niedziela, 13 października 2013

Rozdział 48: Miłość przychodzi sama

,,To nie może się skończyć, 
  a ja nie mogę przestać śpiewać"
  (,,Esto no puede terminar")

Angie
     Czasem nie wiem, co powiedzieć. Pomimo mojej silnej skali głosu, nie umiem obronić się słowami. Może dlatego, że tak zostałam nauczona. Nie ranić nawet wtedy, gdy ktoś robi to tobie. Zazwyczaj lepiej było się poddać i w ogóle nie wracać do tego, co cię zraniło. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To moje motto, które nie opuszczało mnie aż do pewnego czasu w moim życiu. Wtedy nie wierzyłam już w coś takiego jak błąd. Nie znane mi było to pojęcie, nie potrafiłam sobie tego uświadomić. Nie oczekiwałam tego, więc nie byłam przygotowana na ból. Zresztą, to nie był ból. Po krótkim zastanowieniu wiedziałam, że to było szczęście. Nie była do końca pewna, co to jest. Doświadczyłam tego bardzo dawno, bo za czasów mojego dzieciństwa, kiedy to z tatą co tydzień chodziliśmy do wesołego miasteczka i zajadaliśmy watę cukrową. Byłam wtedy tak pełna radości, ale z czasem to szybko we mnie wygasło, więc nie chciałam z tym nic zrobić. Ja nie musiałam. Ale ktoś bardzo tego chciał, a ja skrycie wierzyłam, że mu się uda.
    - Mogę wejść? - jego słowa odbiły się echem po moim małym mieszkaniu, w którym przepłakałam tyle nocy.
    Przytaknęłam nerwowo i odsunęłam się, by wszedł. Nie rozglądał się na boki. Doskonale znał to miejsce. Przeszedł przez korytarz szybkim krokiem i sam ugościł się, siadając na kanapie. Wiedział, że powinien czuć się tam jak w domu. Zawsze mu to powtarzałam.
    - Najpierw zapytałbym cię, czy wszystko u ciebie dobrze, ale dobrze wiem, że odpowiedziałabyś, że tak. Oboje wiemy, że to nieprawda - powiedział cicho.
    Spuściłam głowę jak dziecko, które jest karcone przez ojca i zaraz ma dostać naganę. Nie chciałam, by patrzył na mnie tym świdrującym wzrokiem, tymi hipnotyzującymi oczami, o których zapomniałam, gdy poznałam Germana. To był mój błąd, więc nie chciałam widzieć jego bólu, który na pewno mu wyrządziłam.
    - Spójrz mi w oczy, Angie - poprosił.
    - Boję się - wyszeptałam.
    Trudno jest spojrzeć w twarz komuś, kogo tak bardzo się zraniło, a doskonale się wie, że rany były aż za bardzo głębokie. Nikt nie potrafił ich uleczyć, nawet moje łzy, które płynęły po moich policzkach dość często, gdy tylko sobie przypominałam, ile złego wyrządziłam. A przecież go kochałam, kocham... I zamierzam kochać, ale tak trudno jest mi to powiedzieć do niego i zobaczyć jego twarz. Bo wyjawiłam już rąbek tajemnicy. Teraz ruch należał do niego i to on decydował o tym, czy pozostanę dalej w grze. Nie wydawało mi się.
    I wtedy uniosłam głowę wyżej, wyżej i wyżej. I zobaczyłam jego twarz, niczym prawdziwego anioła. Patrzył na mnie w skupieniu, a ja przyglądałam się mu tak, jak nigdy. Tak, jakbym dopiero go poznawała.
    - Dobrze wiesz, co chcę ci powiedzieć - wyszeptał Pablo.
    Pokręciłam głową przecząco.
    - Że kocham cię tak, jak każdego mojego dnia, nawet wtedy, gdy o mnie zapominałaś. A ja śniłem o twojej twarzy, twoich włosach, twoich oczach i twoim uśmiechu...

