I pewnie niedługo mi to wytkniesz
Nie mogę płakać,
Bo wiem, że jest to słabością w Twoich oczach
Wyciskam z siebie nieszczere uśmiechy,
Każdego dnia mojego życia
Moje serce nie może się złamać,
Bo przecież nigdy nie było w całości.
(Kelly Clarkson - ,,Because of you")
Camila
Nie chciałam w to wierzyć. Bo niby jak? Nagle, bez żadnego powodu się zjawił? Nie rozumiałam tego. Nie mogłam patrzeć na niego przez cały czas, ale nie umiałam inaczej. Dlaczego to dzieje się tak nagle? Dlaczego zawsze ja muszę mieć tego cholernego pecha? Przecież nic nikomu nie zrobiłam, nie wyrządziłam nikomu żadnej krzywdy.
A teraz...
A teraz on tutaj się zjawia, jak gdyby nigdy nic i patrzy na mnie tymi swoimi oczami, w których zakochałam się rok temu. I nie wiem czy wciąż je kocham. A może kocham inne, które teraz patrzą na mnie ze smutkiem i bólem, który mogę wyczuć w każdej cząstce jego ciała? Nie wiem, które są mi bardziej bliższe. Pomimo tylu ran, nie umiem wybrać.
- Broduey? - zapytałam szeptem.
Było za cicho. Słyszałam dzwonki w uszach i szybkie bicie mojego serca. Po prostu patrzyłam na nich. Najpierw na Rico, potem na Broduey'a.
- To ten chłopak? - popatrzył na mnie smutno Rico.
Pokiwałam głową, a moje oczy już się zaszkliły. Nie chciałam płakać, bałam się tego. Nie mogłam okazać jakichkolwiek emocji.
Wstałam i mocno przytuliłam Broduey'a, a on wtulił się w moje włosy. Czy chciałam być tak blisko niego? Nie wiem... Może Rico był mi jeszcze bliższy? Był.
- Wróciłem, Cami - odezwał się chłopak, patrząc mi prosto w twarz.
- Na stałe? - wychrypiałam.
Pokiwał głową i chciał mnie jeszcze raz przytulić, ale ja się odsunęłam. Nie chciałam już jego bliskości.
- Opuściłeś mnie - odparłam, a z moich oczu wypłynęło kilka łez, które zaczęły moczyć moje zaróżowione z emocji policzki. I znów nie tak, jak tego chciałam.
Broduey zmieszał się i spojrzał na mnie smutno, tak samo jak Rico, który rozglądał się po sali. To jego taktyka. Czuć buzujące emocje, ale nie okazywać ich, robiąc coś zupełnie normalnego. Ale ja go znałam i wiedziałam, że cierpi w tej chwili tak samo jak ja. Przeze mnie...
- Nie chciałem, Cami - próbował mnie przytulić, ale ja wciąż tego nie chciałam. - Tęskniłem każdego dnia, ale... ale nie wiem czy ty też - spojrzał wymownie na Rico.
Przecież czułam to samo, co on. Ale on mnie opuścił, zostawił i nie chciał wrócić. I nie mogłam z tym nic zrobić. Nie mogłam patrzeć na swoje cierpienie, ale nie umiałam temu zaradzić. I wtedy znalazł się taki ktoś jak Rico. Pomógł mi i przy okazji obdarzył mnie miłością, której wtedy zabrakło w moim życiu. Dlaczego to wszystko musiało być tak skomplikowane?
Pokręciłam przecząco głową. Twarz zalała się strumieniem łez. Popatrzyłam na Rico, a on spojrzał na mnie ze smutkiem, ale z czułością, którą czułam i chciałam czuć. Mało widziałam przez zaszklone oczy, ale wybiegłam z restauracji.
Wiedziałam do kogo mam się udać. Tylko ta jedyna osoba może mi pomóc.
Rico
- Nie wierzę - odparłem cicho, kierując swoje słowa do chłopaka.
Popatrzył na mnie, ale nie z tym smutkiem tylko ze złością. Ja też zmieniłem wyraz twarzy, ale moje serce wciąż nie mogło pozbyć się tego okrutnego cierpienia. Kocham Camilę i nie chcę jej krzywdzić. To wszystko było trudne, ale widziałem w jej oczach, że nie tylko ja jestem tym jedynym. Dlatego wybiegła. Bała się konsekwencji, a ja nie zrobiłbym nic.Podszedłbym do niej i przytulił ją bardzo, bardzo mocno. By tylko czuła się bezpieczna.
- Po co tutaj wróciłeś? - zapytałem oschle.
- Do niej - odparł bez uczucia.
