czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 39: Zawsze ty

,,Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
  Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i
  Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze,
  Że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce"
  (Pezet - ,,Spadam")

   Rozdział dedykuję Dianie! :* 
Wszyscy czekamy na rozdział! :)

Angie
    - Co się tutaj dzieje?
    Moje pytanie rozniosło się echem po całym salonie. Zobaczyłam zapłakaną Violettę, którą próbował pocieszać German. Na kanapie leżała pogrążona we śnie Camila. Nie wiedziałam, co myśleć o załączonym obrazku. Przerażała mnie myśl, że Violi mogło się coś stać. Była przecież jedyną osobą, która kochała mnie bezgranicznie, bez względu na wszystko... Choć w ostatnim czasie znów się od siebie odsunęłyśmy. Każda z nas miała problemy. Musimy to zaakceptować.
    - Nie zdołałem jeszcze od niej tego wyciągnąć - odparł trochę oschle German.
    Tak, od tej pory mógł mówić do mnie tylko w ten sposób. Tak naprawdę wcale mu się nie dziwiłam. Dałam mu nadzieję, a potem odebrałam ją mu tak szybko i sprawnie, że mógł tego nawet nie zauważyć. Jednak dostrzegł to. Czułam się winna, ale chciałam wreszcie odnaleźć siebie. I przy okazji osobę, która mi w tym pomoże...
    - Ja spróbuję - odparłam i zbliżyłam się do Violi.
    German energicznie wstał i obdarzył mnie smutnym wzrokiem. Udałam, że tego nie widzę, ale zauważyłam. Co z tego, że nie chciałam... To nikogo nie powinno obchodzić. Moje oczy skierowały się na twarzyczkę dziewczyny. Zalana łzami, które ukrywała pod delikatnymi dłońmi. Gdy płakała wyglądała okropnie. Zawsze wydawała się lśnić, ale jej szloch to poskramiał. Dopiero wtedy ludzie odczuwali, że nawet Violetta nie jest idealna.
    Pogłaskałam ją po ramieniu, a ona spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczami.
    - Dlaczego wszyscy mieszkańcy tego domu płaczą? - zapytałam po chwili milczenia.
    Patrzyła na mnie smutno. Wyczytałam z jej twarzy, że nic nie rozumie.
    - Przecież nikt oprócz mnie nie płacze, Angie - odparła, ocierając łzę, która powolnie sunęła po jej mokrym policzku.
    Westchnęłam, co nie uszło uwadze Violetty. Wbijała we mnie wzrok. Nie patrzyłam na nią, bo bałam się, że wyczyta z mojej twarzy ten ból, z którym nie umiałam się rozstać. Nie chciałam, by czuła do mnie współczucia. Od nikogo tego nie oczekiwałam.
    - Violu, niektórych łez nie widać gołym okiem. Nie ujrzysz i nie usłyszysz szlochu osoby, która płacze w środku. Nie będziesz mogła pomóc, bo nie wiesz, że ktoś cierpi. Dlatego musimy uśmiechać się bardzo często, by pomóc tym osobom. Rozumiesz? - zapytałam cicho.
    Potaknęła i wzięła kolejną chusteczkę ze stolika. Spojrzała na rude pukle Cami, które pokrywały całą poduszkę.
    - Wytłumacz mi...
    - Nie, Violu - nie dałam jej dokończyć. - Teraz ty powiedz, proszę. Co się stało?
    Zaczęła chlipać, ale ja wyszeptałam do jej ucha kilka słów, które miały ją uspokoić i poprawić humor. Po chwili była już gotowa do rozmowy.
    - Widzisz ją? - wskazała głową na Camilę. - Wszystko przez mnie.
    - Co? - zapytałam głupio. - Ale dlaczego?
    Upłynął moment zanim opowiedziała mi całą historię. Początkowo nie chciałam w nią uwierzyć. To nie było to, co ja przechodziłam. Ona tak jak Viola musiała wybrać... Spojrzałam na spokojną twarz Camili, która pogrążona w głębokim śnie, lekko rozchyliła usta i oddychała powoli. Nie wiem dlaczego, ale rozczulił mnie ten widok.
    Pozostawało tylko jedno pytanie. Co sprawiło, że Violetta obwinia za to wszystko siebie?
    - Violu... Uspokój się, Violu - powtarzałam. - Musisz mnie posłuchać - spojrzałam w jej oczy, co sprawiło, że ona też odwróciła głowę w moją stronę. - To nie twoja wina. Dlaczego tak sądzisz.
    Wyrwała mi się i zaczęła chodzić w kółko po pokoju. Po chwili spojrzała na mnie z wątpliwością i popukała się w brodę. Znów zauważyłam na jej twarzy łzy, które błyszczały w słońcu. Poranne promienie wbijały się przez okno. Oświeciły ją całą, co wyglądało przepięknie. Ona tylko stała. Patrzyła na mnie pustym wzrokiem i z determinacją, która biła potężnie z tonu jej głosu, odpowiedziała:
    - Bo to ja musiałam wybierać, bo wiem jakie to trudne - umilkła. - Bo wiem, jak ona będzie cierpieć.
    Tym razem to ja spojrzałam na bezbronną twarz panny Torres. Wiedziałam, że moje problemy nie potrafią równać się z tymi, które przechodzą moi bliscy. I to było najokrutniejsze. To, że też nie mogą doznać szczęścia..