Następny dzień,
Violetta
    - Musimy wypaść jak najlepiej, Leon - mówiłam do niego, gdy następnego dnia kierowaliśmy się do sali muzycznej w Studiu.
    Obawiałam się naszego występu bardziej niż czegokolwiek. to od niego zależało to, czy Leon wciąż będzie ze mną. Bałam się powiedzieć, że powoli zaczynam wątpić. A chciałam, by był przy mnie zawsze, by nigdy mnie nie opuścił. Później na naszej drodze pojawiła się przeszkoda nie do pokonania. Człowiek, który chciał zabrać nam to nasze szczęście. Wtedy udało nam się uciec, ale teraz... Teraz stawka jest wyższa, a poziom idzie w górę, więc będzie nam trudniej.
    - Tak - potwierdził Leon. - Jutro występ, dlatego będziemy ćwiczyć zawsze na przerwach, po lekcjach i potem u mnie. Teraz idziemy do auli.
    Zmieniliśmy kierunek i weszliśmy do dużej sali, w której trwały przygotowania do balu. Angie wieszała beztrosko dekoracje, a Pablo pomagał jej, jak tylko mógł. Cały czas się przytulali i niewinnie całowali. Nie musiałam pytać się jej, co się stało. Wiadome mi było, że Angie ponowne się zakochała i podjęła słuszną decyzję. Ot co! A ja jej kibicowałam, nie tylko dlatego, że była moją ciotką, ale każdy człowiek zasługuje na miłość.
    - Chodź, Violu - usłyszałam głos Leona, który siedział już przy dużym instrumencie.
    Podeszłam bliżej, a on zaczął grać.

Dla Twojej miłości odrodzę się, bo jesteś dla mnie wszystkim
Jest mi zimno i nie mam cię, i niebo zszarzało
Mogę czekać tysiąc lat, marząc, że przyjdziesz do mnie
Bo to życie nie jest życiem bez Ciebie.

    Co będzie, gdy mi go zabraknie?

Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć
Pójdę za Tobą dlatego, że chcę dać Ci mój świat
Będę czekać aż wrócisz.
I zrobię wszystko, żeby znowu Cię zobaczyć.

    Pójdę za nim i będę czekała aż do mnie wróci.

Chcę wpisać się w Twoją ciszę i zatrzymać czas
Poruszać się między naszymi pocałunkami i rosnąć razem
Mogę czekać tysiąc lat, marząc, że przyjdziesz do mnie
Bo to życie, nie jest życiem bez Ciebie

    Nic nie będzie takie samo bez ciebie...

Poczekam, bo nauczyłaś mnie żyć
Pójdę za Tobą dlatego, że chcę dać Ci mój świat
Będę czekać aż wrócisz
I zrobię wszystko, żeby znowu Cię zobaczyć.

Będę czekać, chociaż jest zima
Będę podążać, chociaż droga jest wieczna
Moje serce nie może zapomnieć
I zrobię wszystko, aby wrócić dla miłości.
I zrobię wszystko, aby wrócić dla miłości.

    Rzuciłam się w ramiona Leona, gdy tylko przestał grać. Najpierw zaskoczony, ani drgnął. Dopiero później głaskał mnie po drżących plecach i wyszeptał, doskonale wiedząc, o czym myślę:
    - Nie opuszczę cię, będę czekał.

Camila
    Zajęcia się już zaczęły, a ja pędziłam przez park, jak głupia, by tylko zdążyć. Może gnałabym tak dalej, gdybym nie usłyszała tego głosu.
    Głosu, który tak bardzo kocham, który wspominam cały czas. Omamił mnie do końca, a teraz słyszę te słowa tak wyraźnie i tą melodie. I odwróciłam się w stronę dobiegającego dźwięku. Zobaczyłam ławkę, na której siedział skierowany plecami do mnie. Mogłam się zbliżyć, choć bardzo tego nie chciałam. Nogi same prowadziły mnie w jego stronę. Słyszałam słowa piosenki bardzo dokładnie.