Spojrzałem na niego, a on wyglądał jakby chciał mnie zabić. W takim razie było nas dwóch.
- Jesteś jej chłopakiem? - zapytał.
Pokiwałem głową i wstałem od stolika. Nie miałem już ochoty patrzeć na niego ani na nic. Nie chciałem już tutaj być. Liczyła się dla mnie tylko ucieczka.
Podszedłem do niego i spytałem:
- Kochasz ją tak samo jak ja?
Unikał mojego wzroku, a ja wiedziałem, że to zły znak. Czułem, że nie jest pewny tego tak, jak ja.
- Tak - wydukał.
Spojrzałem na niego. Parsknąłem i odparłem już pewniej:
- Nie sądzę.
Chciałem uderzyć go w twarz, ale zdusiłem w sobie to uczucie. Nie chciałem robić przedstawienia przy ludziach. Zacisnąłem pięści i odsunąłem się od niego, by zaraz potem wyjść z restauracji.
Gdy znalazłem się na zewnątrz zacząłem wdychać świeże powietrze. Było mi to potrzebne. Nie chciałem myśleć o tym, co się stało, ale nie mogłem przestać. Wszystko przypominało mi jej oczy, włosy, sylwetkę... I wtedy poczułem, że jej musi być tak samo trudno jak mi.
Odetchnąłem głęboko i skierowałem się w ciemną uliczkę, która prowadziła do mojego domu. Miałem nadzieję, że Camila nic sobie nie zrobi. Za bardzo ją kocham, by móc ją stracić.
Violetta
Siedziałam przytulona do Leona i razem oglądaliśmy horror, który wydawał się zwykłą komedią. Wyśmiewaliśmy każdy straszny moment, który był aż za bardzo banalny.
Kochałam te chwilę. gdy siedzieliśmy i mogliśmy rozkoszować się swoim towarzystwem. To było lepsze niż cokolwiek innego.
- Przynieść wam coś? - zapytał tata, wchodząc do pokoju.
Leon natychmiast odskoczył ode mnie jak oparzony i zaczął bawić się pilotem. Zachichotałam cicho, a tata spojrzał na niego dziwacznie. On lekko się zarumienił i jeszcze bardziej zaciekle patrzył na guziki pilota.
- Może soku - odparłam i rozsiadłam się wygodniej na kanapie. Tata przytaknął i poszedł do kuchni.
- Co to było, Leoś? - prychnęłam.
Spojrzał na mnie z miną zbitego pieska i odpowiedział pośpiesznie:
- No nie wiedziałem, że tata cię już nie kontroluje...
Zaśmiałam się głośno. Leon był już uczulony na punkcie mojego ojca. Wiedziałam, że cały sztywnieje, gdy tylko go widzi. Paranoja...
- No już - mrugnęłam. - Chodź się przytulić.
Zaśmiał się i oplątał mnie ramionami. Po chwili przyszedł tata z dwoma szklankami napoju. Tym razem Leon już ode mnie nie odskoczył. Tata rozczulił się tym widokiem, zaśmiał się i odszedł do kuchni. My zaczęliśmy oglądać film, a Leon, co chwilkę wyłapywał straszne momenty, które i tak były śmieszne. Nasza zabawa w detektywów mogła trwać dłużej, gdyby nie to, że usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć, tato! - zawołałam.
Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Za nimi stała roztrzęsiona Camila, która płakała i szczękała zębami z zimna.
- Boże, co się stało? - zawołałam i przytuliłam ją mocno.
Odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie. Nie mogłam nadziwić się nad tym wzrokiem, który paraliżował moje ciało i umysł, które tak bardzo chciały mi pomóc.
- Nie umiem wybrać - odparła.
Spojrzałam na Leona. Podniósł się z kanapy i patrzył na nas ze smutkiem. Tez nie wiedział o co chodzi, ale tak samo, jak ja chciał pomóc naszej przyjaciółce.
Tomas
- No mówię ci, że teraz powinnaś dodać mąkę - skarciłem ją, rysując na jej policzku serduszko.
Właśnie razem z Larą robiliśmy pizzę, ale szło nam to dość ociężale. Nie wiedzieliśmy w jakich ilościach dodawać składniki, więc co jakiś czas się sprzeczaliśmy. Było przy tym dużo zabawy, a Lara co jakiś czas obdarowywała mnie słodkimi buziakami, więc uważałem to za jeszcze bardziej ekscytujące zajęcie.
- Ja wiem co dodawać, Tomas. Tylko ty nie jesteś ogarnięty! - zawołała.
- Ja? Ja? - prychnąłem. - Wszystko wiem!
Pokiwała głową z dezaprobatą i dodała do miski szklankę mąki. Uniosłem ręce do góry w geście zwycięstwa.
- Należy mi się nagroda - zaśmiałem się i wskazałem palcem usta.
Wywróciła oczami, ale zaczęła przybliżać swoje wargi do moich. Nagle usłyszałem dźwięk SMS-a z kieszeni jej spodni. Odsunęła się ode mnie gwałtownie i wyciągnęła telefon.
- No szlag! - zawołałem.
Pokręciła głową i zaczęła czytać. Wiadomość musiała ją bardzo zdziwić, bo wydawała się przestraszona. Zmarszczyłem brwi i zapytałem:
- Co się stało? - zapytałem.
- Coś nie tak z Camilą - wydukała.
Spojrzałem na nią i zmarszczyłem brwi. Ja też się o nią martwiłem. Dzisiaj miała randkę z Rico. Wszystko musiało być pięknie, więc dlaczego coś było nie tak?
- Muszę tam jechać! - zawołała Lara, zakładając kurtkę.
- Jadę z tobą! - krzyknąłem.
- Tomas... - jęknęła.
- Nie, ona też jest moją przyjaciółką - odparłem i wziąłem bluzę.
Przytaknęła. Wyciągnęła klucze od motoru z kieszeni spodni i wyszliśmy w pośpiechu na zewnątrz.
Jedyne, na co liczyłem to to, aby nie działo się nic okropnego. Nie darowałbym sobie, gdyby moja przyjaciółka zrobiła sobie coś strasznego.
Marco
- Zbieramy się, Fran - zawołałem do dziewczyny.
Siedzieliśmy przytuleni na ławce w parku i obserwowaliśmy gwiazdy. Dopiero przed chwilą dostałem wiadomość od Leona, że Cami źle się czuje i coś się stało. Bałem się o nią.
- Jej! O co chodzi? - pisnęła przestraszona Francesca.
- Jedziemy do Violi - odparłem, wstając z ławki.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem najwidoczniej nie wiedząc o co chodzi. Zupełnie zapomniałem, że najpierw powinienem wszystko jej wytłumaczyć.
- Camila przyszła cała zapłakana do Violi. Nie chce nic powiedzieć. Musimy być przy niej wszyscy - odparłem i pociągnąłem, by wstała z ławki.
- Biegniemy? - zapytała nieprzytomnie.
Wyczułem w jej słowach przerażenie. Bała się o Cami. Ja też, bo niby co mogło dzisiaj zakłócić jej szczęście? Była pełna euforii, gdy usłyszała od Rico, że jest zaproszona na randkę. Nie mogła złapać oddechu, a w Studiu nie potrafiła skupić się na lekcji. Dlatego oberwała naganę od Gregorio.
- Tak, biegniemy! - zawołałem, pędząc już ile tchu.
Po chwili Francesca bła tuż za mną. Słyszałem jej szybki oddech i czułem bicie jej serca. Dopiero po chwili domyśliłem się, że to moje.
- Marco, już nie mogę! - krzyknęła, stając i opierając się o drzewo.
- Wskakuj na barana! - zawołałem.
Posłusznie wlazła mi na plecy, a ja zacząłem biec. Było mi trochę trudniej, ale nie narzekałem.
- Jestem ciężka - szepnęła mi do ucha Fran.
Pokręciłem głową. Byliśmy już blisko domu Vilu. Tylko parę uliczek i będziemy wiedzieć o co chodzi Cami.
Fran wtuliła się w moje ramię i zamknęła oczy. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że to znak. Czuję się ze mną bezpieczna. Właśnie tego pragnąłem. Bym był dla niej bohaterem i nigdy niczego się przy mnie nie bała.
- Jesteśmy, Fran - szepnąłem, a ona otworzyła oczy i zeszła z moich pleców.
Zarumieniła się i podziękowała. Uśmiechnąłem się szeroko i zadzwoniłem dzwonkiem. Drzwi otworzył nam Leon, który natychmiastowo wciągnął nas do środka.
Widok, który tam zastałem zwalił mnie z nóg.
Camila
Wszyscy patrzyli na mnie i zamartwiali się. Jako ostatni przybyli Fran i Marco. Uśmiechnęłam się, ale wyszedł z tego grymas. Viola wachlowała mnie gazetą, Leon wpuszczał wszystkich do środka, Naty co chwilę dawała mi wody, Lara tylko chodziła w tę i z powrotem lamentując i martwiąc się o mnie. Tomas ją uspokajał, ale to przynosiło znikome efekty.
- Jestem przy tobie, Cami - wyszeptała Fran tuż przy moim uchu. - Wszyscy jesteśmy. Wszyscy cię kochamy. Jesteś dla nas bardzo ważna. Powiedz wszystko, co cię zraniło.
Spojrzałam po nich wszystkich. Wyglądali na przejętych, ale nie byłam do końca pewna czy jest tak naprawdę. Wszystko było teraz inne, niżeli mi się przedtem wydawało. Bo mój świat zaczynał się walić. Nie wiedziałam, którą drogę mam wybrać. Nic nie jest tak, jak powinno być.
- Ale zrozumiecie mnie? - wyjąkałam niepewnie.
- Oczywiście, kochanie - wyszeptała Naty.
Spojrzałam na nią, a wyraz jej twarzy to tylko czułość, którą widziałam tylko u jednej osoby. Poczułam ukłucie w sercu. Nie powinnam o tym myśleć, ale nie umiałam inaczej.
- Byłam na randce z Rico - wyszeptałam. - I potem... potem pojawił się on.
- Jaki on? - zapytał łagodnie Marco.
Popatrzyłam na nich. Zmartwili się moim bólem? Kocham ich. To moi przyjaciele. Oni mnie zrozumieją.
- On, czyli... - wyjąkałam. - Czyli Broduey.
Teraz nie patrzyli już na mnie, ale daleko w przestrzeń. Leon założył ręce na biodra i odparł:
- Cami, nie przejmuj się. My cię kochamy. Nie damy cię skrzywdzić.
Pokręciłam przecząco głową i powiedziałam szybko, ale niepewnie:
- Ale on mnie nie chce skrzywdzić. On mnie kocha - złapałam za rękę Violę. - Ja nie umiem wybrać. Słyszysz?
Popatrzyła na mnie z przerażeniem, ale natychmiast mocno mnie przytuliła i zaczęła głaskać po plecach. Tak samo zrobiła też reszta. Czułam się jak w kokonie, ale byłam z przyjaciółmi, a oni chcieli mi pomóc. Tylko to się wtedy liczyło...
Hej.
Doskonale wiedziałyście, że chodzi o Brodueya.
Rzeczywiście tak było.
Zobaczycie jak rozwinie się sytuacja w następnych rozdziałach.
I to chyba tyle.
Dziękuję za taką liczbę czytelników. Jesteście świetni!
Buziaki.
Xenia <3
Oooooo. Biedna Cami i ten Brodwey ... uhhhhhhhh .
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ;D Miło się czytało
Taaaaak . Miło się czytało o cierpieniu dziewczyny ;D Jestem głupia
Do następnego ;***
Świetne!
OdpowiedzUsuńCiesze się, że wszyscy chcą pomóc Cami. Ciekawi mnie kogo wybierze.
Czekam na następne. :D
Swietny czekam na next
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie
Szkoda mi Cami... Świetny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńAha ! Wiedziałam! :( :( :(
OdpowiedzUsuńNIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE !!!!!
Ja tak bardzo chcę ,żeby ona była z Rico ,ale to ty decydujesz!
Jakie to słodkie ,że wszyscy przyjaciele przyszli.
A była Ludmiła ? I Maxi? Bo ,albo przeoczyłam ,albo ich nie było.
Co do rozdziału boski .
Cami i Rico <3 <3 <3 <3
Ja kocham tą parę.
Leonetta <3 i oglądanie śmiesznych ... horrorów !
Haha <33
Dodawaj szybko next plose /Magda
Zapomniałam końcówki poprzedniego rozdziału i jak przeczytałam tytuł to myślałam, że chodzi o ojca Leona. Ja głupia ;) Leonetta i Marcesca sweet <3
OdpowiedzUsuńRimi smutna, pełna bólu ;(
super
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to Broadway! NIE NIE NIE! Ona ma być z Rico :<
OdpowiedzUsuńHahahah, śmieszne horrory <3
Kocham :*
Głupi Brazylijczyk... nic do niego nie mam ale wiesz ze kocham Camile i Rico <3 !
OdpowiedzUsuńDobrze mieć takich przyjaciół jak oni, odstawili swoje zajęcia i ruszyli
z pomocą przyjaciółce... to bardzo miły gest z jej strony. Dobrze wiedzieć że ma się oparcie w innych , pokazałaś to cudownie ;).
Leonowaty hahaha xD nie ma to jak spina przed Germanem :d
Maja ;)
Sama nie wiem od czego mam zacząć... Może od tego, że rozdział jest świetny. Biedna Camila, kiedy już wszystko zaczęło się układać musiał pojawić się Broduey(wiedziałam, że to on ;)) Wszystko skomplikował. Ach, no nic. Mówi się trudno, sielanka (to określenie chyba nie jest zbyt trafne w przypadku związku Cami i Rico :P ) przecież nigdy nie trwa wiecznie. Reakcja Leona na ojca Violetty - och ten Leoś :D W Twoim opowiadaniu lubię go bardziej niż w teraźniejszych odcinkach drugiego sezonu :) Przywracasz wiarę w ludzi :* Kolejna rzecz - Marco i Fran. Tak jak w bajce - jedyne, czego pragnął, to być jej bohaterem. Awww... - to takie słodkie. Trochę mi się zebrało tych ochów i achów, więc to znak, że należy kończyć komentarz xD Wybacz, że tak się rozpisałam, ale po takim rozdziale nie byłam w stanie w inny sposób ująć tego co mam do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńP.S. Zapomniałabym, czekam na nexta. Jesteś fantastyczna - pamiętaj o tym ;)
Tym oto akcentem kończę swoją wypowiedź - buziaki, Diana :***
Rozdział świetny jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńBiedna Cami :(
Mam nadzieję że wybierze Rico
Uwielbiam ich <333
Ach ta Leonetta
I te ich śmieszne horrory xD
Czekam na next
Zosia ;*
Tacy przyjaciele są na wagę złota są wręcz bezcenni;d
OdpowiedzUsuńBiedna Camila a te Brodway nie potrzebnie wrócił ja jestem za Rickiem ;d
Rozdział boski czekam na kolejny ;p
Pozdrawiam ;*
Świetne! Wiedziałam, że to Brodway!
OdpowiedzUsuńViel. <3
Wiedziałam, że to Broduey! ;D
OdpowiedzUsuńBiedna Cami... Ale dobrze, że ma takich wspaniałych przyjaciół. ;))
Tylko kogo ona wybierze? Trudna decyzja...
Mi właściwie jest to obojętne.
Świetny rozdział ♥
Świetny, po prostu świetny, aż zabrakło mi słów!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://violainnahistoria.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
świetny <3
OdpowiedzUsuńhttp://magicznaprzyjazniludmiivioli.blogspot.com/
zostałaś nominowana !
Super rozdział
OdpowiedzUsuńTylko martwi mnie ten powrót Broduey'a
Nie wyjedzie
Zapraszam do mnie
http://mojeopowiadanieoviolettcieileonie.blogspot.com/
Xenia <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak na swoim opowiadaniu pokazujesz przyjaźń. Miłość to piękna rzecz, piękne doznanie, ale nie można zapominać o tym, że przyjaźń w życiu człowieka jest bardzo ważna. Czesto jest tak, że ukochana osoba odchodzi, a przyjaciel zostaje.
Tutaj wszyscy sa przyjaciółmi i nikt nikogo nienawidzi. Są jedną wielką rodziną i to jest piękne. Mogą na siebie liczyć o każdej porze dnia i nocy.
Tak było kiedy Viola straciła na jakiś czas Leon i tak jest teraz, gdy w życiu Cami znowu pojawił się Brodway. Ale jak powiedział Leon, oni nie pozwolą jej skrzywdzić.
Naprawdę nie wiem jakiem zamiary ma Brazylijczyk. Nie wiem czy wrócił, bo ją kocha, czy dlatego, że chce znowu ją skrzywdzić.
Ja wiem jedno. Chcę by wybrała Rico. Wydaje mi się, że to on jest bliższy Cami sercu/
Teraz będzie cierpiał tez Rico, ale mam nadzieję, że zawalczy o swoją Camilę.
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńBo ten był świetny.
Jejku, Broduey... No niby spodziewaliśmy się, ale... I tak szok :D
Wpadaj na nowy rozdział: http://violetta-story.blogspot.com
Cześć, cioto.
OdpowiedzUsuńTo było wspaniałe <3
Tak pięknie pokazujesz przyjaźń w swoim opowiadaniu.
Nie wiem, co będzie dalej, ale wiem, że napiszesz to bardzo dobrze, jak zawsze.
Cholernie mi się podobało.
Buziaki,
M. ;*
Wspaniale piszesz, powtarzam się, ale każdą sytuację tak dokładnie i pięknie opisujesz... Tylko zazdrościć:)
OdpowiedzUsuńBroduey, hmm... niby się spodziewałam,ale szkoda mi Cami.
Ona i Rico to fajna, ciekawa para:)
Leoś i Viola... aww *-*
Super, czekam na kolejny, jak na nowy odcinek Violetty:)
;*