Może w tym, żeby nie stać w miejscu?
Żeby iść dalej
Patrzeć bliżej
Jeszcze bliżej
Tak, żeby z rozmytego obrazu,
wyłonił się ten wyraźny
Jasny!
Oczywiście, są rzeczy, które wydarzyły się wcześniej.
Znacznie wcześniej."
(fragment filmu ,,Tylko Ciebie Chcę")
Minęły już miesiąc po pięknym balu, który przyniósł wiele dobrego bohaterom mojego opowiadania. Wspomnienia zaczynają sięgać głębiej, a oni odkrywają jeszcze więcej...
Minęły już miesiąc po pięknym balu, który przyniósł wiele dobrego bohaterom mojego opowiadania. Wspomnienia zaczynają sięgać głębiej, a oni odkrywają jeszcze więcej...
~,~
Violetta Castillo codziennie przechodziła obok wielkiego dębu obok Studia i rozmyślała nad tym, jak bardzo chciałabym wrócić do tej szkoły. Ale już za późno. Przeminęło z wiatrem. Teraz wybiera się na wymarzone studia. Kolejna przygoda. To jej się pokonało.Problemów już nie było. Była tylko miłość i muzyka.
Ale powróćmy do naszego dębu.
Drzewo to ma swoją wieloletnią historię. Pewnego dnia nasza bohaterka przechodziła obok niego i zauważyła pojedynczą huśtawkę. Wyglądała bardzo znajomo i odbiła się czymś w jej pamięci. Podeszła więc do niej i dotknęła opuszkami palców. I wtedy wszystko się wyjaśniło.
Lipcowe popołudnie. Promienie słońca już tak bardzo nie prażyły, więc można było spokojnie posiedzieć w parku i pobawić się z przyjaciółmi, których Violetta nigdy nie miała.
Do Buenos Aires ośmiolatka razem z ojcem zawitała tylko na miesiąc. tata dostał ważne zlecenie, więc musieli tutaj przylecieć z Madrytu. Całkiem jej się tutaj podobało, choć w Europie została Olga, jej ukochana gosposia. Musiała sobie bez niej poradzić, mówi się trudno.
Mała Violetta do parku przyszła sama. Była już na tyle duża, by działaś samodzielnie. Tego trzeba było w jej domu nauczyć się od maleńkości. I w końcu się udało. Mały kocyk w różowe kwiatuszki rozłożyła na zielonej trawie. Usiadła na nim i rozejrzała się wokoło. Przy fontannie jakaś dziewczynka razem z mamą bawiła się lalką. Violetta nie miała tyle szczęścia, co ona. Jej rodzicielka umarła, gdy miała pięć lat. Ale już za późno na rozpamiętywanie. Na ławce jakiś pan czytał dziennik z dziwnym tytułem: ,,Kosmici są wśród nas". Aż w końcu dziewczynka spojrzała na wielki dąb, którego gałęzie i liście dumnie prężyły się w słońcu. Pod nim siedział jakiś chłopczyk z tatą. Był w jej wieku i wyglądał na zaciekawionego tym, co robi jego ojciec. Violetta przyjrzała się przedmiotowi i dumnie stwierdziła, że była to huśtawka. Na jedną osobę, a ona już długo nie czuła tego wiatru we włosach, kiedy to ,,była bliżej nieba". Postanowiła podejść. Była odważną dziewczynką, tylko na pozór nieśmiałą. Wstała i zostawiła kocyk na miejscu. Odgarnęła włoski z twarzy i wolno poszła w stronę chłopczyka i jego taty.
- Dzień dobly - oznajmiła słodko, choć literka ,,r" była jej zmorą.
Chłopczyk spojrzał na nią wesoło i zaciekawiony jej osobą, zapytał:
- Chcesz razem z nami posiedzieć? - uśmiechnął się. - Tato, może?
Mężczyzna przytaknął i wskazał jej miejsce obok syna. Violetta usiadła obok chłopczyka, a on powiedział trochę nieśmiało:
- Masz bardzo ładną sukienkę.