Jak mógłbym odzyskać Twą miłość?
Jak z serca pozbyć się smutku?
Mój świat kręci się tylko dla Ciebie
Jak wyleczyć ten wielki ból?
Czuję, jak przez moje żyły płynie Twój oddech.
Jestem do Ciebie tak bardzo przywiązany,
Że widzę Cię w moich snach,
Bez Ciebie umieram...*

    Była już tuż obok niego i poruszałam się tak bezgłośnie, że gitara musiała zagłuszać moje kroki. Ale wtedy zdradziła mnie niewinna gałązka, na którą nadepnęłam. Rozległ się szelest, nieprzyjemny dla ucha. Rico odwrócił głowę i zdziwił się, gdy mnie zobaczył. Automatycznie odłożył gitarę i podszedł do mnie:
    - Słyszałaś? - zapytał, jakby przestraszony.
    Oczywiście, że słyszałam, idioto. Słyszałam aż za dobrze. 
    - Nie - postanowiłam skłamać. - Tylko melodię.
    Skinął głową i odetchnął z ulgą, a potem zapytał:
    - Idziesz do Studia? Jesteśmy spóźnieni.
    - My? - spytałam zdziwiona.
    Wywrócił oczami, co wyglądało, co najmniej śmiesznie i oznajmił:
    - No błagam - powiedział sarkastycznie. - Nie chcesz iść ze mną? Serio? Ze mną?
    Wybuchłam śmiechem i odparłam:
    - W sumie, nie zaszkodzi wybrać się z tobą.
    Klasnął w dłonie i podał mi rękę, ale ja mu jej nie podałam i wyprzedziłam go. Kątem oka zauważyłam jego minę mówiącą: Nie, to nie. Uśmiechnął się i podążył za mną.
    A mnie cały dzień nie opuszczała jedna z najpiękniejszych melodii.

Lara
    - Tomas! - krzyknęłam mu prosto w twarz. - Nie ślęcz tak nade mną, bo nie skończę!
    Przyszedł do mnie po szkole tylko po to, by zrobić próbę na bal. Ale ja jeszcze pracowałam, więc dręczył mnie jak osioł w Shreku i popędzał mnie. W końcu nie wytrzymałam, a nerwy puściły. To normalne. 
    - Ale to już jutro! Nie mamy czasu! - wrzasnął widocznie zawiedziony.
    Rzuciłam klucze uniwersalne na podłogę, a one odbiły się głośno o płytki. Westchnęłam i krzyknęłam:
    - Jaime! Zmień mnie! - krzyknęłam. - Mam tutaj marudę.
    Tomas klasnął w dłonie i przestał chodzić w kółko.
     - To idziemy! - wziął mnie pod rękę, a ja zdążyłam wziąć tylko torebkę.
    Całą drogę mówił mi o balu. Był bardzo podekscytowany tym wydarzeniem, a ja musiałam przyznać, że bardzo się denerwowałam. Pierwszy raz miałam wystąpić przed taką dużą publicznością. Nie liczyłam mojego drobnego epizodu w Studio, kiedy to śpiewałam z moimi przyjaciółmi. Nic się wtedy nie liczyło, więc nie martwiłam się. Teraz miałam zobaczyć kilkadziesiąt twarzy skierowanych na mnie i podziwiających mój śpiew. A jeżeli coś nie wyjdzie? Gdy byłam mniejsza kochałam śpiewać, ale z czasem to jakoś wyblakło na tle obowiązków. Musiałam znaleźć pracę bardzo szybko. Tata umarł nieoczekiwanie, a mama nie miała wtedy stałej pracy. Nie chciałam ryzykować, że zostaniemy bez grosza. Miałam jeszcze dwójkę rodzeństwa, więc musiałam szybciej dorosnąć. Taki był mój los. W końcu nadeszła szarość dni, a ja nie umiałam już śpiewać.
    - Jesteśmy, Lara - wyszeptał Tomas. - Do sali muzycznej!
    Pobiegł bardzo szybko, wystawiając rękę w przód i pochylając się. Chciał osiągnąć efekt Supermana i niewątpliwie mu się to udało. 
    Zaśmiałam się głośno, ale pobiegłam za nim. Gdy weszłam usłyszałam dźwięki Entre tu y yo.
    Zaczynamy - powiedziałam sobie w myślach.

