To ciężkie czasy, gdy nikt cię nie chce.
Wypełnij mój kubek, nigdy nie przestawaj przychodzić.
Zdobądź szczyt, sprawię, żeby to było trudne."
(James Arthur - ,,You're Nobody 'Til Somebody Loves You")
Rozdział dedykuję Adze, Mai i Madzi! :)
Dzięki, że jesteście. <3
Następny dzień, Violetta
Biegłam bardzo szybko. Wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkie strony i czasem musiałam podnosić rękę, by odsunąć niesforne kosmyki z twarzy. Światła raziły moje oczy i uważałam, że było ich zdecydowanie za dużo. Zaczęło doskwierać mi zmęczenie, ale nie poddawałam się. Biegłam białym chodnikiem wzdłuż jednej z uliczek. Skręcałam prawie cały czas, by tylko zgubić widmo, które było tuż za mną i śledziło każdy mój krok. Dopiero po chwili posunęłam się do krzyku. Nie wyobrażałam sobie, by ktoś mnie nie usłyszał. To było nierealne. Samochody gnały przez ulicę z zawrotną prędkością i wtedy zrozumiałam, że one zagłuszają moje wrzaski. Gnałam dalej, nie przestając wołać o pomoc, bojąc się stanąć i odpocząć. Brakowało mi tchu, myślałam, że umieram.
Z wielkim impetem zderzyłam się z ścianą jakiegoś ceglanego bloku. Ślepa uliczka. Odwróciłam się, zamykając oczy. Nie otwierałam ich, bo zwyczajnie się bałam, a wiedziałam, że nadejdzie moment, gdy będę musiała podjąć ryzyko.
I wtedy to się stało. Ktoś pociągnął mnie za rękę, a ja natarczywie wtuliłam się w jego klatę. Odważyłam się spojrzeć w oblicze mojego wybawiciela. Był nim mój rycerz. Jak zawsze.
Łapałam zachłannie powietrze. Czułam się, jakbym nie oddychała już przez kilka dobrych lat. Byłam w swoim pokoju. Znajome ściany opatuliły mnie swoimi radosnymi barwami. Odetchnęłam głęboko i uspokoiłam się. Spojrzałam na małą szafkę nocną, na której walały się różne przedmioty. Leon zawsze mówił, że mój bałagan jest nie do zniesienia, ale te wszystkie rzeczy były mi niezbędne. Tłumaczyłam mu to wiele razy, ale on dalej nie rozumiał, że stara szmaciana lalka ma wartość sentymentalną.
Dziś znajdowała się na niej malutka karteczka. Biała, niczym śnieg, nieskazitelna wręcz. Z daleka poznałam pochyłe pismo, to samo, które widniało na tajemnych liścikach na lekcjach w Studiu.
Tym razem, wyczytałam z niej, coś innego.
Usnęłaś z nadmiaru euforii. Czasem jesteś okropnie wesoła, ale to w tobie lubię.
Pewnie zauważysz ten liścik dopiero rankiem. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci miłego dnia.
Kocham, całym moim serduszkiem.
Twój na zawsze.
Słowa, choć tak mi znajome, rozczuliły mnie do granic możliwości. Kolejny dzień wydawał się najsłoneczniejszym w całym Buenos Aires, bo moje życie ponownie nabrało kilku nowych kolorów.
I dopiero później przypomniało mi się, że tylko mój świat.
Camila
- O! - uśmiechnęłam się sztucznie. - Jeszcze tam. Została jedna plamka.
Sobotnie porządki były moim ulubionymi. Tylko wtedy mogłam się uspokoić, a moja mama tylko mi w tym pomagała, a ja perfidnie to wykorzystywałam i uśmiechałam się z tą gorzkością, która i tak nie umiała ode mnie odejść. Ona doskonale wiedziała, że coś jest nie tak. Nie naciskała, nawet wtedy, gdy udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jedyne, co poszczęściło mi się w życiu to przyjaciele i rodzina. Tylko oni pomagali zaspokoić mój ból, który rwał się do okropnego krzyku.
- Już wycieram - zaśmiała się mama. - O proszę. Pięknie.
- Tak. Bardzo - wyszeptałam ze łzami w oczach i odwróciłam głowę w stronę okna, by mama nie zauważyła mojego zaszklonego wzroku.
Ale ona doskonale umiała wyczytać, co dzieje się w moim sercu i jak bardzo poszarpana jest moja dusza. Każde słowa, które wyrażały dobro i optymizm parzyły mnie, a ja nie chciałam znów czuć tego samego. Nie w tym momencie, gdy udawałam, że wszystko już zniknęło i nic nie jest prawdą.
- Widzę, Camila - odparła mama i pocałowała mnie w rumiany policzek.
Słowa, które rozszerzyły moje źrenice, a one zobaczyły już tyle bólu, tyle nienormalności. Sama nie mogłam spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Czy to było naturalne? Nie, nie sądzę.
- Nie może tak być, córeczko - wyszeptała. - Wiem, że może nie jesteś gotowa, ale myślę, że powinnaś mi powiedzieć, co się dzieje. Wszyscy się o ciebie martwią. Ja najbardziej.