Violetta zarumieniła się i podziękowała cichutko.
Okazało się, że chłopczyk nazywa się Leon i również ma osiem lat. Ostatnią jego zachcianką było zamontowanie huśtawki w parku. Dąb urzekł go swoją wielkością.Jego tata się zgodził, więc pomógł mu spełnić jego życzenie.
Po kilkunastu minutach huśtawka była gotowa, a tata powiedział:
- Zostawiam cię z koleżanką. Bawcie się do woli, ale wróć przed wieczorem do domu.
Leon zgodził się i podbiegł do dziewczynki, krzycząc:
- Mam pomysł!
- Jaki? - zaciekawiła się.
Wyjął z kieszeni spodenek czarny marker i napisał na żółtym siodełku:
,,Huśtawka Leona i Violetty"
I teraz po dziesięciu latach ten napis wcale się nie zmył. Wciąż tam był i przypominał, że wszystko
wydarzyło się znacznie wcześniej.
Cwana...
To słowo w pamięci Marco odbiło się już kiedyś. Tylko kiedy?
Mając trzynaście lat próbujesz wyróżnić się z tłumu i zacząć się buntować. Czasem przynosi to marne skutki, ponieważ nie wszyscy są pewni tego, czego chcą.
Ale Marco doskonale wiedział, że chcę uciec z domu na ten koncert jednego z zespołu heavy metalowych. Co z tego, że nie lubił tej muzyki. Najważniejsze było to, że ona jedyna jest charakterystyczną la bad boyów. Marco jako zły chłopczyk. Jego brat, Diego, na pewno by go wtedy wyśmiał, ale on również nie wiedział o jego ucieczce. Trzynastolatek potrafił kłamać. Był w tym mistrzem.
Jednej z jesiennych nocy, wyszedł przez okno i skierował się na przystanek autobusowy. Miał go zawieźć na dzielnice Buenos Aires. Udało się uzbierać na bilet. Nie było to trudne. Wystarczyło trochę pomóc w koszeniu trawnika, zmywaniu naczyń, sprzątaniu. I udało się. Wymarzony wyjazd gwarantowany. Jadąc autobusem patrzył na gwiazdy, które świeciły jaśniej niż zawsze, jakby zaraz miało stać się coś niesłychanego i...
Wierzycie w coś takiego jak przeznaczenie?
To uwierzcie, bo Marco też nie wierzył i dostało mu się.
W tamtej chwili pasażerowie usłyszeli głośny huk pękniętej opony. Guma w trakcie jazdy autobusem do najważniejszego miejsca w historii buntu Marco? Niedopuszczalna! Ale cóż... Coś musiało stanąć na drodze do jego pięknego raju.
- Świetnie! - wrzasnęła jedna z pasażerek, wstając. - I po operze!
Marco prychnął pod nosem i krzyknął, nie odwracając się do niej twarzą:
- Opera, mówisz? No to katastrofa!
Mógł przysiąc, że dziewczyna właśnie unosi brwi do góry. Po chwili dało słyszeć się jej głos:
- Jak jesteś taki cwany, kochasiu to się odwróć i powiedz mi to w twarz!
- A z miłą chę...
Dokończyłby, ale... Ale aż trudno było powiedzieć takie słowa tej pięknej dziewczynie. Nie umiał sobie wytłumaczyć, co co tak bardzo go w niej urzekło, ale pozostawił to do rozwiązania w innym czasie i miejscu.
Dziewczyna również zdziwiła się, że taki chłopak właśnie chciał ją obrazić i nagle tego zaprzestał. Co było powodem? Jest aż taka brzydka? Bo on wydawał się najprzystojniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkała.
- Proszę państwa! - zawołał kierowca. - Nie uda nam się w szybkim tempie dojechać do planowanego miejsca podróży.
I koniec. Te słowa spowodowały, że Francesca, jak się później okazało, tak miała na imię, i Marco musieli wracać na pieszo do domu. Wcale nie byli już wrogami. Podczas tych kilku godzin powstała między nimi więź, która połączyła ich serca w jakimś dziwnym, na ten czas, uczuciu. To była miłość, ale wtedy tego jeszcze nie rozumieli.
A ta więź nigdy się nie urwała. Ona tylko zanikła, by potem znów się pojawić i uderzyć swoją zdwojoną siłą.
wydarzyło się znacznie wcześniej.
~,~
Marco Fernandez był chłopakiem aż nadto wrażliwym i czasem trochę przesadzał z okazywaniem swoich emocji i przy tym słabości. Czasem jednak umiał pokazać, że jest bardzo silny, a to wszystko po prostu wyróżnia go z tłumu. Francesca jest aż za bardzo cwana.Cwana...
To słowo w pamięci Marco odbiło się już kiedyś. Tylko kiedy?
Mając trzynaście lat próbujesz wyróżnić się z tłumu i zacząć się buntować. Czasem przynosi to marne skutki, ponieważ nie wszyscy są pewni tego, czego chcą.
Ale Marco doskonale wiedział, że chcę uciec z domu na ten koncert jednego z zespołu heavy metalowych. Co z tego, że nie lubił tej muzyki. Najważniejsze było to, że ona jedyna jest charakterystyczną la bad boyów. Marco jako zły chłopczyk. Jego brat, Diego, na pewno by go wtedy wyśmiał, ale on również nie wiedział o jego ucieczce. Trzynastolatek potrafił kłamać. Był w tym mistrzem.
Jednej z jesiennych nocy, wyszedł przez okno i skierował się na przystanek autobusowy. Miał go zawieźć na dzielnice Buenos Aires. Udało się uzbierać na bilet. Nie było to trudne. Wystarczyło trochę pomóc w koszeniu trawnika, zmywaniu naczyń, sprzątaniu. I udało się. Wymarzony wyjazd gwarantowany. Jadąc autobusem patrzył na gwiazdy, które świeciły jaśniej niż zawsze, jakby zaraz miało stać się coś niesłychanego i...
Wierzycie w coś takiego jak przeznaczenie?
To uwierzcie, bo Marco też nie wierzył i dostało mu się.
W tamtej chwili pasażerowie usłyszeli głośny huk pękniętej opony. Guma w trakcie jazdy autobusem do najważniejszego miejsca w historii buntu Marco? Niedopuszczalna! Ale cóż... Coś musiało stanąć na drodze do jego pięknego raju.
- Świetnie! - wrzasnęła jedna z pasażerek, wstając. - I po operze!
Marco prychnął pod nosem i krzyknął, nie odwracając się do niej twarzą:
- Opera, mówisz? No to katastrofa!
Mógł przysiąc, że dziewczyna właśnie unosi brwi do góry. Po chwili dało słyszeć się jej głos:
- Jak jesteś taki cwany, kochasiu to się odwróć i powiedz mi to w twarz!
- A z miłą chę...
Dokończyłby, ale... Ale aż trudno było powiedzieć takie słowa tej pięknej dziewczynie. Nie umiał sobie wytłumaczyć, co co tak bardzo go w niej urzekło, ale pozostawił to do rozwiązania w innym czasie i miejscu.
Dziewczyna również zdziwiła się, że taki chłopak właśnie chciał ją obrazić i nagle tego zaprzestał. Co było powodem? Jest aż taka brzydka? Bo on wydawał się najprzystojniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkała.
- Proszę państwa! - zawołał kierowca. - Nie uda nam się w szybkim tempie dojechać do planowanego miejsca podróży.
I koniec. Te słowa spowodowały, że Francesca, jak się później okazało, tak miała na imię, i Marco musieli wracać na pieszo do domu. Wcale nie byli już wrogami. Podczas tych kilku godzin powstała między nimi więź, która połączyła ich serca w jakimś dziwnym, na ten czas, uczuciu. To była miłość, ale wtedy tego jeszcze nie rozumieli.
A ta więź nigdy się nie urwała. Ona tylko zanikła, by potem znów się pojawić i uderzyć swoją zdwojoną siłą.
~,~
Natalia Navarro była dziewczynką zagubioną już od zawsze. Tak tłumaczyła jej mama. Jednak jej atutem było to, że jak coś obieca, to zawsze dotrzyma słowa. Nie było innej opcji. Uwielbiała chodzić ze swoją rodzicielką na zakupy i wybierać to, co jest najpotrzebniejsze.
I w tym miejscu zdarzyło się również coś, o czym potem Naty nie pamiętała, a powinna, bo to bardzo ważne wspomnienie.
Życie sześciolatki wcale nie jest łatwe. Może czasem, gdy koniecznie chce się coś wymusić, a pomagają ci oczy, które są tak słodkie i dziecinne, że trudno się im oprzeć.
Tym samym sposobem mała Natalia przekonała swoją mamę, by zabrała ją na zakupy. To był mania dziewczynki. Uwielbiała zapach świeżego pieczywa. Kochała też wózki, do których swobodnie mogła wejść i jeździć po całym hipermarkecie. Dzisiaj wolała pobiegać. To bardziej ją weseliło. Mama dała jej karteczkę, na której wyraźnie pisało, co ma wziąć. Przechodziła się po alejach i wsadzała w malutki koszyk wszystkie produkty. Już miała iść, bo bułki na śniadanie, a tu nagle... BUM! Naty wylądowała na zimnej posadzce razem z chłopczykiem, który przyczynił się do tego okropnego upadku. Podniosła obolałą główkę z gęstymi lokami i zawołała:
- Kletynie!
- To ty nie umiesz łazić! - zawołał chłopczyk.
Przyjrzała mu się dokładniej. Ukrywał swoje ciemne włosy pod kolorową czapką, Na szyi nosił słuchawki koloru zielonego. Był ubrany w dżinsy i białą koszulkę. Gdyby nie to, że spowodował wypadek, na pewno by go polubiła.
- Jaka ciamajda - warknął.
- A ty jesteś hipopotamem lapelem! - krzyknęła na niego.
Zmierzył ją wzrokiem i oboje, w tym samym czasie odwrócili się na pięcie i odeszli do rodziców.
Gdy mama ją zobaczyła, zapytała:
- Fajny ten chłopczyk? Zaprzyjaźniłaś się z nim?
Naty spojrzała na rodzicielkę naburmuszona i oznajmiła:
- Co to, to nie! Mam nadzieję, że nigdy już nie spotkam tego pajaca!
Naty zaśmiała się sama do siebie.
Los nie był taki łaskawy. A może to nawet lepiej?
Tak, bardzo dobrze, że znów się spotkali.
~,~
Najpiękniejszym momentem jest ten, kiedy przychodzisz zmęczona do domu i robisz sobie gorącą kąpiel w pianie. Od razu się relaksujesz. Camila też to lubi i właśnie chciała zamknąć oczy, gdy jej uwagę przykuła szmaciana laleczka, która stała na jednej z półek. Nie widome było dziewczynie, jak tam się znalazła. Po prostu była oparta o białą ścianę. Przyjrzała się jej uważniej i nie dostrzegając w niej nic interesującego, zamknęła oczy, a przed nimi stanęło jedno z jej wspomnień.
- Ja chcę tę lalkę!
Camila czegoś chciała. Jej tata doskonale wiedział, że zaledwie pięcioletnia dziewczynka pokona wszystkie przeciwności, by tylko dostać to, czego chce.
Żona zmusiła go do pójścia z nią do sklepu z zabawkami. Camila upierała się, że nie dostała nic na urodziny, które były miesiąc temu. Rodzice, jak i dziewczynka, wiedzieli, że takowy prezent został jej wręczony. Ale to nic. Ważne, że by było i jej się podobało.
Ojciec spojrzał na cenę, a ta okazała się przystępna, więc pozwolił Cami ją wziąć. Dziewczynka już podchodziła do półki i miała brać zabawkę, gdy jakaś ręka porwała ją jako pierwsza. Zdenerwowana dziewczynka popatrzyła na sprawcę tego czynu.
Był to chłopczyk o bystrych oczach i burzy kruczych włosach. Jego usta przybrały kpiący uśmieszek. Camila zacisnęła malutkie piąstki pisnęła swoim słodkim głosikiem, tylko czasem denerwującym:
- Po co ci ta lalka? Ja chcę ją kupić!
Tata doskonale wiedział, że będą kłopoty. Camila powiedziała w tym dniu dwa razy ,,chcę". Już po tym biednym chłopczyku.
- Chcę ją po to, żebyś ty jej nie miała - odparł, uśmiechając się głupio.
- Tak?! - krzyknęła. - Zaraz zobaczymy!
I zaczęła się bójka.
Camila westchnęła.
Już tak dawno nie myślała o swojej przeszłości. Dopiero teraz zrozumiała, że wystarczy jedna rzecz, która może połączyć dwoje ludzi na zawsze.
I mogła przysiąc, że lalka uśmiecha się do niej bardziej niż przedtem.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Camila westchnęła.
Już tak dawno nie myślała o swojej przeszłości. Dopiero teraz zrozumiała, że wystarczy jedna rzecz, która może połączyć dwoje ludzi na zawsze.
I mogła przysiąc, że lalka uśmiecha się do niej bardziej niż przedtem.
~,~
Tomas od zawsze uwielbiał żartować i zostało to mu na bardzo długo. Trudno było mu sobie przypomnieć jak dokładnie to wszystko się zaczęło.
Przez uchylone okno wpadł wiatr, który zdemolował kalendarz, a kartki przewinęły się. Po chwili chłopak zobaczył wyraźną datę. 1 kwietnia.
Prima aprillis.
Dziesięcioletni Tomas uwielbiał żartować. Wszystko zaczęło się od pewnego kwietniowego dnia, kiedy to obudził się i spojrzał na kartkę kalendarza, która wskazywała na święto dowcipnisiów - prima aprillis. Niby nic specjalnego, ale Tomas mógł wtedy robić, co chciał. Wszystkie chwyty były dozwolone.
Gdy już zjadł śniadanie, udał się na spacer. Czasem zdarzało się, że w parku siedzieli jacyś naiwniacy, którzy byli ofiarami żartów Tomasa. Szczerze im wtedy dziękowała, gdyby nie oni jego życie nie miałoby sensu.
Tym razem przy fontannie nie spotkał żadnego naiwniaka. To była dziewczyna, więc naiwniaczka. jej długie, brązowe włosy tylko trochę maczały się w wodzie, a ona zamknęła oczy i skierowała głowę w stronę słońca. Uśmiechała się lekko. Wyglądała na ten sam wiek, co Tomas.
Chłopak skradał się cichutko, uważając na gałązki, które wydałyby go, gdyby na którąś nadepnął. W końcu był na tyle blisko, by podejść do niej i wrzucić ją do fontanny. Głośny plusk otworzył oczy dziewczynie,a gdy już wyszła z wody spojrzała na swoje przemoczone ubrana i wskazała palcem na głośno śmiejącego się Tomasa:
- Ty!
Dziewczyna rzuciła się za nim w pogoń, a on uciekał ile miał sił w nogach.
Okazało się, że Lara jest bardzo szybka. Tomas uśmiechnął się do tej myśli i spojrzał na zdjęcie jego dziewczyny, które stało na komodzie. Historia lubi się powtarzać.
~,~
Diego uwielbiał te dni kalkulacji. Wyliczał sobie ile miał zwierząt, figurek superbohaterów aż w końcu doszedł do wyliczania swoich dziewczyn. I w końcu nadeszło wspomnienie.
- Czekałam godzinę! - krzyknęła do Diego jedna z dziewczyn, z którą się umówił.
Nie znał jej imienia. Po co? To tylko nic nieznaczący epizod. Przystojny piętnastolatek ma ciężkie życie.
Dziewczyna odeszła bardzo szybko, zostawiając po sobie zapach jej perfum. Niezbyt przyjemny. Za słodki.
Z tyłu dało się słyszeć słodki śmiech. Diego odwrócił się i zobaczył siedzącą na murku blondynkę o brązowych oczach. Zmarszczył brwi i zapytał:
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie - odpowiedziała chichocząc.
- A to niby dlaczego? - zapytał, warcząc.
- Dlatego, że jesteś idiotą.
Jeszcze nikt nigdy go nie obraził. Wszyscy się go bali, a tu nagle zjawia się jakaś blondyna i nazywa go idiotą. Coś tutaj jest nie tak.
- Co? Może jeszcze pobijesz dziewczynę? - prowokowała mnie dalej. - Zapraszam najserdeczniej. Uraziłam twoje męskie ego. O! Przepraszam. Ty nie jesteś mężczyzną.
Jej śmiech roznosił się po całym parku i dosięgał uszu Diego, kalecząc jego słuch. Ta dziewczyna musi mieć jakieś poważne problemy. Powinna podejść do niego i błagać, żeby się z nią umówił. Ona tymczasem naśmiewała się z jego osoby.
Już miał tam do niej podejść, gdy stanął jak wryty i krzyknął:
- A idź w cholerę!
I nie udało się. Ludmiła jeszcze raz pojawiła się w jego życiu i tym razem oszalał przez nią. Życie potrafi zaskakiwać.
~,~
I wszyscy łączyli się w muzyce i miłości przez następne lata.
Cholerka, jak mi ręce drżą. Nie macie nawet pojęcia.
Nie wiem. Jesteście zdziwieni?
Cieszycie się?
Smucicie?
Nie wiem, co mam napisać.
Spodziewaliście się tego?
O zakończeniu ,,Jak uciec..." po 50 postach wiedziała tylko Madzia (może już zapomniała, że 50 miał być epilogiem). Tylko ona. Tylko ta ciota i nikomu więcej tego nie powiedziałam. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Ale kochani, wszystko ma swój początek i koniec. Wszystko.
Może przejdę do podziękowań.
Dziękuję za to, że byliście,
Za to, że pomagaliście.
Za to, że nigdy mi Was nie zabrakło.
Za to, że przy Was poczułam się szczęśliwa i ważna.
Dziękuję w szczególności:
Maddy Parks - kocham Cię całym swoim serduszkiem. Nie mogę uwierzyć, że spotkałam taką utalentowaną osobę, że mogłam dzielić się z nią blogiem, że czasem mogłam Ci podokuczać. Dziękuję, że pokazałaś mi, co to znaczy pisanie i dzielenie się tym z innymi.
Aga - nigdy bym się nie spodziewała, że będę współpracować z taką osobą. Dziewczyną skłonną do bólu, wierną do końca. Wrażliwą aż do bólu. Z Tobą można było popisać o wszystkim i nawet jeżeli czasem się gubiłam, Ty pomagałaś mi odnaleźć właściwą drogę.
Mai - jesteś najweselszą i największą fanką Federico! Ciebie po prostu nie da się nie kochać. Twojego humoru również. Kocham cię za te wszystkie piękne nagłówki, które wykonałaś. Dziękuję Ci, że graficznie pokazałaś uczucia wyrażone w moim opowiadaniu.
Wszystkie trzy nauczyłyście mnie więcej niż można by się spodziewać.
Nie raz miałam ochotę odejść i nie wracać, a w Wy kurczowo mnie trzymałyście dzięki czemu się nie poddawałam i zostałam.
I dotrwałam do dzisiaj.
Do momentu, który jest ostatecznym końcem tego bloga.
Dziękuję również:
Dianie - mojej bliźniaczce,
Violetcie Castillo - która zawitała do mnie jako pierwsza,
Velvet - która jako pierwsza napisała ,,litanię",
kornelii80 - która wiernie komentowała,
Angiee - wspaniałej dziewczynie, która kocha Xabiani'ego,
Aliśce M - która często daje moim postom +1,
Teddy - prawdziwej ekspertce, jeżeli chodzi o grafikę,
MartuLLi. - komentowałaś bardzo często pomimo braku czasu,
Pannie W. - która również dużo komentowała,
Dynce G. - po prostu dziękuję,
Magdzie Skibie - odważnej, która pisała o Tomasetcie,
Carmen Elizabeth - której długi komentarz wciąż pamiętam,
Zuzannie Słowik - która dziwiła się nad moją i Madzi telepatią,
Oli Waszkiewicz - często komentowałaś,
Carolinie Verdas Łodydze - za to, że wytrwała do końca z moją historią,
Karolinie K - odbiłaś się w mojej pamięci,
Karolinie Howard - również utkwiłaś w mojej głowie,
Musice - która upierała się, że Leon ma zielone oczy i miała rację,
Sasi S. - również komentowałaś,
Pani Dominguez - pamiętam,
Monessie Neves - która skomentowała, a ja upadłam na podłogę z wrażenia,
Mejalissie - również pamiętam, że byłaś jedną z pierwszych na moim blogu,
LuLuComello - której Marcesca słodziła każdy mój dzień,
Agnieszce Rybickiej - która bardzo chciała jakiegoś czarnego charakteru, wtedy było już za późno,
Marceli Ferro - która komentowała,
Sapphire - której historia Naxi pomagała mi pisać właśnie o nich,
Suzannie Chesse - która również się pojawiła,
Patrici Williamson - za komentarze,
Naxi stce - za to, że zaczęła pisać bloga o Naxi,
Domi - za to, że była,
Oli - za to, że znalazła czas, by mnie komentować,
Violetcie - za komentarze.
Zdaję mi się, że wymieniłam wszystkie dziewczyny.
Okazało się, że czyta mnie 441 osób.
Mam 96 obserwatorów.
Łącznie mam 899 komentarzy.
Gdy pisałam ten post miałam 75.589 wyświetleń.
Okazało się, że odwiedziły mnie takie kraje jak:
-Luksemburg,
-Stany Zjednoczone,
-Rosja,
-Wielka Brytania,
-Niemcy,
-Irlandia,
-Włochy,
-Holandia,
- Bułgaria.
Nawet raz widziałam Argentynę.
Wciąż będę na Te Fazer Feliz.
Może padną pytania, czy będę jeszcze wracała na bloga - sama.
Myślę, że tak.
Tylko nie pośpieszajcie mnie.
Znajdę odpowiedni czas.
Zaraz na blogu pojawi się ankieta z ewentualnymi tytułami następnego bloga.
O jakim parringu będę pisać?
Niech to będzie moja słodka tajemnica.
I mam taką jedną prośbę.
Czytałaś mnie, a nigdy nie zostawiłaś komentarza?
Teraz jest odpowiednia chwila. Ja nie gryzę.
Czytałaś = skomentuj.
Ten jeden, jedyny raz.
Dziękuję, że mogłam tutaj być i dzielić się z Wami moją opowieścią.
Xenia Verdas <3
Spodziewaliście się tego?
O zakończeniu ,,Jak uciec..." po 50 postach wiedziała tylko Madzia (może już zapomniała, że 50 miał być epilogiem). Tylko ona. Tylko ta ciota i nikomu więcej tego nie powiedziałam. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
Ale kochani, wszystko ma swój początek i koniec. Wszystko.
Może przejdę do podziękowań.
Dziękuję za to, że byliście,
Za to, że pomagaliście.
Za to, że nigdy mi Was nie zabrakło.
Za to, że przy Was poczułam się szczęśliwa i ważna.
Dziękuję w szczególności:
Maddy Parks - kocham Cię całym swoim serduszkiem. Nie mogę uwierzyć, że spotkałam taką utalentowaną osobę, że mogłam dzielić się z nią blogiem, że czasem mogłam Ci podokuczać. Dziękuję, że pokazałaś mi, co to znaczy pisanie i dzielenie się tym z innymi.
Aga - nigdy bym się nie spodziewała, że będę współpracować z taką osobą. Dziewczyną skłonną do bólu, wierną do końca. Wrażliwą aż do bólu. Z Tobą można było popisać o wszystkim i nawet jeżeli czasem się gubiłam, Ty pomagałaś mi odnaleźć właściwą drogę.
Mai - jesteś najweselszą i największą fanką Federico! Ciebie po prostu nie da się nie kochać. Twojego humoru również. Kocham cię za te wszystkie piękne nagłówki, które wykonałaś. Dziękuję Ci, że graficznie pokazałaś uczucia wyrażone w moim opowiadaniu.
Wszystkie trzy nauczyłyście mnie więcej niż można by się spodziewać.
Nie raz miałam ochotę odejść i nie wracać, a w Wy kurczowo mnie trzymałyście dzięki czemu się nie poddawałam i zostałam.
I dotrwałam do dzisiaj.
Do momentu, który jest ostatecznym końcem tego bloga.
Dziękuję również:
Dianie - mojej bliźniaczce,
Violetcie Castillo - która zawitała do mnie jako pierwsza,
Velvet - która jako pierwsza napisała ,,litanię",
kornelii80 - która wiernie komentowała,
Angiee - wspaniałej dziewczynie, która kocha Xabiani'ego,
Aliśce M - która często daje moim postom +1,
Teddy - prawdziwej ekspertce, jeżeli chodzi o grafikę,
MartuLLi. - komentowałaś bardzo często pomimo braku czasu,
Pannie W. - która również dużo komentowała,
Dynce G. - po prostu dziękuję,
Magdzie Skibie - odważnej, która pisała o Tomasetcie,
Carmen Elizabeth - której długi komentarz wciąż pamiętam,
Zuzannie Słowik - która dziwiła się nad moją i Madzi telepatią,
Oli Waszkiewicz - często komentowałaś,
Carolinie Verdas Łodydze - za to, że wytrwała do końca z moją historią,
Karolinie K - odbiłaś się w mojej pamięci,
Karolinie Howard - również utkwiłaś w mojej głowie,
Musice - która upierała się, że Leon ma zielone oczy i miała rację,
Sasi S. - również komentowałaś,
Pani Dominguez - pamiętam,
Monessie Neves - która skomentowała, a ja upadłam na podłogę z wrażenia,
Mejalissie - również pamiętam, że byłaś jedną z pierwszych na moim blogu,
LuLuComello - której Marcesca słodziła każdy mój dzień,
Agnieszce Rybickiej - która bardzo chciała jakiegoś czarnego charakteru, wtedy było już za późno,
Marceli Ferro - która komentowała,
Sapphire - której historia Naxi pomagała mi pisać właśnie o nich,
Suzannie Chesse - która również się pojawiła,
Patrici Williamson - za komentarze,
Naxi stce - za to, że zaczęła pisać bloga o Naxi,
Domi - za to, że była,
Oli - za to, że znalazła czas, by mnie komentować,
Violetcie - za komentarze.
Zdaję mi się, że wymieniłam wszystkie dziewczyny.
Okazało się, że czyta mnie 441 osób.
Mam 96 obserwatorów.
Łącznie mam 899 komentarzy.
Gdy pisałam ten post miałam 75.589 wyświetleń.
Okazało się, że odwiedziły mnie takie kraje jak:
-Luksemburg,
-Stany Zjednoczone,
-Rosja,
-Wielka Brytania,
-Niemcy,
-Irlandia,
-Włochy,
-Holandia,
- Bułgaria.
Nawet raz widziałam Argentynę.
Wciąż będę na Te Fazer Feliz.
Może padną pytania, czy będę jeszcze wracała na bloga - sama.
Myślę, że tak.
Tylko nie pośpieszajcie mnie.
Znajdę odpowiedni czas.
Zaraz na blogu pojawi się ankieta z ewentualnymi tytułami następnego bloga.
O jakim parringu będę pisać?
Niech to będzie moja słodka tajemnica.
I mam taką jedną prośbę.
Czytałaś mnie, a nigdy nie zostawiłaś komentarza?
Teraz jest odpowiednia chwila. Ja nie gryzę.
Czytałaś = skomentuj.
Ten jeden, jedyny raz.
Dziękuję, że mogłam tutaj być i dzielić się z Wami moją opowieścią.
Xenia Verdas <3