...
 
- Przepraszam... - wyjąkałam. - Bardzo cię kocham.
    Podszedł do mnie i przytulił mocno do swojej piersi. Poczułam się, jakbym była w ramionach mojej matki. Nie mogłam już poczuć woni jej pięknych perfum i kojącego głosu, który każdego dnia poprawiał mi humor. Teraz już nigdy nie zdołam usłyszeć tej melodii, która była moim natchnieniem do stawiania dalszych kroków. Teraz mam tylko jego i tylko Leon potrafi sprawić bym się uśmiechała.
    - To, co powiedziałeś... - wydukałam. - Było niezwykłe. Mam tylko nadzieję, że uświadomiłeś to Rico.
    - Chyba tak, gdy wychodziliśmy z klasy rozmawiał z Cami. Nie mogłem odgadnąć, o czym mogą rozmawiać i z jakimi emocjami - westchnął. - Violetta, ja to czułem naprawdę. Niczego nie zmyśliłem. Ani jednego słowa.
    Rozchyliłam lekko usta, a wtedy wreszcie do mnie dotarło, że to wszystko moja wina. Ponownie. Znów wszystko odkryło swój tajemniczy środek. Jak? Jak mogłam zranić osobę, którą kochałam i nie potrafię opuścić. Paradoks.
    Powoli przybliżyłam się do łóżka Leona i usiadłam na nim powoli. On obserwował każdy mój ruch, jakby bojąc się mojej reakcji. Ale ja nie mówiłam nic. Siedziałam i patrzyłam się pustym wzrokiem w białą ścianę. Była nijaka, taka jak ja. Dlaczego podchodziłam do siebie tak krytycznie? Nie umiałam inaczej po tym, co zrozumiałam.
    - Violetta? - pytał głucho Leon.
    Żadna odpowiedź nie wydobyła się z moich ust. Było mi trudno wyrazić to wszystko, co czuję w słowach. Nic nie jest takie samo, gdy dowiadujesz się o swoich najgorszych postępkach w stosunku do osoby, która jest całym twoim światem.
    - Wszystko zwalczymy. Ciii - przytulał mnie Leon. - Wszystko. Każdy nasz najcięższy problem.
    Pokiwałam głową, ale nie byłam tego taka pewna. Nie miałam wątpliwości. Jesteśmy silni wszyscy razem, ale boimy się spróbować. Boimy się zaryzykować. Możemy stracić, ale wtedy spróbujemy od nowa i wtedy dopiero zyskamy...

Następny dzień,
Camila
     Czy jestem dojrzała? Nie, oczywiście, że nie. To dla głupców. Przynajmniej zawsze tak uważałam. Teraz pojawiły się problemy, a ja nawet nie chcę ich teraz zmóc. Kiedyś było to dla mnie bardzo ważne, a teraz... A teraz znów się zmieniam i mam tego dość. Chyba jak każdy. Nie będę się przejmowała. To nie na moje nerwy.
      Podeszłam do keyboardu, który stał obok biurka. Czas zastanowić się nad piosenką na bal. Zdecydowałam, że pójdę, bo... bo tak chcę i nikogo nie powinno to obchodzić.
    Jaka piosenka najlepiej opisuje moją sytuację? Nie chcę, żadnych smętnych piosenek. Chcę być taka, jak zawsze, by nikt nie domyślił się, co tak naprawdę czuję i co myślę o tej sytuacji.
    Jak chcesz... Como quieres...
    
Jak chcesz, żebym cię kochała, 
jeśli kocham Cię, a Ty
Nie chcesz, żebym Cię kochała
tak, jak chcę Cię kochać?

    Te słowa opisywały całą prawdę. Bo tak było. Tylko, że ja kochałam i nie wiedziałam kogo wybrać.
    A może ja to wiem? Tylko nie chcę dopuścić tego stwierdzenia do siebie? Nie, to nierealne. Dlaczego wszystko jest takie trudne? 
    Podniosłam torebkę, która ześlizgnęła się z uchwytu szafki. Nałożyłam ją na ramię i wyszłam z domu. Nie żegnałam się z rodzicami. Wiedzieli, że coś ze mną nie tak, ale ja nie chciałam odpowiadać na ich trudne pytania. Ich wzrok mnie paraliżował i wtedy wszystko stawało się takie trudne do wytłumaczenia.
    Bawiące się dzieci wrzeszczały i nie dawały przechodniom spokojnie przejść. Ja prześlizgnęłam się obok nich niezauważalnie i pomknęłam w stronę Studia. Szkoda, że pośród przyjaciół nie mogę być taka niewidzialna...

Naty
     - Zorientowałem się, że my nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce - odparł zamyślony Maxi.
    Spojrzałam na niego zdziwiona. Wreszcie się obudził. Ile można? Ale czy w tych okolicznościach to na pewno dobry pomysł?
    - No nie wiem... - westchnęłam. - Camila...
    Maxi przerwał mi:
    - Widzisz, jak zachowuje się Camila? Widzisz? Ona sama musi dojść do siebie. Teraz nic już nie wskóramy...
    Potaknęłam i uśmiechnęłam się lekko. Może rzeczywiście tak było? To nie oznacza, że Cami jest mi obojętna. Bardzo się o nią martwię, jej problemy w pewnym sensie mnie też dotykają.
    Spojrzałam w tył. Za nami szedł Leon. Nie widziałam go jeszcze nigdy tak posępnego. Wydawało mi się to takie straszne... Słyszałam o wczorajszym zajściu z Rico. On przeżywał to samo, ale walczył do końca. Niezwykłe jest poznać taką osobę jak Verdas.
    - Leon? - zawołałam. - Chodź do nas! Pójdziemy razem.
    Maxi też się odwrócił, a na widok kumpla na jego twarzy wykwitł uśmiech. 
     - Chodź, stary! - krzyknął.
    Leon uparcie szedł powoli, nie zważając na nasze wołanie. Było mi smutno i przykro. Na niego cała sytuacja działała jeszcze silniej. Dlaczego wszyscy muszą muszą cierpieć? To takie niesprawiedliwe, że nie mogę sobie tego wyobrazić, choć dzieje się to na moich oczach. W kilku dniach przelało się zbyt dużo smutku... 
    Przymknęłam oczy i powiedziałam do Maxi'ego:
    - Chodźmy - westchnęłam. - Musimy zostawić go w spokoju.
    Przytaknął lekko, złapał mnie za rękę i powędrowaliśmy do naszej szkoły muzycznej.
    Od tego dnia modliłam się, by Leon Verdas wreszcie zaznał szczęścia u boku Violetty. 

Dzisiaj króciutko, dziewczyny.
Chciałam podziękować za te piękne komentarze. <3
Tylko, by przy was płakać. :)
To takie piękne uczucie być docenianą.:)
Nic więcej nie powiem, bo się śpieszę i zaparło mi dech. :)
KOCHAM WAS BARDZO, BARDZO MOCNO!
Xenia <3

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 40: Maska

,,Mówię Ci, że 
  Nigdy nie jest tak źle 
  Posłuchaj kogoś, kto był tam gdzie teraz Ty
  Leżysz na podłodze
  I nie jesteś pewna
  Czy możesz to znieść"
  (Nickelback - ,,Lullaby")


 Rozdział dedykuję Magdzie Skibie.
Tyle miłych słów jeszcze nigdy nie usłyszałam, ale wciąż się dziwię, że chciało ci się czytać te moje wypociny po raz drugi. :) 

Leon
    Studio nie wydawało mi się już takie kolorowe jak zawsze. Najjaśniejsze barwy zdobiły plakaty, na których widniały twarze uczniów. Jeszcze wtedy, uśmiechnięci od ucha do ucha, szczęśliwi. Popatrzyłem na ludzi. Nigdy nie zastałem takiego widoku. Uczniowie Studia nie tańczyli, nie śpiewali. Stali, rozmawiali szeptem. Myślałem, że to jakiś sen, ale po chwili podeszła do mnie Naty. Wyglądała normalnie, ale widać było, że widok ją zaskoczył.
    - To nie jest sen - wyszeptała. - To koszmarna rzeczywistość.
    Potaknąłem. Nie mogłem uwierzyć, że wszystko w tak krótkim czasie się zmieniło. To było niewiarygodne.     - Naty, dlaczego wszystko jest takie szare? Przecież jestem szczęśliwy. Mam przy sobie ukochaną osobę... - wyszeptałem.
    Ona pokręciła głową na znak, że nie mam racji.
    - Nie, Leon - odparła. - Jeżeli wokół ciebie są osoby, które cierpią, ty sam nie możesz być szczęśliwy. Dlatego ty, ja, Violetta, Maxi... wszyscy. Wszyscy jesteśmy przygnębieni i niezdolni do normalnego funkcjonowania. To bardzo przykre - westchnęła. - Pójdę już. Maxi powiedział, że będzie czekał na mnie w środku.
    Nie słyszałem jej słów. To wszystko, co zostało mi uświadomione sprawiało, że cierpiałem jeszcze bardziej. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się akurat nam. Szczególnie Violetcie. Przecież ona jest taka dobra... To niepojęte.
    Spojrzałem na Camilę, która pewnym krokiem szła w stronę wejścia do Studia. Wyglądała tak, jak zawsze. Przynajmniej tak dostrzegłby ją teraz każdy. Ja wiedziałem, co czuje. Wcale nie chciała tutaj przychodzić, ale nie mogła okazać swojej słabości. To nie byłoby w jej stylu.
    Z drugiej strony nadchodził Rico, który podążał w tą samą stronę, co Ruda. Obawiałem się ich spotkania, ale oni szli dalej tak, jakby się nie widząc.
    Nagle wpadli na siebie i odskoczyli jak poparzeni. Widziałem ból w oczach Camili. Plątał się w nich także  wstyd. Mogłem wyczuć jej bezsilność.
    Tylko postawa Rico najbardziej mnie zaciekawiła i w pewnym sensie przeraziła. Nie był sobą. Przybrał maskę, która skutecznie przysłaniała jego wszystkie emocje. A one buzowały i chciały wyjść, ale on im na to nie pozwalał. To tak mnie zadziwiło, że przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Nie mogłem uwierzyć, że po prostu stoją, patrzą sobie w oczy. Camila okazuje z nich tylko miłość, a on stoi i patrzy na nią bezinteresownie, jakby w ogóle go to nie obchodziło. Wiedziałem, że nie była mu obojętna, ale ona na pewno spostrzega to inaczej i w końcu może... może się poddać. Wiem to, bo sam to przeżyłem, gdy musiałem dzielić serce Violi z Tomasem. To był najtrudniejszy okres w moim życiu i już nigdy nie chcę go drugi raz przechodzić. Tylko, że ja wtedy robiłem wszystko, by wybrała mnie. A dlaczego Rico tylko stoi? Dlaczego nie patrzy na nią z tym samym uczuciem, co ona?
    Po chwili chłopak odwrócił się na pięcie i odszedł od Rudej. Jak w amoku podbiegłem do niej i dotknąłem ramienia, po czym wyszeptałem:
    - Wszystko w porządku, Cami?
    - Zostaw mnie w spokoju - warknęła do mnie.
    Nie wiedziałem, że nie odsunięcie się od niej to jak drażnienie lwa. W końcu wybuchnie.
    - Spokojnie - uspakajałem ją.
    - Nie słyszałeś?! - wykrzyknęła płacząc. - Zostaw mnie w spokoju! Nic mi nie jest!
    Nie zdążyłem się już odezwać ani słowem, bo dziewczyna weszła do środka i zniknęła w tłumie zwykłych, szarych uczniów.


Violetta
    Do Studia szłam w pośpiechu. Co chwilę wydawało mi się, że czegoś zapomniałam i wtedy wywnioskowałam, że moje roztargnienie w tym dniu sięga granic. Przeszukiwałam torebkę w poszukiwaniu nut do piosenki, ale plątałam się w kartkach. W końcu postanowiłam odpuścić i wepchałam papiery do środka. Spojrzałam w stronę budynku. Ujrzałam Leona, który zaciskał groźnie pięści. Przyśpieszyłam kroku i złapałam go za nadgarstek. Obrócił się i spojrzał na mnie, a jego twarz wcale nie złagodniała.
    - Co się dzieje? - zapytałam, próbując go uspokoić swoim tonem głosu.
    Wskazał głową na drzwi wejściowe Studia.
    - Spotkanie trzeciego stopnia Rico i Camili - wytłumaczył.
    Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam, co chce mi przez to powiedzieć.
    - Zaraz, a co cię to obchodzi? - zapytałam. - Przecież oni powinni się do siebie normalnie odzywać. Kochają się!
    Pokręcił głową.
    - Rico nie chciał okazywać swoich uczuć. Po Cami było widać, że bardzo go kocha, ale Rico nawet tego nie okazywał. A wszyscy dobrze wiemy, jak jest.
    - Ale co ty chcesz zrobić? - zapytałam, ale on jak torpeda pobiegł w stronę wejścia.
    Pobiegłam za nim. Szukał go we wszystkich klasach. Wiedziałam, że nie może przeboleć tego, jak zachował się Rico. Doskonale znał to uczucie. Znał to przeze mnie. Każdego dnia sobie to wypominałam. Każdego dnia żałowałam, że tutaj przyjechałam i sprawiłam mu tyle bólu. On nie wiedział o moich stwierdzeniach. Nigdy nie odważyłam mu się o nich powiedzieć. Bałam się, że wywnioskuje z tego, że pokochałam go tylko z powodu współczucia. A tak wcale nie było. Po prostu zdałam sobie sprawę, że miłością może obdarzyć mnie tylko on. Nikt inny.
    - Zostaw go! Leon! - krzyczałam, ale on się nie zatrzymywał i pędził przez korytarze.
    W końcu odnalazł Rico i pchnął go lekko w stronę ściany. Wystraszyłam się, bo jeszcze nigdy nie widziałam Leona w takim stanie. To było dla mnie zadziwiające. Wzrok Rico wyrażał jedynie zdumienie. Patrzył na Leona z pytającym wyrazem twarzy. Pierwszy raz zobaczyłam tego sinego chłopaka w takiej odsłonie. Trzymałam szatyna za rękę, jakby chcąc powstrzymać go od agresywnych ruchów. Wiedziałam, że w razie takiego wypadku, i tak zdałoby się to na nic.
    - Dlaczego. O. Nią. Nie. Walczysz? - warknął przez zęby Leon.
     Rico zmieszał się, ale po chwili odparł:
    - Bo chcę jej dać wolną rękę.
    Nie mogłam uwierzyć, że mówi to z takim spokojem. Leon sapał głośno jak zły byk.
    - Czy ty masz pojęcie o czym mówisz? Wiesz, co to znaczy? - pytał już bardziej opanowany. - Przeżyłem to samo, co ty. Nawet więcej. Spójrz na nią - wskazał ręką na mnie. - Nie poddałem się. Ona stoi teraz obok mnie i nie da mi robić głupstw, bo mnie kocha.  Ja darzę ją tym samym uczuciem. Nawet większym. Żyję teraz tylko dla niej. Nie mam nikogo - łzy bezsilności zaczęły płynąć po jego policzkach.
    W końcu puścił Rico i szybko wybiegł z sali. Wiedziałam, że wstydził się emocji, które okazał. Odwróciłam się w stronę Rico z kamienną twarzą.
    - Walcz o nią - szepnęłam. - Bo kiedyś zabraknie ci osób, które będą cię kochać.

Angie
    Cała szkoła żyła w jakiejś okropnej monotonii. Nie wiedziałam, jak przyjmować ich smutek. Wakacje zbliżały się już powolnym krokiem. Czy nie byli z tego powodu szczęśliwi?
    Nagle ktoś mnie trącił. Zobaczyłam zapłakaną twarz Leona Verdasa. Szepnęłam coś pod nosem, a on pokręcił głową i zaczął biec w stronę wyjścia. Za nim zobaczyłam pędzącą Violę, której sukienka falowała pod wpływem wiatru. Nie zauważyła nikogo, tylko biegła za chłopakiem. Chciałam jej pomóc, ale to było bezsensowne. To jej sprawy. Nie mogę się wtrącać. Gdy będzie mnie potrzebowała, przyjdzie.
    W tłumie uczniów zauważyłam Pablo. Rozmawiał o czymś z Beto, który dobitnie gestykulował uderzając przy tym paru uczniów i zrzucając niektóre rzeczy z półek. Zaśmiałam się serdecznie. Mężczyźni odwrócili głowy w moją stronę, a ja zaczęłam chichotać cicho. Beto uśmiechnął się i podszedł do mnie, witając się:
    - Angie, dawno cię nie widziałem! - zmarszczyłam brwi. - Właściwie w piątek, ale to nic.
    Pablo zaśmiał się i przywitał ze mną. Zaczęliśmy rozmawiać o balu, który miał odbyć się za dwa tygodnie. Dekoracje były już omówione. Jak zwykle kolorowo. Nie byliśmy pewni, co do atrakcji, a pomysły Beto były dość... niemożliwe do spełnienia.
    Drzwi do pokoju nauczycielskiego otworzyły się z hukiem, a pod wpływem tego spadło kilka książek z półki. Do stolika wolnym krokiem podążał Gregorio. Co było najdziwniejsze, uśmiechał się od ucha do ucha.
    - A co jest powodem tego uśmiechu? - zapytał ciekawy Pablo.
    Gregorio popatrzył na niego z obrzydzeniem. Cóż, pewne rzeczy się nie zmieniają.
    - Niedługo wakacje - westchnął Gregorio. - Nie będę cię widział na oczy.
    Nauczyciel tańca zaczął obrażać Pablo, nawet nie wiedząc, że do sali wszedł Antonio. Dopiero po chwili staruszek popukał go w ramię. On warknął coś w jego stronę, a siwy mężczyzna odezwał się:
    - Ach, nic - odparł słodko Antonio. - Zawsze mogę cię zwolnić, Gregorio.
    Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, z kim rozmawia. Skulił się na krześle i nie powiedział już nic do końca rozpoczęcia lekcji. My raźnie chichotaliśmy i opowiadaliśmy o głupocie naszego kolegi z klasy. O dziwo, nawet Antonio się przyłączył. Gromiący nas wzrok Gregoria nie przeszkadzał nam w dalszej rozmowie na temat jego okropnego charakteru.

Rico
    Wreszcie zauważyłem moja wadę, którą zawsze tak trudno mi było dostrzec. Myślałem co innego i robiłem co innego. Chciałem opiekować się Camilą, nigdy nie spuszczać jej z oka i pomagać jej w każdej chwili. Nie spełniłem tego. Spanikowałem i nałożyłem maskę bezinteresowności, która od zawsze była mi bliska. Nie umiałem żyć miłością, bo to uczucie było mi od dawna bardzo obce. Wtedy poznałem Cami, która dosłownie odmieniła moje życie. Dzięki niej jestem innym człowiekiem.
    A teraz ją raniłem i nie umiałem pogodzić się z samym sobą. Żyłem w świadomości, że zostałem kompletnie sam. Gdy wreszcie pojawiła się okazja, by ktoś wszedł do mojego życia, to ja nie chcę walczyć o to uczucie.
    W kącie zobaczyłem siedzącego Maxi'ego. On też mnie zauważył i skinął głową bym podszedł. Zrobiłem to, a on odezwał się do mnie:
 
  - Stary, spieprzyłeś wszystko.
    Westchnąłem głęboko. Przecież wcale tego nie chciałem W uszach wciąż odbijały mi się słowa Violetty. Walcz o nią. Bo kiedyś zabraknie ci osób, które będą cię kochać. Te zdania wydawały się dziwne, ale były takie prawdziwe, że nie mogłem uwierzyć w ich sens. Wszystko było nie tak. Nie chciałem, by to się skończyło. Było tyle niespełnionych planów, które chciałem dzielić z Camilą. Teraz, gdy pomyślę, że tego nie będzie... Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać. Ciężko mi jest o tym myśleć, co dopiero mówić.
    - Wiem, ale chcę te naprawić - odparłem pewniej. - Teraz powiesz mi o niej wszystko. Jakie kwiaty lubi, co kocha, czego nie znosi... Jesteś jej przyjacielem.
    On pokiwał głową i powiedział, że musi się przejść, by wszystko sobie przypomnieć. Zgodziłem się na to. I tak potrzebowałem trochę odetchnąć po wrażeniach tego dnia, który dopiero się zaczął.

Camila
    W auli siedzieli już wszyscy uczniowie Studia. W tłumie zauważyłam też Rico. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego twarzy przebłyski jakiegoś uczucia, które kilka dni temu nazwałabym miłością. Nie chciałam o tym myśleć. Skupiłam się na nauczycielach.
    - Czy macie już przygotowane piosenki na nasz bal? - zapytał Pablo.
    Uczniowie zaczęli się tłumaczyć, że z różnych powodów kompletnie wyleciało im to z głów. Ja zapomniałam przez wrażenia ostatnich dni. Tym bardziej nie miałam ochoty na bal. nawet nie chciałam na niego przychodzić w takim stanie. Udawałam silną, a to nawet mi nie wychodziło. Potrafiłam wybuchnąć łzami, potem śmiechem, a jeszcze później nagłą złością. Nic nie było normalne, gdy wszystko się we mnie mieszało i nie umiało opanować.
    - Bal już za dwa tygodnie. Pośpieszcie się! - odparł zdziwiony Antonio.
    Moja ręka wystrzeliła w górę, a Angie udzieliła mi głosu.
    - Jest taka opcja, że ktoś może nie przyjść? - zapytałam.
    Czułam na skórze parzące spojrzenia moich przyjaciół, a szczególnie Rico. Nie odwracałam się w ich stronę. Wiedziałam swoje i zrobię to, co zechcę. Już nikt nigdy nie będzie mną dyrygował, a szczególnie moimi uczuciami.
    - Tak, jasne - odparła nauczycielka. - Ale naprawdę nie chcesz się bawić na balu? Uważam, że to bardzo fajna sprawa.
    - Zależy do kogo i w jakiej sytuacji - mruknęłam i rozsiadłam się wygodniej na krześle.
    Nauczyciele wciąż mówili coś o tym przyjęciu, a ja wcale nie chciałam tego słyszeć. Wiedziałam, że mogę pozwolić sobie na łzy dopiero w czterech ścianach mojego pokoju. Teraz muszę być silna i nie okazywać słabości. Już nigdy nie chcę pokazać swoich emocji.
    - Camila, źle się czujesz? - szepnęła do mnie Fran.
    Dopiero teraz zauważyłam, że siedziałam z otwartymi szeroko oczami, wpatrzona w jeden punkt. Mruknęłam do niej, że wszystko jest w porządku i żeby się nie martwiła, bo nie ma o co. To dziwne, że nie chciałam już pomocy ze strony przyjaciół. Zawsze do nich lgnęłam, gdy pojawiał się jakiś problem. Teraz stwierdziłam, że nadużyłam ich dobroci. Mają swoje własne sprawy, a ja nie powinnam włazić z butami w ich życie. To niesprawiedliwe.
    Gdy zadzwonił dzwonek popędziłam do wyjścia, ale za ramię złapał mnie, nie kto inny, jak Rico Martinez.
    - Czego chcesz? - warknęłam.
    - Chcę być przy tobie i się tobą zaopiekować - wyszeptał.
    Ironia. Czysta ironia. Jeżeli on się ze mnie nie wyśmiewał, to nie rozumiałam, co robił.
    - Rico, dla mnie wszystko jest już przesądzone - odparłam spokojnie. - Dla ciebie było nawet już wcześniej.
    Wyrwałam rękę z jego uścisku i pobiegłam w stronę wyjścia ze Studiu. Czułam jego wzrok na swojej skórze i smutek, który musiał dosięgać każdego. Niestety, dla mnie już to się nie liczyło.

Ogólnie to na samym początku pragnę złożyć życzenia Dianie! Wszystkiego najlepszego, kochana!
Druga sprawa to częstotliwość dodawania rozdziałów w nowym roku szkolnym.
Rozdziałów może nie być nawet do tygodnia. Wiem, sporo czasu, ale cóż.. Gimnazjum...
Jeżeli znajdę czas, to będą pojawiały się wcześniej niż do tygodnia. :)
Następny rozdział planowany jest na 7.09.13 r. : ) 
Zapraszam na http://te-fazer-feliz.blogspot.com/. Pojawiła się druga część miniaturki Mai o Tomile. Przeboska! Potwierdzam. :D
Hmm... To chyba tyle. :)
Na koniec, jak zwykle buziaczki i...
BARDZO WAS KOCHAM! :D
Dziękuję za 50.000 wyświetleń. Jesteście wspaniali!
Xenia <3

Obserwatorzy