Pokiwałam głową, co sprawiło, że parę łez z cichutkim chlupnięciem uderzyło o wypolerowaną podłogę. Czy chciałam coś mówić? Nie byłam pewna, czy pozwalała mi na to gotowość. Wszystko przeistoczyło się w kolejny ból. Wyjazd Broduey'a, Rico...
Tęskniłam za świadomością, że zawsze jest przy mnie, próbuje mnie chronić i całuje moje, jeszcze wtedy, szczęśliwe oczy. Co miałam odpowiedzieć? Wyjawić wszystko?
- Czy to źle, że nie wierzę już w miłość, mamo? - zapytałam z kruchością.
Nie patrzyłam na nią.
Za oknem ćwierkały ptaki, słońce grzało mocniej, drzewa chyliły się pod wpływem wiatru. Natura nie zważała na moją depresję, tylko pokazywała, że kolory mogą rządzić całym życiem człowieka.
Minęła chwila, zanim usłyszałam cichą, pewną odpowiedź mamy:
- Bardzo źle.
Naty
Punktualnie znalazłam się na miejscu naszej randki, ale Maxi'ego wciąż nie było. Usiadłam na białej ławce i spojrzałam w niebo, które zakrywały zielone liście drzew. Zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie swoje życie za kilka lat, ale zobaczyłam tylko pustkę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w tym roku kończę Studio, a nie wiedziałam, co będę robić dalej. Przeraziłam się. Byłam zupełnie bezbronna. Otworzyłam oczy i nerwowo zacisnęłam dłonie. Później usadowiłam się tak, by podeprzeć głowę i kolana. Każda pozycja była okropnie niewygodna i uniemożliwiała mi spokojne czekanie na Maxi'ego.
Spojrzałam na zegarek. Czas płynął niemiłosiernie szybko. Ani się obejrzałam, a upłynęła równa godzina. Miałam dość czekania na mojego chłopaka, który chyba nawet nie chciał zdążyć.
Wstałam z ławki i z impetem porwałam z niej również torebkę. Dużymi krokami wędrowałam w stronę mojego domu, aż nagle zobaczyłam kolorową czapkę Maxi'ego. Zawróciłam na jednej nodze, ale on podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię.
- Super - odarłam ironicznie. - Czekam na wyjaśnienia.
- Bo... - zaczął, ale ja przerwałam mu krzykiem:
- Co mnie to obchodzi? - wybuchnęłam. - Ja tutaj martwię się o swoje jutro, myślę na przyszłością, a ty się spóźniasz! Jesteś gburowaty, okropny, nieprzyjemny, nie...
Zamknął moje usta pocałunkiem. Według mnie, było to zupełnie tandetne i występowała tylko na filmach... Aż do teraz. Moja opinia o nim zmieniła się drastycznie i występowały w niej same najpiękniejsze epitety. Dopiero teraz zrozumiałam, że wpadłam po uszy w coś, co można nazwać bezgraniczną miłością.
- Wydawało mi się to bardzo ważne - uśmiechnął się Maxi, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- To cofam tamte niemiłe słowa - wyszeptałam. - Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie!
Zaśmiał się serdecznie i oświadczył triumfalnie:
- Racja.
- Aha - przytaknęłam. - I do tego skromny.
Spojrzał na mnie i jednym machnięciem wziął mnie na ramiona. Wydałam zduszony pisk, ale później moją twarz rozświetlił uśmiech i zrozumiałam, że nie muszę martwić się o jutro, jeżeli jest ktoś, kto sprawia, że moje dzisiaj to prawdziwy skarb.
Pablo
Odkąd pamiętam, Angie była moją najukochańszą przyjaciółką i w pewnym momencie mojego życia w to uczucie wplotła się również miłość. Czy ona czuła to samo do mnie? Nie sądzę. Wtedy pojawił się German i zażyłość miedzy nami ustąpiła, co sprawiło, że się od siebie zupełnie oddaliliśmy.
A wczoraj usłyszałem słowa, które chciałem słyszeć zawsze. Moje zdziwienie nie miało granic, a przecież zawsze sobie powtarzałem, że jestem normalną osobą, która zniesie wszystko. Ale chyba nikt nie potrafi pokonać takiej siły, jaką jest miłość.
Siedziałem przy mahoniowym biurku i próbowałem uspokoić nerwy, by zająć się przygotowaniami do balu. Wierzyłem, że uczniowie dadzą z siebie wszystko, pomimo że coś jest z nimi nie tak w ostatnim czasie. Jestem nauczycielem, ale próbuję cały czas być też powiernikiem sekretów. oni doskonale wiedzą, że mogą mi ufać, a to podstawa do dobrego nauczania.
Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślenia, a ja wstałem z krzesła i otworzyłem gościowi. W progu stanął Beto z pizzą w ręku i szczerząc się do mnie, zapytał:
- Ktoś zamawiał?
- Nie ja, ale jestem głodny - zaśmiałem się i wyrwałem mu tekturowe pudełko z ręki, bojąc się, że zaraz nasz obiad wyląduje na podłodze.
Beto wszedł raźnym krokiem do niewielkiej kuchni, w której zazwyczaj eksperymentowałem nad różnym daniami, ale raczej nie udawało mi się gotować wyśmienicie. jedyne do czego się nadawałam to do nauczania w muzycznej szkole.
Mój przyjaciel odsunął krzesło, ale zahaczył marynarką o jedną z szafek i wylądował z głośnym hukiem na ziemi. Zaśmiałem się serdecznie, ale pomogłem mu wstać. On, rozmasowując obolałą głowę, usiadł i odparł:
- Ech - westchnął. - Jestem głodny jak wilk!
- To do uczty! - zaśmiałem się i otworzyłem pudełko.
Jedliśmy, śmialiśmy się, przedrzeźnialiśmy Gregorio i wtedy zrozumiałem, że Beto jest wspaniałym przyjacielem. Pomimo tego, że dużo osób wzięło by go za psychola, ja dalej uważałem, że nie ma człowieka, który potrafiłby wyczytać wszystko, tylko z mojej twarzy. Tak jak teraz, gdy powiedział:
- Coś cię trapi - odparł. - Mów.
- Angie - westchnąłem, nie owijając w bawełnę.
Beto nabrał poważnego wyrazu twarzy i odłożył kawałek pizzy na talerz.
- Co się stało? - zapytał.
Nie wiedziałem, czy odpowiedzieć, czy nie. Nie byłem pewny tego, co usłyszałem, ale wydawało się to teraz bardzo realne, więc oświadczyłem:
- Ona chyba mnie wreszcie pokochała - wyszeptałem. - Co mam zrobić Beto?
On westchnął i zdjął okulary. Odpowiedział, jakby się spiesząc:
- To pozwól jej zatrzymać to uczucie.
Rico
Gdy otworzyłem drzwi mieszkanie, nie wiedziałem, czy mam szansę jeszcze uciec. Przed nią na pewno nie, ponieważ było to niemożliwe, ale ona odezwała się:
- Mogę wejść?
Przytaknąłem, a dziewczyna weszła do salonu i usiadła na kanapie.
- Trzymasz się? - zapytała cicho.
Usiadłem obok niej i wyszeptałem, próbując ukryć ból, co w ostateczności mi się nie udało:
- Próbuję zrozumieć.
- Role się odwróciły - odparła. - To teraz ja pomagam tobie.
Przytaknąłem, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego nieprzyjemny grymas. Od dłuższego czasu nie miałem ochoty na spotkania lub odwiedziny przyjaciół. Żyłem nadzieją, która opuściła mnie niedawno. Teraz nie miałem już dla kogo budować swojego świata i wciąż ulepszać samego siebie.
- Widzę, co się dzieje Rico - powiedziała. - Dlatego tutaj przyszłam.
- Przepraszam cię, ale myślę, że nawet ty mi nie pomożesz - westchnąłem i wstałem z sofy.
- Skąd wiesz?
Spojrzałem na nią, ale odpowiedziałem na zadane pytanie:
- W tej sytuacji to już koniec. Straciłem wiarę.
Dziewczyna wyjrzała przez okno i przez dłuższą chwilę nie odpowiadała na moje stwierdzenie. Wydawało mi się to dziwne, bo zawsze za wszelką cenę chciała uratować świat od bólu, ale nie rzadko przynosiło to efekty. Taką ją znałem i od tamtego momentu również tak zapamiętałem.
- Dlaczego się tak łatwo poddajesz? - zapytała.
- Bo teraz już nic nie mogę zrobić! - krzyknąłem.
Spojrzała na mnie oczami pełnymi bólu, ale też złości. Mogłem wyczytać z ruchu jej ciała, że ma ochotę mnie zabić, ale coś ją powstrzymywało. Później jej wzrok zmienił się drastycznie i spojrzał na mnie z czułością, jakby chciała mnie przekonać do swojej prawdy. Ale ja wiedziałem swoje i nie chciałem zmieniać niczego w moich przekonaniach.
- Nie możesz czy nie chcesz?
Pytanie Violetty jeszcze długo rozbrzmiewało w mojej głowie, a ona wyszła, trzaskając drzwiami.
No to ten... Ta dam!
Niezwykle optymistycznie, bo dzisiaj nawet jest mi miło, a to chyba dzięki moim dziewczynom, więc dedykacja dla nich! :D
Coś czuję, że Mai się spodoba perspektywa trzecia, ale ja tam nie wiem. :D
Jestem świadoma tego, że po ostatniej akcji z kopiowaniem ,,Ale Ty zawsze..." mogłam stracić swoich, jak i naszych czytelników, ale mam nadzieję, że ktoś jeszcze jest i pamięta o jakiejś tam Xenii.
Dzisiaj Naxi, bo się nimi jaram od wczorajszego odcinka. :D
Mai się zapomniało napisać part na naszego bloga, więc dzisiaj nie będzie. Chyba że napisze w ekspresowym tempie. :)
Dziękuję za ,,taki", obserwacje, komentarze, wyświetlenia. Kochani! <3
Rozdział, oczywiście, za tydzień. :)
Xenia <3