Między nami jest chemia, 
W każdym wersie tej piosenki,
Twój głos i mój...
W każdym akordzie, w każdym rymie
Między nami jest chemia.
W każdym wersie tej piosenki
To jest przeznaczenie,
Jestem jaka jestem, a Ty nadal tu jesteś.

    - Uff - odetchnęłam z ulgą, padając na podłogę.
    - Było wspaniale! - krzyknął Tomas i zaczął grać jakąś energiczną melodię.
    Zaśmiałam się.
    Co by było, gdybym nie poznała tego wariata?

Ludmiła
    Czasem zastanawiałam się dlaczego byłam taka zła. To było najlepsze postawione sobie pytanie w te samotne wieczory, kiedy to rodziców nie było, a jedyną moją towarzyszką była gosposia. Ale ona krzątała się po domu, sprzątając w zawrotnym tempie. Zawsze obdarowywałam ją jednym ze swoich szczerych uśmiechów, a ona odwracała się i odchodziła. Ona chyba też miała jakiś wpływ na podrujnowanie mojej samooceny w ostatnim czasie. Wolałam ukryć się pod płaszczykiem zła, by każdy bał się do mnie podejść.
    Ale siedząc tak na miękkim, fioletowym fotelu, widziałam osoby, które zawiniły bardziej niż ja w tej mojej głupocie. Nie było ich wtedy, gdy potrzebowałam ich najbardziej. Gdy zbiłam kolano, gdy śpiewałam swój pierwszy solowy utwór na scenie, gdy zapisałam się do Studia, gdy się zakochałam. Oni byli gdzieś daleko, a ja próbowałam wytłumaczyć sobie, że tak jest lepiej, że sama lśnię najjaśniej. Ale nie było lepiej. Pogrążałam się z każdą sekundą i minutą, i godziną, i dniem. I pozostałam sama do końca.
    Nie ma ich. Nie ma moich rodziców nawet wtedy, gdy potrzebuję ich bardziej niż tlenu. Nie pamiętają o mnie, nie wiedzą, że jutro będę śpiewała o miłości z moją miłością. Oni tego nie wiedzą. Oni tego nawet nie potrzebują. Oni tego nie chcą... A ja żałosna myślę o nich, kiedy to oni pracują, by tylko na mnie nie patrzeć. By mnie nie rozczarować. Ale jest już za późno. Statki zatonęły, moje wszystkie nadzieje uciekły. Nie ma już czegoś, czego kurczowo się trzymałam.
    Są momenty, kiedy to zapominam, że w moim życiu nie istnieją takie osoby ja rodzice. Ale to stan przejściowy. Potem nagle się pojawiają, a ja muszę wychodzić gdzieś, gdzie nikt mnie nie zobaczy, by tylko trochę popłakać. Później mi przechodzi i jest dobrze.
    Nagle usłyszałam dźwięk kluczy, które rzucane na półkę, choć drobnym hałasem, kaleczą moje uszy. Doskonale wiem, kto przyszedł. I tak nie usłyszę od nich ani jednego słowa, które jest zbędne. Nikt nie zauważy mojego jutrzejszego zdenerwowania przed występem. Nikt nie powie mi głupiego powodzenia. Nikt nie będzie trzymał za mnie kciuków. Nikt nie zobaczy, jak bardzo kocham muzykę, jak bardzo jestem z nią zżyta. Nikt nie będzie wiedział.
    Słysząc kroki na górnym korytarzu, powędrowałam do kuchni z zapisaną już wcześniej małą karteczką. Podeszłam do lodówki, wzięłam magnes i przyczepiłam żółty papierek.
    Odeszłam, jakby bojąc się, że ktoś zauważy, że tu byłam.

Buenos Aires, Avenida 9 de Julio 78
28.06.2013 r. godz. 20.
Zawsze pozostaje nadzieja...

* fragment piosenki zespołu Rebelde, Este Corazon.

Wątek Ludmiły będzie krótki, więc nie spodziewajcie się żadnych sensacji.
To głupie, ale to właśnie jej poświęciłam najwięcej uwagi w pisaniu jej perspektywy. Nie, w ogóle nie chodzi o to, że ją UWIELBIAM. Ani trochę (ironia) :)
Wiem, że w tym rozdziale jest mnóstwo piosenek, ale nie mogłam się powstrzymać. Dla Rico i Cami ten utwór jest niezmiernie ważny dla dalszego rozwoju akcji. :)
W tym tygodniu pojawią się jeszcze dwa rozdziały, więc jeżeli ktoś chce sobie jeszcze przeczytać to zaglądajcie w moje skromne progi. :) 
UWAGA! Pojawią się one dzień po dniu, czyli jutro możecie wpaść na rozdział 49, a we wtorek na 50. Wena mnie nie opuszcza. :)
I co tam jeszcze... Chyba nic.
Życzę wszystkiego dobrego. :)
Xenia <3

8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział <3
    Cóż mam powiedzieć...
    Angie zasługuje na miłość, tak jak każdy. I dobrze, że Pablo przy niej jest.
    Rico i Cami, ta piosenka naprawdę pasuje. Jestem dobrej myśli.
    Wątek Ludmiły bardzo mi się spodobał.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i bardzo się cieszę, że wena cię nie opuszcza :D
    Przepraszam za krótki oraz beznadziejny komentarz.
    Pozdrawiam, Caro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest mi smutno. Dlaczego? Dlatego, że mój wczorajszy komentarz pod Twoim rozdziałem zniknął :'( Płaczę xD Nie no, bez przesady. Postaram się nadrobić dzisiaj ;)

    Oj Xenia, Xenia... Ty jesteś jakimś cyborgiem, czy jak? Szalejesz z tym rozdziałami. Mi napisanie czegoś co miało by ręce i nogi zajmuje tyle czasu, a Ty dodajesz posty codziennie xD I to takie świetne. Przy czytaniu każdego się rozpływam.

    Dzisiaj zacznę od końca, a niech tam! Nasza Lu. Kiedy o niej czytałam znowu zrobiło mi się przykro. To smutne jak bardzo brakuje jej rodziców. Ona jak każde dziecko potrzebuje ich bliskości, ich wsparcia. Tego, żeby przy niej byli. Pieniądze szczęścia nie dają - powiedział kiedyś ktoś mądry. Miał sporo racji. Nie wszystko da się za nie kupić, nie zastąpią nam miłości, miłości, która jest nam tak bardzo potrzebna. A w szczególności ta ze strony rodziców...

    Czy Cami i Rico w końcu się odnajdą? - oto jest pytanie xD A tak na poważnie to ich uwielbiam. Te ich przekomarzanki ;) Ale niech będą razem jak najszybciej, życzę im tego z całego serca. Zasługują na miłość.

    Dobra, teraz mój konik ;) Leon i Vilu, Vilu i Leon... Tak ładnie brzmi <3 Wybacz, ale wciąż jaram się finałem (beso, beso, beso). Chyba nikt nie zasługuje na miłość bardziej niż ta dwójka. Po tym wszystkim, co razem przeszli, ta tęsknota, smutek, radość, ból, żal i wreszcie szczęście. Błagam niech ojciec Leona nie zabiera im tego, na co tak długo pracowali, na co tak długo czekali. Niech dane im w końcu będzie nacieszyć się sobą i niech zaznają spokoju <3

    Cieszę się, że na nowy rozdział nie będę musiała długo czekać. Przynajmniej jeden dobry aspekt nadchodzącego tygodnia. A zapomniałabym! Kocham Cię bardzo, bardzo mocno. Rozdział był świetny. Cudownie piszesz ;D

    Twoja Diana ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, zapomniałam o Pablo i Angie. Tak bardzo się cieszę, ze kobieta wreszcie zrozumiała kogo tak naprawdę kocha, kto jest dla niej najważniejszy. Bo taka jest prawda. Ona zawsze był, jest i będzie. I właśnie dlatego to jest takie piękne ;)