Leon
    W słuchawce telefonu usłyszałem niespokojny głos Angie. Nie mogłem zrozumieć, co mówi, ale wyłapałem pojedyncze słówka. Miałem być jak najszybciej u Castillów. Nie interesując się niczym, nawet moją pracą, wziąłem kluczyki motoru i pojechałem pod wskazane miejsce. Bałem się, co tam zastanę. Nie chciałem patrzeć na ludzkie cierpienie, a szczególnie tych bliższych mi osób. Wszystko sypało się powoli, ale ubolewali na tym wszyscy. Wydaje się, że żujemy normalnie, bezinteresownie, ale nagle wszystko zaczyna spadać w dół, łamać się na pół. I nic nie jest tak, jak powinno być.
    Łagodny wiatr mierzwił moje włosy, które były lekko wilgotne po porannym prysznicu. Nie mogłem patrzeć na świat w tych samych kolorach, co tydzień temu. Wszystko traciło swoją barwę i stawało się jeszcze bardziej szare pod wpływem narastającej depresji. Ten smutek był zbyt okropny.
    Zatrzymałem się pod domem mojej dziewczyny. Szybko zsiadłem z motoru. W pośpiechu zapomniałem zostawić kasku, więc wbiegłem do mieszkania z nim. Nie zważałem na jakiekolwiek sprzeczności.
    - Gdzie Violetta? Co się stało? - zapytałem, nie zauważając śpiącej Cami.
    Podbiegła do mnie Angie i szybko zatkała mi usta dłonią, patrząc nerwowo na Rudą. Ona pochrapywała dalej, a jej sen wydawał się tak stabilny, że chyba nikt w tamtej chwili nie potrafiłby jej zbudzić.
    - Leon! - pisnęła Angie. - Uspokój się!
    Popatrzyłem na nią pytająco, a ona odparła:
    - Wezwałam cię do Violetty. Szum umiem zrobić sama.
    Nie obchodziła mnie dobrze słyszalna ironia w jej głosie. Skupiłem się na wodzeniu wzrokiem po salonie w poszukiwaniu Violetty. Nigdzie jej nie było, więc zapytałem:
    - Jest na górze? Przepuść mnie. Muszę jej pomóc i... i ona też na pewno mnie potrzebuje.
    - Wiem, Leon - westchnęła Angie. - Ale to jest ciężka sprawa. Myślę, że...
    Gdy tylko mnie puściła, pobiegłem jak torpeda w kierunku pokoju Violi, który znajdował się na piętrze. Przeskoczyłem kilka stopni i bez pukania wpadłem do pomieszczenia.
    W środku na swoim wielkim łóżku siedziała już Violetta. Miała przymknięte oczy i bujała się lekko w różne strony. Na jej zaróżowionej twarzyczce zauważyłem ślady łez. Podbiegłem do niej i wtuliłem się najmocniej, jak umiałem. Chciałem, by wiedziała, że jestem przy niej, że nigdzie nie odchodzę, że jestem dla niej... Bo byłem, przez cały ten czas. Teraz wystarczy tylko, że się na mnie otworzy i uwierzy, że jest wiele osób, które po prostu chcą jej pomóc. A Viola wciąż była oddana swoim przyjaciołom. Tylko nimi żyła. Doceniała to, że są przy niej i kochają ją pomimo błędów.
    - Już jestem przy tobie. Ciii... Słońce, kwiatuszku - szeptałem.
    Moja koszula była już mokra, ale nie zważałem na to. Nie chciałem jej łez, ale nie potrafiłem wstrzymać jej bólu. Słyszałem to cierpienie, które rozsadzało ją od środka, ale nie umiałem temu zaradzić. Patrzyłem na wszystko nerwowo, byłem zbyt przejęty by udawać, że wszystko je w najlepszym porządku. Bo tak wcale nie było. Traciliśmy ten grunt pod nogami. Nigdy nie uwierzyłbym, że moje życie może wyglądać w tej chwili tak, jak wygląda. Wszystko się wali, ale wciąż jestem tutaj z kimś kto mnie kocha. Mam więcej takich osób. I może się wydawać, że nie dam rady, że się poddam, ale wcale tak nie będzie.
    Ale nawet gdy postanawiasz wszystko zmienić, to nic nie daje. Nawet wtedy czujesz tą bezsilność.
    Z moich oczu poleciały pierwsze łzy, które po chwili przerodził się w paniczny szloch. Płakałem tam razem z nią. Wtuleni w siebie, jak jedno. Za bardzo się kochaliśmy, by przestać myśleć o sobie i funkcjonować normalnie. Za bardzo się kochaliśmy, by spokojnie patrzeć na swoje cierpienie. Za bardzo się kochaliśmy...

Maxi
    - Przecudownie - odparła ironicznie Naty. -  To gdzie mnie teraz zabierasz?
    Właśnie prowadziłem swoją dziewczynę przez park. Nie wiedziałem, że jest aż taka niecierpliwa. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak diametralnie się zmieni. Jest zupełnie inna. Nawet nie wiem, kiedy bardziej mi się podobała.
    - Już - wywróciłem oczami. - Usiądziemy sobie na ławeczce i wszystko pięknie, prawda?
    - Świetnie - prychnęła. - Spotykam się z debilem.
    Spojrzałem na nią urażony, ale po chwili zaśmiałem się i odparłem:
    - A z Natalii robi się wredota!
    Uśmiechnęła się, odsłaniając rząd prostych, białych zębów. Mógłbym wymieniać w nieskończoność to, co mi się w niej podoba. Jednak ten olśniewający uśmiech jest najpiękniejszy.
    - No dobrze, Maxi - westchnęła dziewczyna. - To... Chciałeś mi coś powiedzieć, pokazać czy...?
    - Wyznać - odparłem trochę speszony.
    Spojrzała na mnie, co dodało mi otuchy. Poczułem, jakby tysiące piórek łaskotało moje serce. Zawsze to czuję, gdy jestem z Naty. Wiem, że to musi coś znaczyć.
    Długo się nie zastanawiając wypaliłem:
    - Quero te fazer feliz.
    Nie wiem, czy to chciałem powiedzieć. Wiedziałem, co znaczą te słowa. I właściwie tak było. Chciałem ją po prostu uszczęśliwić. To było dla mnie najważniejsze. Punkt, który był umieszczony najwyżej mojej listy. Nigdy nie wierzyłem, że powiem to jakiejkolwiek dziewczynie. Nie wiedziałem, że mogę znaleźć osobę. która jest dla mnie. Tak po prostu. Bo Naty taka była. Ona była tą dziewczyną, która wywoływała na moich ustach uśmiech. Nawet wtedy, gdy robiłem to mimo moje woli.
    - Maxi... - wydusiła i wtuliła się we mnie.
    Teraz potrafiłem zrozumieć wszystko. Kochałem ją bardzo mocno, Bo uszczęśliwiając ją, sam byłem szczęśliwy. Chciałem być przy niej i nie martwić się swoimi problemami. Wszystko nikło, gdy byłem razem z nią.
    - To zdumiewające, jak bardzo się zmieniliśmy - westchnęła po chwili milczenia.
    - Tak - odparłem. - Nic nie jest już tak, jak było.
    - A wiesz, co jest najgorsze? - zapytała przegryzając wargę i wtulając swoją głowę w mój tors.
    Pokiwałem przecząco.
    - To, że nie wiemy, czy zmieniamy się na lepsze...
    I wtedy wiedziałem, że nikt nie chce wmówić sobie, że to stwierdzenie jest prawdą...

Violetta
    Każdy doskonale wiedział, jaki wybór został mi postawiony rok temu. Albo tak, albo tak. Albo on, albo on. Jak się wtedy czułam? Jak miałam witać się z ludźmi promiennym uśmiechem, kiedy przeżywałam coś, czego nigdy bym sobie nie wyśniła? Nie cierpię tego cholernego niezdecydowania. Tylko ono potrafiło wciągnąć mnie w swoje gierki i omamić. Nie miałam żalu do Leona czy Tomasa. Oni mnie kochali.
    I gdy przypominam sobie te momenty chcę mi się płakać.
    Tak, ja. Silna, na pozór nieśmiała, odważna, szczęśliwa Violetta chce wylać swoje żale komukolwiek, gdziekolwiek, jakkolwiek. Bo tak było. Chciałam tego, ale nie miałam jak. Bałam się tego, że nikt mnie nie zrozumie, że zostanę z tym sama.
    Wolałam uwięzić myśli w mojej głowie i nie dać im wyjść. Nie chciałam patrzeć we współczujące oczy moich bliskich. To było zbędne, ale ważne dla nich. Tylko skąd mogłam wiedzieć, że jestem dla nich tak potrzebna, kiedy sama w to zwątpiłam?
     Nie mogłam patrzeć na smutne oczy Cami, która dopiero wstała, próbując unieść rękę po szklankę z wodą. W końcu jej się to udało, po czym upiła łyk i próbowała odstawić rzecz na stolik. Szło jej z tym dość opornie, więc podeszłam i pomogłam.Spojrzała na mnie i powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Tym razem udało jej się utrzymać równowagę. Przez jej twarz przeszedł ból, ale był on chwilowy.
    - I co ja mam z tobą teraz zrobić, Cami? - zapytałam, uśmiechając się lekko.
    Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i odparła po chwili:
    - Chcę, żebyś mi pomogła przez to przejść - zająknęła się. - Żebyś przy mnie była.
    Moje oczy w jednym momencie zalały się łzami. Ponownie dzisiaj. Nie mogłam patrzeć na jej cierpienie. Nie mogłam patrzeć, jak pożera ją strach jutra. Nierozmowny dotąd Leon, objął mnie ramieniem.
    I wtedy postanowiłam.
    By jej pomóc, muszę być silna. Dla niej.
    Jednym ruchem ręki otarłam spływające łzy i uśmiechnęłam się szczerze. Puściłam się Leona. Nagle zmieniłam swój ton na dość ostry, aż dziewczyna podskoczyła:
    - Pierwszym krokiem będzie pójście jutro do Studia! Taki jest rozkaz!
    To, co zobaczyłam po swojej wypowiedzi było dla mnie najpiękniejszym prezentem. Camila uśmiechała się. Tak, jak zawsze. To było moim celem. By była szczęśliwa, pomimo tych błędów, które popełnia ona, bądź jej bliscy.
    - Oczywiście, Violu - przytaknęła wesoło. - Ja zawsze dam radę!
    Uśmiechnęłam się serdecznie i mocno ją przytuliłam. Wiedziałam, że mój chłopak patrzy na mnie z tą nieprzeciętną dumą w oczach. Kochałam to uczucie.
    - No to idę się przygotować - powiedziała uradowana, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy i pobiegła do drzwi. Nagle odwróciła się do mnie gwałtownie i powiedziała cichutkie dziękuję. Pokiwałam przecząco głową na znak, że to nic takiego. To była moja powinność.
    Leon westchnął i uwiesił się na moim ramieniu.
    - I nasza Violetta ponownie uratowała czyjeś życie - szepnął mi do ucha. - A kto będzie ratował życie Violi, jeżeli będzie ono wisiało na włosku?
    Odwróciłam się do niego twarzą. Nie zapomniałam o dzisiejszym incydencie. Chyba nawet bym nie umiała. Odpowiedziałam cicho, niemal niesłyszalnie:
    - Zawsze ty.

Camila
    Po powrocie do domu, bez wszelakich tłumaczeń rodzicom, pobiegłam do pokoju i wyszłam na balkon.
    Nocne niebo było dzisiaj wyjątkowo gwieździste. Wszystko doskonale rozświetlone. Czułam się jak księżniczka, choć to głupie. Wolałam tak myśleć. Byłam kimś zupełnie innym. Nie przejmowałam się swoim życiem, które teraz wcale nie przedstawiało się w jasnych barwach. Ciemność przysłaniała wszystko, co powodowało, że nie mogłam dostrzegać innych.
    Jednak przychodziły takie momenty, jak teraz. Zaczynałam myśleć. Pałętać się po zapomnianych sprawach. Po wszystkim, co sprawiło mi ból. Po wszystkim, dzięki czemu mogę poczuć strach. Nie tego chciałam. Nie potrzebowałam.
     - Cami, masz gościa - odparła moja mama, a ja weszłam do ciepłego, rozświetlonego pokoju.
    Już chciałam powiedzieć, że nie przyjmuję gości, ale za bardzo zdziwił mnie widok wysokiego chłopaka. Tego samego, który sprawił, że moje życie znów zboczyło z prostej drogi.
    Mama wyszła od razu. Nie odzywaliśmy. Obserwowaliśmy siebie bacznie, jakby spodziewając się nagłego ruchu, który świadczyłby o złych zamiarach. To wcale nie miało nastąpić.
    - Cami... - westchnął nagle Broduey.
    Spojrzałam na niego z wątpliwością. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam jednak, że to jest nieubłagane.
    - Zdążyłam się pozbierać, Broduey - odparłam cicho, patrząc w jakiś obiekt za oknem. - Kolejny raz zaczynasz mi to utrudniać.
    - Cami, ja nie chcę ci nic utrudniać. Ja chcę być jak najbliżej ciebie - odpowiedział szybko.
    Nie wiedziałam dlaczego, ale wszystko się we mnie zagotowało. Poczułam, że doznałam upokorzenia. Najdziwniejsze wciąż było to, że go kochałam i ta jedna cząstka mnie nie chciała odpuścić.
    - Wyjechałeś. Zostawiłeś mnie - wyliczałam spokojnie. - Teraz chcesz być blisko mnie,a wtedy? Wtedy byłeś inny?
    Widziałam jego zmieszanie, które aż za bardzo mnie satysfakcjonowało. Cieszyłam się, że nie wie, co odpowiedzieć. Sama przejęłam stery tej rozmowy i odparłam:
    - Wyjdź, Broduey. Pogadamy kiedy indziej. Dzisiaj nie jestem w stanie dokładnie cię zrozumieć.
    Pomachał mi żałośnie ręką na pożegnanie i zniknął z moich oczu.
    Zrezygnowana usiadłam na fotelu. Moje myśli pędziły nieokiełznane, a najgorsze było to, że ja nie mogłam nic z tym zrobić.

Rico
    Mój dom był miejscem, w którym tętniła miłość. Czułem się kochany od małego. Może dlatego, że byłem jedynakiem? Nie wiem. Rodzice zawsze sprawiali, że patrzyłem na ten świat przez różowe okulary. Rzadko zdarzało się bym przestawał być optymistą. Ale ponownie nadszedł ten moment.
    - Synku - westchnęła u progu moja mama. - Nie męcz się tak.
    Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Nie chciałem słyszeć takich słów. Czułem się wtedy jak dziecko, które bez opieki rodziców nie umie zrobić kompletnie niczego. A ja byłem odpowiedzialny i samodzielny. Nie mogłem być kimś innym. Już dawno zostało mi to wpojone do głowy.
    - Nie umiem powstrzymać myśli - odparłem zmęczony.
    Mama wbrew pozorom się uśmiechnęła i usiadła obok mnie na kanapie. Spojrzała na mnie z tą samą czułością, co dwanaście lat temu i oznajmiła:
    - Ale ty ją kochasz.
    Pokiwałem głową, nie rozumiejąc jej i czekając na wytłumaczenie.
    - To chyba dobrze, że o niej myślisz - zawahała się.
    Ponownie pokiwałem głową i odparłem:
    - Ale może nie być moja.
    - Będzie - szepnęła mama.
    Uśmiechnąłem się. Wbrew pozorom, głęboko wierzyłem, że wybierze mnie i znów sprawi, że będę szczęśliwy.Bo oczekiwałem jej miłości.
    - A skąd wiesz? - odszepnąłem.
    - Bo jestem twoją mamą! - wykrzyknęła śmiesznie i jednym susem wyszła z pokoju.
    Tak,  Camila będzie moja. Za bardzo chcę jej miłości, bym teraz się z tego wycofał...

Starałam się. Bardzo się starałam. Mam nadzieję, że to nie poszło na marne. Chciałabym, żeby to miało jakiś sens. 
A teraz sprawa dodawania rozdziałów. Teraz wydaje mi się, że będziecie musieli czekać trochę dłużej. Nie zawsze znajdę czas. Jeżeli w gimnazjum zaczniesz lipnie, to później również tak będzie. Biorę się więc do roboty od razu!
W sobotę na ,,Ale ty zawsze musisz być obecny w moich snach" pojawi się moja miniaturka o Naxi. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, serdecznie zapraszam.
I na koniec:
Buziaczków, buziaczków. :D
I oczywiście nadziei, która jest potrzebna do wiary w pocałunek Leonetty w 48 odc. V2. :D
Kocham Was bardzo, bardzo mocno!
Xenia <3
 

15 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaa! Kochane ! xd normalnie pięknie ci wyszedł :d
    Leoś taki troskliwy, pędził do ukochanej ....
    Dobrze że Angie zadzwoniła do niego :)
    On by rzucił wszystko dla Violi...
    Naxi <3 ajajaj! ja ich kocham normalnie, a wczorajszy i dzisiejszy odcinek :Urocze <3
    Brodway... ehh ;/
    Maja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Xenia, Xenia...
    Nawet nie wiesz jak bardzo mi się podobało! <3
    Gdy to czytałam, wszyscy domownicy gapili się na mnie jak na idiotkę.
    Bo raz się śmiałam, raz miałam łzy w oczach, a raz szeroko się uśmiechałam.
    Kto normalny szczerzy się do monitora? :D
    Chyba tylko ja, ale ja nie jestem normalna, więc... No, ten tego... xD
    Najbardziej z całego rozdziału podobało mi się Naxi - ich rozmowa o tym, że ludzie się zmieniają, ale nie wiedzą, czy na lepsze, czy odwrotnie...
    To było takie prawdziwe.
    Nie przesłodzone, tylko prawdziwe.
    I to jak Rico rozmawiał ze swoją mamą... Wspaniałe.
    Nie wiem, co tu jeszcze ci napisać, bo ty wszystko wiesz.
    Wiesz, że masz talent, że piszesz niesamowicie i nieziemsko i...
    No, tyle. :D
    Buziaki,
    M, która nie wyzwała cię w tym komentarzu ani razu. ;*
    XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EJ! Wcale tego nie wiem. :c
      Dowartościowujcie mnie. :c

      Usuń
    2. Ja też jak głupia często szczerze się do monitora, więc to nie jest normalne ;) Zgadzam się z Maddy; piękny talent :*
      Masz talent ;)
      Umiesz pisać z pasją ;)
      Twój One Part u Mai i Ag. mnie zachwycił ;)
      Jestem Twoją stałą czytelniczką od b. dawna :*
      Można się wciągnąć w Twoje opowiadanie ;)

      To na tyle ode mnie ;)

      Usuń
    3. Nie wiesz, niech ci będzie. xd
      Jesteś boska. :*
      Wystarczy dowartościowywania? :D
      M.

      Usuń
  3. Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za dedykację. Zrobiło mi się tak ciepło na serduchu kiedy to przeczytałam <3 Jeżeli chodzi o rozdział, to cały czas się pisze, przysięgam ;* Ostatnio wypadł mi niespodziewany wyjazd, przez co wszystko się opóźniło. Przepraszam Was bardzo ^^
    A teraz przejdźmy do rzeczy ;) Po pierwsze i najważniejsze (w moim mniemaniu) - Leon. Błagam Cię, czy tacy faceci w ogóle istnieją? Nie jestem pewna :/ On jest idealny, kurde. Rzuca wszystko i jedzie do Violi, nie pytając nawet o co chodzi. On po prostu chce być przy niej, chce być dla niej...nie tylko chce, ale i jest ;) Mimo tego wszystkiego na co ona go naraziła on zawsze był, jest i będzie. Zawsze walczył.
    Druga rzecz - podobał mi się sposób w jaki opisałaś uczucia Violetty. W serialu denerwuje mnie tym swoim niezdecydowaniem. Ty fajnie przybliżyłaś nam fakt, że choć na pozór wybór mógłby wydawać się banalny, w rzeczywistości jest dużo inaczej. Za to wielki plus :D
    Teraz Camila. Szkoda mi jej. Jej naprawdę zależało na Broduey'u, a on ją tak po prostu zostawił, żeby teraz wrócić jakby nigdy nic. To trochę (mówiąc trochę, mam na myśli bardzo) nie fair. W sumie to chyba wolę by była z Rico... i mam nadzieję, że tak właśnie będzie ;)
    Jak wiesz, bardzo podoba mi się Twój styl pisania, dlatego ten rozdział bardzo mi się podobał. Piszesz lekko, fajnie się to czyta, masz ciekawe pomysły. Jest cudownie :D
    Co do serialu - też strasznie liczę na beso Leonetty <3 Należy im się to ^^
    P.S. Normalnie Cię kocham <3
    Buziaki, Diana ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak jak zawsze wiem co napisać to dziś brak mi słów...rozdział nie wiem jak to napisać jest hmmm...bardzo...inaczej ta rozmowa Naxi o ludziach uświadomiła mi,że pomimo iż się zmieniamy i nie wiemy na lepsze czy nie, to w głębi dusz tam w środku pozostaniemy sobą i tylko osoba która nas pokocha dostrzeże jejku jaka rozkmina ;dco Ty ze mną robisz?
    Nie no rozdział jest jedyny w swoim rodzaju, jest wyjątkowy;)
    O pocałunek Leonetty to ja się juz modlę bo ile mozna czekac ;]
    Czekam na kolejny poruszający i wywołujący u mnie rozkminę na swoim życiem rozdział;*
    Pozdrawiam ;*
    A się rozpisałam ...

    OdpowiedzUsuń
  5. super + wpadnij do mnie http://leonetta-leon-i-violetta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Najbardziej spodobał mi się fragment o Naxi. Czekam na tę miniaturkę.
    Pozdrawiam1 :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prze boski <333
    Najlepsza Naxi
    I ich rozmowa
    Leoś jaki on troskliwy :D
    Też mam nadzieję na ten pocałunek
    Bo ile można czekać xD
    Czekam na next

    Zosia ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super!
    Cami i Rico ! Ja ich uwielbiam a tego ugh nie!!
    Leon jaki słodki!! Kocham !!
    O i jeszcze Naxi jak słodko!
    Słodki ten rozdział :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nareszcie znalazłam czas i w końcu przeczytałam wszystkie posty na Twoim blogu. Przepraszam, przepraszam, że nie komentowałam ale tak się wciągnęłam i kompletnie wyleciało mi z głowy ;* Obiecuje to nadrobić i komentować każdy nowy przeczytany rozdział ;) Znając mnie pewnie w każdym pisałabym jakie są świetne <3 Bardzo podoba mi się to jak piszesz i ukazujesz historie stworzoną przez siebie ;) Same pozytywy więc może teraz w końcu trochę krytyki. Nie, nie oczywiście żartowałam ;* O wszystkich 39 rozdziałach nie można złego słowa powiedzieć ^^ ;* Twój blog jest jednym z najlepszych jakie miałam okazje przeczytać ;) I jeszcze dosłownie kilka słów na temat rozdziału. Leon, ideał chłopaka ;* Która dziewczyna nie chciałaby mieć takiego przy sobie? Szkoda, że na tym świecie takich bardzo trudno spotkać ;) Naprawdę masz wielki talent i z niecierpliwością czekam na więcej <3
    Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominowalam twojego bloga do LBA!
    Tutaj jest link do mojego bloga
    http://leonetta-violetta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy