czwartek, 26 grudnia 2013

Miniaturka I: Największe uzależnienie

   
     On.
    Chłopak z klasą. Miał pieniądze, dziewczyny, grał w pokera, choć przecież nie musiał. Zazwyczaj wygrywał, bo miał w życiu to szczęście, które pozwalało mu cieszyć się hazardową grą. Jednocześnie był dżentelmenem, każda matka jego nowej panny była nim oczarowana, pozwalała córce na wszystko, co było związane z nim. Mógł mieć, co chce, miał wszystko.
     Gdy ludzie mówili mu to z lekką pogardą w głosie, miał ochotę ich udusić, zabić. Mało kto wiedział, że był samotny, że bogaci rodzice kłócili się dniami, nocami tak, że nie mógł spać. Zaciskał wtedy dłonie w pięści tak, że jego kłykcie bielały. Zawsze wtedy miał ochotę wyjść z pokoju, wykrzyczeć im w twarz, że on tu jeszcze jest, że żyje, nie zniknął. I była też Amanda. 
     Jego siostra miała złote, długie włosy, które owiewały jej pulchną, rumianą twarzyczkę. Była dla niego aniołem, jego potrzebą do życia, istniał tylko dzięki niej. Czasem, gdy budziła się w nocy przez krzyki rodziców, przychodziła do niego ze swoim misiem. Wtedy wtulał twarz w jej blond włosy i zamykał oczy. Jej zdumiewający spokój również go opanowywał, więc dlatego usypiał. 
     Potem budził się i słyszał to samo zawsze.
    
    Ona.
    Niegrzeczna dziewczyna, uzależniona od wszystkich używek, zawsze zła. Ucieka z domu bardzo często, choć rodzice ją kochają i to bardzo. Nie akceptuje tej miłości. Nigdy nie będzie ich darzyć tym samym. To nie oni ją zniszczyli, to świat. Tylko wtedy, raz ich nie było, a to w co wierzyła, runęło jak domek z kart.
    Nikt nie wiedział, że zatraca się w alkoholu tylko dlatego, że smakuje jak to, co utraciła. Nikt nie wiedział, że kocha narkotyki, bo pobudzają jej wyobraźnię. Nikt nie wiedział, że pali papierosy tylko dlatego, że kocha ich ,,niebezpieczny" zapach. To nie był odór, to były najpiękniejsze perfumy. Żyje tylko dla uzależnień, to one kształtują jej styl bycia.
     Uwielbiała swoją drużynę. Tak swoich przyjaciół określała mianem drużyny, ponieważ nie byli jej otuchą w trudnych momentach. Ich łączył jeden cel, jedna miłość. Miłość do tego, co zakazane. Mogła się z nimi śmiać, mogła się z nimi dobrze bawić, ale to nie było przywiązanie. Będąc razem, i tak byli sami.
    Potem budziła się i robiła to samo zawsze.

    Londyn nie był rajem dla poszukiwaczy ciepła. Raczej dla tych, którzy kochali deszcz.
    Violetta go kochała. Odpowiadał jej ten klimat, bo ona bardzo często płakała, wiła się z bólu.
    A teraz szła, szła przed siebie, gdzieś daleko. Była trzeźwa, co nie dawało jej przekonania, że jest najlepsza, że może wszystko. Była gorsza od nich wszystkich, od tych ludzi, którzy szli obok niej, szeptali coś do siebie. Była nikim.
    Potem zobaczyła tego chłopaka.
    Jakaś magiczna moc kazała jej iść za nim. Musiała to zrobić, bo zawsze słuchała tego głosu w swojej głowie. Był przekonywujący, a ona kochała ten ton, który rozkazywał. To było piękne.
    Nagle szatyn skręcił w ciemną uliczkę. Nigdy tam nie była, ale postanowiła zaryzykować. Przecież nic nie może się stać, a ten dziwny chłopak jej nie zabije. Na pewno nie rękami, jedynie słowami.
    - Myślisz, że nie wiem, że za mną idziesz? - chłopak odezwał się nagle, nie odwróciwszy się do niej twarzą.
    Stanęła jak wryta i zmierzyła wzrokiem jego plecy. Nie wyglądał na złego, nie znała jego uczuć, jego ruchy nie były przewidywalne. A u niego? Pustka, nie mogła czytać z jego duszy.
     - Oczywiście, że wiem - odgarnęła krótkie włosy w tył, jak pusta lala, którą zresztą nie była.
     Gdy zobaczyła jedyne drzwi z napisem ,,psycholog". Chciał tam iść? Po co? Ci durni lekarze nigdy nie pomagali, tłumaczyli coś na marne, opowiadali bzdury, wpajając, że zawsze można sobie poradzić z problemami. Nie, to bezsens. Dobrze, że nie mówił już nic. Czuła się przy nim dziwnie.. dobra. Tak, to było dobre określenie. Powędrowała do drzwi i otworzyła je szybko. W środku było bardzo jasno, co ją oślepiło. Nim się obejrzała, chłopak wszedł za nią, uśmiechając się idiotycznie. Popatrzyła na niego dłużej, co wcale go nie zdziwiło. Czy to był prawdziwy uśmiech?
    - Leon - przedstawił się.
    Kiwnęła głową.
    - Violetta.
    Powtórzył jej poprzedni gest.
     - Po co tutaj przyszedłeś? - zapytała, gdy on usiadł obok niej.
    - Sam nie wiem. Może dlatego, że cierpię?
    Zdziwiła ją jego odpowiedź, ale postanowiła się nie odzywać. Postanowiła, że posłucha go do końca. Była pewna, że zaraz powie coś, czego nie zrozumie, bądź będzie musiała się nad tym zastanowić.
    Ciszę uznał za pozwolenie na swój monolog, więc mówił dalej:
    - Moja siostra jest teraz w domu sama z moimi rodzicami. Wiesz, co oni robią? Kłócą się. Rzucają naczyniami, meblami. Ona na to patrzy, słyszy to. Ja jestem tutaj, nie chronię jej. Czuję, że zaraz coś się stanie, a nie idę, by ją chronić. Ma tylko sześć lat, a jest mądrzejsza od moich rodziców. Czasem płaczę, bo ona myśli, że to wszystko przez nią. A właśnie nie, to wszystko przeze mnie. Nie robię nic, by zmienić to, co teraz się dzieje. Tylko zaciskam pięści, gryzę je i tak na okrągło. Już nie pamiętam uśmiechniętej twarzy matki, ojca, który nie patrzy, co chwilę w dno kieliszka. Dlatego zacząłem grać. Hazard i Amanda, moja siostra to wszystko, co mi pozostało. Moim marzeniem jest, by wyjechać razem z moją siostrą i w końcu zobaczyć jej uśmiech. Tak. To wszystko, czego pragnę.
     Pierwszy raz od bardzo dawna po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, ile szczęścia ma. Tylko on tak cierpi. Nikt nie będzie mógł równać się z nim. Na pewno nie ona. Co sobie wyobrażała? Przecież ja mam uczucia, mam ludzi, którzy mnie kochają... 
     - Jestem uzależniona od... prawie wszystkiego - zaczęła powoli. - Żyję tylko dzięki tym, co jest zakazane. Nie mam umiaru, bo to dla głupich. Uwielbiam wszystko, co jest trudne, bo zawsze potrafię pokazać, że dam radę to zwalczyć. I zwalczam, ale teraz uświadomiłeś mi coś ważnego. Mam wszystko, a to omijam. Jestem diabłem. Pragnę tego, co mam, chcę jeszcze więcej. Nie rozumiem ludzi, bo nie chcę rozumieć. Zawsze wydawało mi się, że jest inaczej. Dokądkolwiek pójdę znajdują się osoby, które sprawiają, że mam ochotę nigdy nie wstać z łóżka. To ze mną jest problem, nie z nimi. To ja jestem powodem wszystkich nieszczęść. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. A teraz...
    Zawahała się. W tym samym czasie spojrzeli na swoje twarze.
    Wciąż nie wiedziała nic, ale... ale to, co poczuła, w samym środku swojego serca. Czy to była...? Nie! Może. Nie... Chyba nie. Albo jednak. Mogła przyjrzeć się odcieniowi jego oczu. Miały delikatny zielony kolor. Jak trawa latem. Kochała zapach wiosny, kojarzył się jej z tą porą roku. Może dlatego, że tak jak wiosna pobudza rośliny i zwierzęta tak on darował jej życie, jak słońce rozświetlił jej to, co dawno już żyło w ciemności.
    - I wiesz co? - zapytała nagle, dziwnie ruszając ustami. - Chyba znam swoje największe uzależnienie...
     - Jakie?
    - Ty.

Jest taki moment, kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać.

Nie komentuję tego na górze. (tak są błędy, nie wytykajcie mi ich, dobra?)
Ale skomentuję wypowiedzi pod nowym rozdziałem na ,,Siempre..."
No jestem zdziwiona. Tak, bardzo. To tylko 11 komentarzy, które podniosły mnie gdzieś wysoko. Tym bardziej, że przechodzę trudny okres, więc zdołałam z piekła ujrzeć skrawek nieba. Ładnie brzmi, ale to, co dzieje się w mojej głowie jest... dziwne.
Dobra, nieważne. 

Kochałam. Kocham. Kochać będę.

X.

Obserwatorzy