      Usuń
  3. GENIALNY <333
    Też UWIELBIAM naszą Lu <333
    A ten wątek był dobry naprawdę dobry ;)
    Cieszę się bardzo że wena cię nie opuszcza :D
    Nawet nie wież jak bardzo
    I nie wiem co by ci tu napisać więcej :/
    Jakoś nie mam pomysłu na ten komentarz xD
    Czekam na next

    Zosia;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam połączenie Lara & Tomas. Może to przez tego Shreka, z którego nie da się wyrosnąć.
    Scena Ludmiły była świetna. Kiedy czytam opowiadania, to właśnie jej myśli ciekawią mnie najbardziej, bo nie każdy potrafi je tak dobrze i realistycznie opisać. A Tobie się to udało.
    Zgodzę się z koleżanką z góry: że też ci się chce pisać tyle rozdziałów (to dobrze, dla mnie na przykład ^ ^). Ja czekam długie dni, miesiące, lata, a kiedy mi się zachce to zawsze coś wyskoczy. It's my life.
    Tomaszku bejbe wróć! Poderwij Larę! Uczyń me życie szczęśliwym!
    Zrobiłaś z niego taką fajną, pozytywną osobę (podczas gdy w serialu zachowuję się jak osioł). Osioł... Czyli, że znów wracamy do Shreka ^ ^
    Rico i Camila... Lubię ich, może nawet bardzo. Z tym, iż mam własne idee związków Camili (kiedyś chciałam hajtnąć ją z Tomasem, by Naxi i Leonetta pozbyły się zagrożenia). Gusta Sapphire są dziwne, nie warto się nią przejmować :c
    No to życzę jeszcze dużo więcej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Xenia <3
    Lu była wcześniej taka jaka była, bo brakowało jej rodziców. Nie zaznala ciepła, miłości, bezpieczeństwa i właśnie dlatego stała się taka jaka się stała. Wcześniej tak naprawdę nie wiedziała, co to miłość. Rodzice nie nauczyli jej miłości, nie nauczyli jej kochać dlatego Lu przyjmowała maskę, zimnej, obojętnej i bez serca. To, że Lu taka była nie było jej winą, a jej rodziców.
    Ale pojawił się Diego,nauczył ją miłości i Lu pokazała swoje piękne oblicze. Mam nadzieję, że rodzice Lu się pojawią. Cholera, to ich córka.!

    Violetta i Leon. Oni chyba nie mogą mieć chwili spokoju. Ciągle ktoś staje na drodze ich szczęścia. Ciągle ktoś im przeszkadza. Mam nadzieję, że stary Verdas pojawi się na przedstawieniu i gdy zobaczy jak ONI na siebie patrzą podczas śpiewania, to coś zrozumie. Dotrze do niego, że gdy ich rozdzieli, to oni przestaną oddychać, przestaną żyć.

    Cami i Rico. Uwielbiam ich,ciągnie ich do siebie, ale są uparci, w szczególności Cami, ale coś czuję, że na Balu wiele się może zmienić.

    Angi i Palbo? Skomentuje to tak <3 <3 <3 < <3 <3

    Kocham Cię Mysiaczku :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow moje poprzedniczki dały popis i nie wiem czy i podołam ;d
    Rozdział jest fenomenalny bardzo lubię czytać o Ludmi wtedy wiem,że pod skorupą dotąd niedostępnej dziewczyny kryje się osoba wrażliwa z uczuciami.
    Bardzo podobają mi się sceny z Leonetta jak to każdej ich fance ;)
    Czekam na jutrzejszy rozdział ;d
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem zdołowana. Czy tylko ja, nie potrafię pisać sensownych, rozbudowanych i długich komentarzy? Chyba muszę nauczyć się z tym żyć.
    Rozdział, jak zwykle jest rewelacyjny. Uwielbiam Ludmiłę, dlatego bardzo lubię o niej czytać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy